Rozdział 5

30 3 0
                                    

Czuł, jakby głowa ważyła 2 razy więcej. Tępy ból w karku nie ustawał. Świadomość wróciła na tyle, żeby pojąć, że gdzieś siedzi z rękami skutymi za plecami. Wokół unosił się gęsty dym z papierosów.

Wyprostował się i otworzył oczy; w pierwszej chwili wszystko było nader zamglone oraz niewyraźne, ale po kilku sekundach wyostrzyło się. Siedział w małym pomieszczeniu. Kiedy spojrzał na postać stojącą za biurkiem w rogu pokoju, natychmiast przypomniał sobie wszystko; to, jak przyleciał do Wilna, to, jak rozmawiał z Torisem i to, jak ktoś przywalił mu czymś w kark. Litwa zwrócił się w stronę Feliksa, podszedł do biurka, zgasił papierosa, spojrzał na niego wyniośle i rzekł:

– Obudził się nasz śpiący królewicz.

Słowa te dotarły do Polski znacznie później niż normalnie, a gdy je zrozumiał, nadal nie potrafił nic na nie odpowiedzieć. Jednak szatyn wcale nie czekał na odpowiedź, tylko okrążył biurko i to, co zrobił w następnym ułamku sekundy, zszokowało Feliksa; Toris, zamachnąwszy się, uderzył blondyna w twarz, zwalając go z krzesła. Konfrontacja z zimną posadzką była bolesna, ale kopniak z całej siły w wątrobę przeszył całe ciało okropnym bólem. Przetoczył się na bok, podkurczając nogi i kaszlnął, na podłodze pojawiły się krople krwi. Świat znów pociemniał na kilka sekund. Odetchnął głębiej kilka razy, po czym spojrzał w górę na Litwę, ten uśmiechał się z tryumfem w oczach. Jednakże w tym uśmiechu wszystko było inne niż kiedyś; był to uśmiech zimny, nienawistny, uśmiech kogoś, kto właśnie wypełnia jakiś niecny plan, komu coś się udało, a nie była to rzecz dobra. Polska nie poznawał Torisa, był przestraszony. Co się z nim stało?

– Masz szczęście, że kazali mi cię oszczędzać – warknął.

Na odchodne kopnął Polaka w bok, a później wyszedł z celi. Zanim Feliks zdążył usiąść, klnąc z bólu, do celi weszli dwaj mężczyźni i podnieśli go. Trzymając go mocno, wyszli z pomieszczenia. Przeszli przez korytarz, skręcili w bok, rozkuli go i wrzucili do celi. Polska upadł. Ciężkie, metalowe drzwi zamknęły się ze skrzypieniem zawiasów. Zebrawszy się z podłogi, podniósł swoją rogatywkę leżącą obok, o dziwo jeszcze jej nie stracił. Powoli wstał, rozglądnął się; mała cela, co najwięcej trzy metry kwadratowe. Nie było w niej nic oprócz drewnianej pryczy. Masując obolały bok, usiadł na niej. Przetarł dłonią czoło, myśląc o Torisie. Kiedyś nigdy nie znęcałby się nad bezbronnymi, ale teraz... Poczuł na własnej skórze, iż Litwa jest w stanie to zrobić. Co do niego czuł? Sam nie wiedział. Złość? Żal? Nienawiść? Tego ostatniego na pewno nie. Nie potrafił, nie chciał. Po części dotarło do niego, że Toris robi to z własnej, nieprzymuszonej woli... Chyba że ktoś go przekonał i nim chytrze manipuluje. Choć wiedział, że ta opcja jest mało prawdopodobna, nie potrafił zrzucić całej winy tylko i wyłącznie na Litwę. Nowa myśl zasnuła mu głowę: Toris mówił, iż ktoś kazał mu mnie oszczędzać. Ale kto? Kto totalnie mógłby być jego zwierzchnikiem? Zaraz, Litwa jest pod panowaniem Niemców, a więc Ludwig. No to mam totalnie przesrane – stwierdził. – Trzeba by było stąd prysnąć. Jednak możliwości nie miał zbyt wielu; w oknie były kraty, a wejścia pilnowały hałdy strażników. Nie miał szans na ucieczkę... na razie.

Zerknął na pryczę; była twarda, ale nie spał całą noc, a za okienkiem niebo nie miało tak ciemnego odcieniu jak wcześniej. Położył się, przymknął powieki i zasnął.

W dalszym śnie przeszkodziła mu struga światła padająca na twarz. Przetarł oczy, usiadł, przeciągając się. Wstał, schylił się i wyprostował, słuchając, jak obolałe kręgi strzykają za każdym ruchem. Zaczął myśleć nad planem ucieczki, jednakże nie potrafił nic wymyślić.

Struga światła przesunęła się dość sporo, a on wciąż myślał. W pewnym momencie z zamyślenia wyrwały go odgłosy zza drzwi; ktoś przyszedł pod celę. Drzwi skrzypnęły i w progu pojawiły się czerwone oczy kontrastujące z białymi włosami. W sercu Feliksa wezbrała silna nienawiść, która pogłębiła się, gdy za Prusami wszedł wysoki, niebieskooki blondyn. Za nimi wkroczył Toris. Stanęli na środku i popatrzyli na swojego jeńca. Pierwszy odezwał się Gilbert:

[APH] Feniksy Nigdy Nie Tracą SkrzydełOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz