14.

1.6K 88 3
                                    

— No idź za nią, a nie tak stoisz w miejscu — nalega Francesca, wskazując ręką na oddalającą się od nas Violettę. — Wyjeżdzam dopiero za tydzień, więc dogadajcie się jakoś w końcu i spotkamy się kiedy indziej.

Uśmiechamy się do siebie, po czym oboje rozchodzimy w różne strony. Przyspieszam, by dogonić Violettę i wołam ją, jednak ona mnie ignoruje oraz także zaczyna iść coraz szybciej. Podbiegam do niej i łapie ją za ramię na tyle mocno, by nie mogła się mi wyrwać, lecz jednocześnie na tyle delikatnie, żeby ją nie zabolało.

— Zostaw mnie.

— Viola, daj spokój. Chodź tutaj. — Przyciągam ją do siebie i przytulam mocno, a ona po prostu stoi w miejscu i już nawet nie próbuje się ruszyć. — Przytul.

— Nie, chcę iść do domu i być sama.

— To cię odprowadzę.

— Sama mogę się odprowadzić.

Przez chwilę oboje się nie odzywamy, a jedyne, co słyszę, to swój niespokojny oddech, przyspieszone bicie serca i cichy śpiew ptaków. Odsuwam się od Violi, chociaż perspektywa tego, że tak po prostu miałbym odejść i pozwolić jej na to, byśmy po raz kolejny nie odzywali się do siebie przez kilka dni albo tego, że przez jedną tak głupią rzecz mógłbym znowu ją stracić w ogóle mi się nie podoba. Na pewno wiele osób powiedziałoby, że przesadzam, ale naprawdę nie chcę jej stracić. A to Violetta i dużo rzeczy odbiera całkowicie inaczej, niż ja czy ktokolwiek inny. Od kiedy straciła ojca, wszystko wyolbrzymia.

— Jedna rzecz. — Łapię ją za dłoń, by zwróciła na mnie uwagę. — Jak zadzwonię, to masz odebrać, tak?

Patrzy na mnie przez kilka sekund, po czym delikatnie kiwa głową. Uwalniam jej dłoń z uścisku, a ona odwraca się i odchodzi.

— Uważaj na siebie — mówię, chociaż mam pewność, że i tak już tego nie słyszy.

***

— Nie rozumiem cię, naprawdę — odzywam się w końcu po dość długiej chwili ciszy.

„Jak zadzwonię, to masz odebrać". Wolałbym, by nie odbierała. Na początku wszystko wydawało się być w porządku i myślałem, że już jej przeszła poranna złość, czy cokolwiek to było, ale myliłem się. Po chwili przeszliśmy na temat tego, co nas łączy, a także Fran i tego, co stało się dzisiaj po zakończeniu roku szkolnego. A jak to my — zaczęła się kłótnia.

Od kiedy tylko pamiętam, to tak naprawdę pokłóciliśmy się zaledwie kilka razy, po czym nie odzywaliśmy się do siebie nawet przez tydzień. Reszta to jedynie niewielkie sprzeczki, kiedy już po godzinie się przepraszaliśmy.

Nie lubię się z nią kłócić, bo zawsze myślę, że pod wpływem emocji powiem coś, co mogłoby ją zranić. A nie chcę jej zranić.

— Ja ciebie też nie, wiesz? Niby jesteś ze mną i wszystko jest super, ale jak co do czego, to nagle pojawia się Francesca. Zawsze.

— Nie mów, że naprawdę jesteś o nią zazdrosna.

— Nie jestem zazdrosna — odpowiada ostrym tonem. — Po prostu denerwuje mnie to, że sam nie wiesz, czego chcesz i to wszystko momentami wygląda tak, jakbyś wolał ją ode mnie. Rozumiem, że to twoja przyjaciółka, ale... ugh.

— Nie rozśmieszaj mnie.

— Ja mówię poważnie. Mam już dość tych twoich marnych gierek, rozumiesz?

— Tak samo, jak ja twoich. Mówisz, że to ja nie wiem, czego chcę, a to nieprawda, bo wiem, czego chcę. I wcale nie mam na myśli Fran. To ty nie wiesz, czego chcesz, bo z nami jest tak, że przez parę dni jest wszystko świetnie i wtedy jestem naprawdę szczęśliwy, bo jestem przy tobie, a kolejnego dnia znowu mnie od siebie odsuwasz — tłumaczę rozdrażnionym głosem. Nie mam ochoty mówić jej tego wszystkiego, ale sama zmusza mnie do tego, bym powiedział, co mi leży na sercu. — Ale nieważne, niech ci będzie, że masz rację.

teraz wiem, że ziemia jest niebem [leonetta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz