35. Zwycięstwo?

5K 146 80
                                    

Clary

- Przykro mi - wydukałam, usilnie walcząc z napływającymi łzami. Jakbym mało ich z siebie wylała w ciągu ostatniej godziny.

Austin stał przede mną nieruchomo. Nawet nie mrugał i miałam wrażenie, że również przestał oddychać na moment. Dokładnie tak, jakby jego świat się zatrzymał. Tak samo, jak mój, sześćdziesiąt minut wcześniej.

Wciąż niedowierzałam, że to działo się naprawdę.

Wygrałam ten pierdolony zakład.

To kosztowało mnie zdecydowanie zbyt wiele emocji. Dlatego nie czekając ani sekundy dłużej, odwróciłam się na piecie w celu oddalenia się stąd. Najdalej, jak to kurwa możliwe.

Niestety Austin miał inne plany. Chwycił z niemałą siłą mój nadgarstek, przez co odruchowo nawiązałam z nim krótki kontakt wzrokowy. I od razu tego pożałowałam.

Ból w jego blekitnych oczach powalał mnie na kolana oraz miażdżył moje i tak popękane już serce.

- Nie rozumiem - mruknął słabo, choć uścisk na moim nadgarstku się wzmocnił.

- Nie utrudniaj tego, proszę - załkałam.

Austin przyglądał mi się dłuższą chwilę, nie wypowiadając ani słowa. Jakby próbował odczytać moje myśli. Analizował każdy szczegół mojej postawy oraz mimiki twarzy. Z uwagą wpatrywał się w każdą następną łzę, spływającą mi po policzku.

Próbował zrozumieć. Tak samo, jak ja próbowałam zrozumieć jego. Bo to on był powodem naszego rozstania.

- Przecież było nam tak dobrze, Clary. Co się stało? Zrobiłem coś nie tak?

Jego łamiący się głos łamał i mnie. Nie sądziłam, że to będzie aż tak trudne.

- Obiecałeś, że mnie nie skrzywdzisz - pociągnęłam nosem, z trudem utrzymując z nim kontakt wzrokowy. - Ale zrobiłeś to. Czuję się, jakby rozjechał mnie jebany pociąg.

- Nie. Nie skrzywdziłem cię, Clary. Nie zrobiłbym tego naumyślnie. Nie przeżyłbym tego, kochanie.

Jego dłoń znów wylądowała na moim policzku, ale strąciłam ją równie szybko, co poprzednio. Bo jego dotyk palił żywym ogniem. Już mu nie wierzyłam.

- Porozmawiajmy na spokojnie, jestem pewien, że uda nam się to wyjaśnić. - Próbował się uspokoić. Próbował mnie uspokoić. Ale to nie było możliwe.

- Nie ma czego wyjaśniać. Doskonale powinieneś wiedzieć o czym mówię. Myślałeś, że się nie dowiem? Że będziesz to przede mną ukrywać całe życie?! Miałeś mnie za jebaną idiotkę?!

Właśnie wtedy nerwy, które całą sobą starałam się trzymać na wodzy, puściły. Bo zbyt wiele wydarzyło się w tym krótkim czasie. Zbyt duża ilość informacji zalała mój umysł oraz miękkie serduszko, które rozprysnęło się w drobny mak.

- O czym ty mówisz? - zapytał, co już całkowicie zadziałało na mnie, jak cholerny zapalnik.

Prychnęłam ostentacyjnie zarzucając włosy na plecy. Zaczynało się we mnie gotować, a złość w połączeniu ze smutkiem nie mogła przynieść niczego dobrego.

- Jesteś skończonym chujem, Russell. Byłeś nim od samego początku i jestem nim nadal. Żałuję, że dałam Ci się oślepić. Że uwierzyłam w te piękne słówka. - Wymieniałam, czując jak powoli zaczyna kręcić mi się w głowie. - Żałuję każdej pierdolonej sekundy spędzonej u twojego boku. I mam nadzieję, że bolą cię moje słowa. Bo mnie kurewsko zabolało to, czego się dowiedziałam. I to kurwa nie od ciebie. - Zaśmiałam się gorzko, wierzchem dłoni ocierając mokry policzek. Miałam już dość łez, lecz nie potrafiłam ich zatrzymać.

Our private game [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz