17. Moja

8.8K 240 40
                                    

Clary

Czy muszę mówić, jak piekielnie wymęczyła mnie ta podróż?

Nigdy więcej nie polecę tak daleko. Nie ma szans. Jak uwielbiam podróże, tak ponad czternaście godzin lotu to dla mnie zdecydowanie zbyt wiele.

Całe szczęście, że byłam już w taksówce, wiozącej mnie prosto do ukochanego mieszkanka.

– A może jednak zostaniesz u mnie?

Tsaa...

Mówiłam już, że Austin jedzie ze mną?

Nie wiem, jak to się stało, ale jakimś dziwnym trafem przypadła nam jedna taksówka. Liv jechała z Lucasem i Xavierem, David z Jenny i Aaronem, Logan zawinął się z jakąś panna poznaną na lotnisku, a my zostaliśmy we dwójkę.

Pozostała część kadry rozjechała się w większości swoimi prywatnymi samochodami. I oczywiście, że mogłam zabrać się z którymś z pozostałych, ale nie miałam z nimi aż tak dobrego kontaktu, by prosić o podwózkę do domu.

W ten oto sposób znalazłam się w jednym aucie z Russellem, namawiającym mnie do zostania na noc u niego.

– No proszę, Clary – jęczał, szarpiąc mnie za rękaw bluzy.

– Jestem zmęczona i jedyne o czym marzę to sen. A twoim marzeniem jest najprawdopodobniej seks. Więc sorry, nie ma takiej opcji, abyśmy spali w jednym domu.

– Proszę, proszę, proszę, proooosze! Będę grzeczny!

Byłam za bardzo zmęczona, żeby mieć siłę na kłótnie z nim. Dlatego postanowiłam pójść na malutki kompromis.

– Jedziemy do mnie, a ty śpisz na kanapie. Jak ci nie pasuje, to wracasz do siebie. – Zarządziłam tonem głosu, nie znoszącym sprzeciwu.

Austin pokiwał szybko głową, a ja już wiedziałam, że kolejna walka przede mną. Przecież ten niewyżyty imbecyl nie da mi spokoju. Ale kiedy to ja chciałam dobrowolnie rozłożyć przed nim nogi, to musiał debil unieść się honorem!

– Dobrej nocy! – zawołałam, wręczając panu banknoty o odpowiednich nominałach, gdy zaparkował przed moim adresem zamieszkania.

Austin wypakował nasze bagaże i już podążał ku wejściu do apartamentowca. Ja z kolei szłam tuż za nim, śmiejąc się pod nosem, kiedy padały kolejne przekleństwa z jego strony.

– Czy ktoś tu narzeka? – spytałam, chcąc wyprowadzić go z równowagi.

– Ja nic nie słyszałem. – Wzruszył ramionami, pakując się z tymi tobołami do windy.

Nie chciałam cisnąć się razem z nim, więc poszłam na górę schodami. I w sumie dotarłam tam szybciej, niż on.

To wcale nie tak, że biegłam, żeby wejść do środka i zamknąć mu drzwi przed nosem. Skądże.

– Holt, otwieraj!

No dobra, może i tak zrobiłam.

– Podaj hasło – Droczyłam się, oparta plecami o drzwi, w które raz po raz uderzał.

– Zapłacisz za to – warknął mocno rozeźlony, więc zdecydowałam ukrócić jego męki.

Przekręciłam klucz w zamku, a ten wtargnął do środka, niczym huragan. Wciągnął bagaże za sobą i w mgnieniu oka zatrzasnął drzwi.

Patrzyłam na niego z uwagą do momentu, w którym mój obraz wywrócił się do góry nogami. Dosłownie.

– Puszczaj imbecylu! – Wrzasnęłam, uderzając pięścią w jego umięśnione plecy.

Our private game [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz