Drodzy czytelnicy, w tym fanfiku pojawią się przekleństwa, więc ostrzegam. Jeśliby ktoś zauważył błąd, proszę poinformujcie mnie. I ostatnia wiadomość: rozdział 19 jest przeznaczony dla dojrzałych użytkowników. Miłego czytania! :)
------------------------------------------------------------------------------------------------
Na dworze prószył biały śnieżek, lekko pokrywając odśnieżone ulice. W pomieszczeniu było ciepło, wręcz gorąco, nie wiadomo czy od napiętej atmosfery, czy dlatego, że okna były pozamykane, a w małym pokoju siedziało dużo ludzi.
Większość z nich zdawała się być znudzona i czekać na koniec spotkania, ale najbardziej końca wyczekiwał Feliks. Miał mieszane uczucia do narad wojskowych; były potrzebne i ważne, bo nowy front itd. itp., ale słuchanie za każdym razem kłótni i wrzasków było strasznie uciążliwe. Był tym typem osoby, która woli czyny od gadania. Szczególnie, że do takiego bagna można było nie dopuścić i wprawdzie sojusznicy zaliczyli go do Najwyższej Rady Alianckiej i jego rządowi było to bardzo na rękę, mieli duży wpływ na strategię, lecz Polska sądził, iż mógłby siedzieć w mieszkaniu i nie wychodzić na narady. Większość spotkań nie dotyczyła jego, więc nie interesowało go to.
Miał szczerą ochotę zasnąć, było tak ciepło, a hałasy wydzierających się personifikacji dało się zdzierżyć. Oparł się na rękach, przymknął oczy i już odpływał, lecz siedzący koło niego Sikorski szturchnął go w ramię i szepnął:
– Feliks nie śpij.
Odrzekł mu zły pomruk i Feliks wyprostował się na krześle.
– O co się teraz totalnie kłócą? – spytał, spoglądając na wrzeszczących na siebie Anglię i Francję.
– Francja poparł Stany, a Anglia oczywiście skrytykował – odrzekł Sikorski
– A o co?
– A o to, skąd pójdzie ofensywa we Francji; czy znad ujścia Dordogne, by zająć wybrzeże, czy z Masywu Centralnego w głąb kraju przy granicy ze Szwajcarią
Łukasiewicz westchnął. Kłótnie Anglii i Francji to była norma; na każdym spotkaniu zawsze się spierali, czy to o front, czy o oddziały, których się użyje. Jedynym, który ucierał im nosa był amerykański generał Eisenhower; słuchał ich scysji, a potem wykładał najsensowniejsze rozwiązanie, najczęściej nieodpowiadające ani pierwszemu, ani drugiemu. Oni jednak nie odpuszczali, choć ich sprzeczki były mniej zacięte od jakiegoś czasu.
Wszyscy przyjęli z ulgą zabranie głosu przez Eisenhowera. Mówił mądrze, ale i tak Polski to nie interesowało. Spuścił wzrok na mapę leżącą przed nim. Dla niego był to wyjątkowo ponury obraz, sytuacja była naprawdę kijowa; we Włoszech front zatrzymał się na linii Gotów, we Francji alianci zajmowali jej południową część do rzeki Dordogne, Masywu Centralnego i Alp. I może wydawało się to sukcesem, lecz Rzeszy pomagał ZSRR, przysyłając broń, zaopatrzenie, paliwo i wszelakie dobra. Paradoks polegał na tym, że teoretycznie nie brał udziału w wojnie. Przeniósł wzrok na Polskę, a w zasadzie jej ziemie przedzielone pionową linią. Bardzo chciał tam już zobaczyć front, ale musiał czekać. Tak, to właśnie tam miał powstać 3-ci front w Europie. Plan dość ryzykowny, bo otwarcie frontu łączyło się z wypowiedzeniem wojny Związkowi Radzieckiemu. Zgodzono się tylko z powodu świetnie zorganizowanej partyzantki, Państwa Podziemnego, które mogło wywołać udane powstanie – zalążek frontu – i z potrzeby odcięcia Rzeszy od dostaw.
– ... więc uważam, że wszyscy się zgadzają? – spytał Eisenhower, patrząc po zebranych. Widać było, iż nikt nie miał argumentów do sprzeciwu, większość go popierała. – Myślę, że na dziś wystarczy. Jest już późno i ustaliliśmy wszystko, co chcieliśmy.
CZYTASZ
[APH] Feniksy Nigdy Nie Tracą Skrzydeł
FanfictionW pewnym momencie przypomniał sobie swą rozmowę z Litwą, gdy zapytał się go, co dla niego znaczą skrzydła... - Dla mnie? Sam nie wiem... - odrzekł zaskoczony. - Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. - Wiesz, Liciu, mi skrzydła totalnie dodaj...