Prolog

18.7K 315 59
                                    

Wszędzie to białe kurestwo. Gdzie się człowiek nie obejrzy tam cholerny śnieg. Przecież na tym zasranym lodzie można sobie nogi połamać! Ja naprawdę nie rozumiem, czym ludzie się tak zachwycają. Że niby zima to taka magiczna pora roku. Taka piękna i wspaniała.

No może dla dziecka tak. Ale nie dla dorosłego, który musi wstać o piątej rano do pracy, kiedy na zewnątrz jest jeszcze ciemno, a potem odśnieżyć auto i przecisnąć się oblodzonymi ulicami. Nie dość, że to pieprzone Buffalo było dziurą zabitą dechami, to jeszcze musiałam podziwiać jego krajobrazy, jadąc dwadzieścia na godzinę.
No dobra, może przesadziłam nazywając to dziurą zabitą dechami, ale byłam zdenerwowana i nie zdążyłam wypić porannej kawy. Niestety bez tego czarnego napoju nie potrafiłam normalnie funkcjonować.

Jezu, daj mi cierpliwości.

– Spóźniona – kobiecy głos powitał mnie już od progu.

– Nawet mnie kurwa nie denerwuj. – Warknęłam, posyłając szefowej złowrogie spojrzenie. – Wstałam wcześniej niż wczoraj, a i tak nic to nie dało. Dajcie mi już lato! – Jęknęłam zrezygnowana, wyrzucając ręce w powietrze.

– Za piętnaście minut otwieramy, idź się przebrać – Kobieta wskazała palcem zegarek, jednocześnie kończąc rozstawianie krzeseł.

Margaret Taylor, 33-letnia rozwódka o fantastycznych kręconych włosach w kolorze kasztanowego brązu. Moja szefowa była aniołem w ciele człowieka, jak Boga kocham. Niekiedy pokazywała, że ona tu rządzi, jednak przez większość czasu byłyśmy po prostu dobrymi koleżankami. Chociaż dzieliło nas dwanaście lat, często zachowywała się jak moja rówieśniczka. Bywało, że po zamknięciu siadałyśmy sobie przy barze i plotkowałyśmy godzinę czy dwie, sącząc przy tym bezalkoholowe drinki. Mam wrażenie, że obecnie trzebaby ze świecą szukać takiej szefowej, jak moja.

– Czekaj! – Zawołała, kiedy powolnym krokiem podążałam za barowy blat. – Przefarbowałaś włosy?!

Popatrzyłam na nią z głupim uśmieszkiem wymalowanym na twarzy. Pociaśniłam odrobinę gumkę, która utrzymywała mojego kucyka na głowie. Dalej wzruszyłam tylko ramionami i zabrałam się za wykonywanie swoich obowiązków.

– Stało się coś? – Kobieta usiadła na wysokim krześle naprzeciwko. – Byłaś blondynką, a teraz jesteś... – zawiesiła się na dłuższą chwilę, z rozdziawioną buzią wpatrując się w moją głowę. – Cholera, te włosy są czarne!

– Potrzebowałam zmiany – odparłam zdawkowo. – A teraz idę uzupełnić kawę w ekspresie, bo zaraz zlecą się ci cholerni fanatycy. – Przewróciłam teatralnie oczami, co wywołało jej parsknięcie śmiechem.

– Poproszę latte bez mleka! – Chichotała w najlepsze.

– A ja drożdżówkę z makiem, tyle że bez maku! No wie pani, to dla dziecka. – Parsknęłam, oglądając się na nią przez ramię.

Klienci potrafili być naprawdę wyjątkowo upierdliwi. Niektórzy wymagali rzeczy wręcz niemożliwych, przez co nieraz dawałam wciągnąć się w bezsensowne kłótnie. Ale grunt to zachować uśmiech na twarzy oraz nie dawać się wyprowadzić z równowagi. To stresuje ludzi najbardziej, a satysfakcja, że zdenerwowałam kogoś bardziej, niż on mnie była zajebista.

Do otwarcia zostały tylko dwie minuty, a przed drzwiami już pojawiły się tłumy. Naprawdę czasami szczerze nienawidziłam tej pracy. Ludzie bywali nieznośni, ale musiałam to znosić. Za coś trzeba żyć, a koszty utrzymania w Nowym Jorku nie należały do najniższych.

Co prawda dzięki hojności moich rodziców miałam własne mieszkanie w centrum, więc nie musiałam przejmować się kosztami wynajmu. Pozostawały tylko rachunki, jedzenie, ubrania, fryzjer, manicure, paliwo, karma dla rybek. To wszystko za pensję marnej kelnerki. Sama nie wiem, jakim cudem jeszcze wiązałam koniec z końcem, ale jakoś mi to wychodziło.

Our private game [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz