19. Życie potrafi zaskoczyć

7.3K 213 66
                                    

Clary

Krzątałam się między stolikami, zbierając z nich brudne naczynia. Kawiarnia tego dnia była oblegana o wiele bardziej, niż zazwyczaj. Nie wyrabiałam ze sprzątaniem opuszczonych stołów, przez co nowo przybyli goście, mimo próśb siadali przy wolnych, lecz wciąż brudnych miejscach.

Chwała za to, że dorobiliśmy się porządnej klimatyzacji. W innym przypadku chyba nie dałabym rady. Nie mam pojęcia, ile kilometrów dziś pokonałam, ale chyba pobiłam swój rekord.

Całe szczęście byliśmy już po porze obiadowej, czyli najgorętszym czasie w ciągu dnia. Lokal powoli pustoszał, więc miałam chwilę, by wypić w spokoju kawę.

– Zmęczona? – odezwała się Margaret, chichocząc cicho pod nosem.

– I to jak! – Przyłożyłam teatralnie dłoń do czoła, udając wycieńczoną.

– Możesz już iść, jeśli chcesz. Zastąpię cię – szefowa puściła mi oczko.

– Została mi niecała godzina – zmieszałam się, spoglądając na zegarek.

– To był ciężki dzień, Clary. Zasłużyłaś na odpoczynek. Idź, dam sobie radę.

Zagryzłam dolną wargę, zastanawiając nad jej propozycją.

Naprawdę byłam zmęczona i jedyne o czym marzyłam to gorący, relaksujący prysznic, dobra książka i sen. Ale chyba nie powinnam wysługiwać się szefową. Nawet jeśli była aniołem w ciele człowieka.

– No dalej! Bo się rozmyślę, zmykaj! – Pospieszała mnie, gestem ręki wyganiając z kawiarni.

Roześmiałam się głośno. Odłożyłam brudną filiżankę do zmywarki, by po chwili zebrać wszystkie swoje rzeczy. Nawet nie miałam siły się przebrać. Podziękowałam Margaret, tuląc się mocno do jej boku.

I w taki oto sposób, miałam resztę dnia całkowicie wolną. Nie miałam żadnych planów, choć była sobota i powinnam iść na imprezę, albo chociaż posiedzieć z Olivią. Sęk w tym, że nie miałam na to najmniejszej ochoty.

Pogoda w końcu zaczynała dopisywać, za co byłam niesamowicie wdzięczna. Czekał mnie półgodzinny spacer do mieszkania, ponieważ moje biedne autko wylądowało u mechanika.

Zatem ruszyłam powolnym krokiem w doskonale znanym sobie kierunku, zachwycając się przyjemnymi promieniami słońca, otulającymi moją twarz. Lekki wiaterek rozwiewał moje poplątane włosy. Nieznaczny uśmiech błądził mi po twarzy, kiedy rozmyślałam o tym, co czeka mnie po powrocie.

Prysznic, kieliszek wina, plotki z rybkami i dobra książka, której główny bohater jest pieprzonym ideałem, którego nigdy nie poznam w realnym świecie. Ale fajnie sobie móc chociaż pomarzyć.

Odnośnie facetów...

Starałam się nie zaprzątać głowy Austinem. Był na odległym kontynencie, gdzie prowadził swoje życie. Mógł tam kogoś poznać, a ja nie zamierzałam się tym przejmować.

Mój zakład z Liv wciąż pozostawał aktualny, choć delikatnie utrudniony. Tak czy inaczej zamierzałam złamać serce Russella. Zwłaszcza po tym, jak mnie zostawił. Dwukrotnie.

– Rybcie moje kochane, pańcia wróciła! – Zawołałam radośnie, odkładając klucze na szafkę.

Przeszłam do salonu, kroki kierując do komody, na której stało akwarium. Ugięłam nogi w kolanach, lekko się przy tym pochylając, by przywitać się z moimi rybimi przyjaciółmi.

– A ty Austin, jak tam w nowym domku? – zwróciłam się do niedawno kupionej molinezji ostropyskiej.

Przyglądałam się z uwagą czarnej rybce, która swoim wyglądem idealnie wpasowała się w Russella. Stąd jej imię.

Our private game [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz