Rozdział 2

47 1 0
                                    

Łagodny wietrzyk poruszał gałęziami. Połowa śniegu już stopniała. Wiosna nadeszła, a wraz z nią bociany i jaskółki. Drzewa powoli wypuszczały listki, pod którymi, w gęstych krzakach, czaiły się oddziały partyzanckie. Czekały na jadący pociąg z zaopatrzeniem na front. Nikt nie rozmawiał. Panowała taka cisza, że mogło wydawać się, iż stopili się z lasem. Gdzieś w oddali odezwała się jadąca maszyna. Po chwili pojawiła się, jechała szybko, ale, gdy maszynista zobaczył leżące na torach drzewo, zwolnił, aż do zatrzymania. Jednak partyzanci nadal czekali. Z kolei wysiedli żołnierze – eskorta. Razem z maszynistą podeszli do zawalidrogi. Na to czekali Polacy. Rozległo się kilkanaście strzałów i wrodzy żołnierze padli martwi, zaległa cisza. Parę osób podeszło sprawdzić, czy nikogo nie ma w dalszej części pociągu. Kiedy wrócili, dali znać, że teren jest czysty. Wszyscy zajęli się rozładunkiem wagonów... prawie wszyscy. Na uboczu, przyglądając się całej akcji, stał Polska. Spoglądał na uwijających się ludzi, ładujących rzeczy na wozy. Takie akcje stały się częste; przechwytywanie broni czy zaopatrzenia, rzadziej sabotowanie oddziałów zmierzających na front, bo po co marnować materiał wybuchowy? Po skończonym załadunku rozdzielili się na mniejsze, macierzyste oddziały, gdyż na akcje skupiali się w jeden. Każda grupa udała się do swojego obozu lub wsi sprzyjającej partyzantom. Wyjątkiem był oddział komendanta; część z niego udała się tajnej skrytki, gdzie składowano broń.

Feliks po powrocie udał się do namiotu dowodzenia. Po chwili weszła Hania. Była to wysoka kobieta, szatynka z długimi włosami, o zielonych oczach.

– Generale, blokada Wilna – oznajmiła.

– I?

– Dzisiaj mamy odebrać informacje od „Grzywacza". Niemcy zablokowali wszystkie drogi, nie będziemy mogli się do niego dostać.

Polska zamyślił się; był to problem, „Grzywacz" mógł mieć ważne informacje.

– A totalnie o której ma być na wyznaczonym miejscu?

– 20:45, tam, gdzie zawsze.

– Hmm... Polecę tam i totalnie wezmę co trzeba – rzekł pewny siebie Feliks.

– Generale... – zaczęła Hania, ale Łukasiewicz uciszył ją ruchem dłoni, ucinając dyskusję.

– Totalnie postanowione.

Reszta dnia minęła szybko, pogoda zmieniła się; niebo spowiły chmury a ziemię lekka mgła. Świetna pogoda do latania. Kiedy miał już owinięte skrzydła czarną, wytrzymałą tkaniną, żeby Niemcy go nie zobaczyli, udał się do mniej gęstego lasu i wzleciał ku obrzeżom Wilna. Nie było wiatru, drzewa ledwie się poruszały. Po pewnym czasie bór zrzedniał, oznaczało to, że za chwilę pewnie pojawią się pierwsze zabudowania, a z nimi blokada miasta. Wzleciał wyżej, skrył się w chmurach. Co pewien czas zniżał pułap, by zobaczyć, gdzie jest. W końcu ujrzał wyznaczone miejsce; mały zagajnik koło chaty zaufanego człowieka. Zanurkował prawie pionowo w dół, rozłożył skrzydła i, po gwałtownym zatrzymaniu kilka centymetrów nad ziemią, wylądował. Wokół było ciemno, wyczulił słuch. Niebawem usłyszał trzask łamanych gałęzi. Przylgnął do drzewa, w jego ręku znalazła się broń. Wyjrzał zza pnia. W ciemności odezwał się basowy głos:

– Co tu robisz?

– Grzyby zbieram.

Taka rozmowa była umówiona, po niej wiadomo było, iż to „Grzywacz". Polska wyszedł zza drzewa, w ciemności widział tylko zarys postaci informatora, który powiedział:

– Myślałem, że nikogo nie będzie... – urwał, gdy zobaczył skrzydła. W pierwszej sekundzie myślał, że to Laurinaitis, sięgnął po pistolet.

– Totalnie spokojnie. – Feliks schował spluwę i lekko uniósł ręce.

Zbliżył się do „Grzywacza", ten w mroku nocy ledwo dojrzał rogatywkę i znajomy krój munduru, po chwili dotarło do niego, przed kim stoi.

– Przepraszam, panie generale. – Schowawszy broń, wyjął papiery. – Proszę.

Łukasiewicz wziął je i wetknął do kieszeni munduru. Przyjrzał się informatorowi; był to wysoki człowiek w okularach, o ciemnych włosach z długą grzywką zaczesaną na bok.

– Jak tam w mieście? – spytał Polska.

– No, jakoś idzie, ale jest coraz trudniej. Najwięcej kłopotów przysparza Laurinaitis.

Blondyn skrzywił się lekko. Wiedział, iż Toris zwalcza AK, ale nie chciał wierzyć, że aż tak bardzo.

– To ja już będę totalnie leciał.

Pożegnali się i Feliks ruszył w drogę powrotną. Znowu zamyślił się nad sprawą Litwy. Był przekonany, że na pewno nie jest tak źle. Myśli spowiły mu umysł jak chmury, które przysłaniały teraz niebo. Przez nie nie zauważył dwóch samolotów nadlatujących w jego stronę. Gdy je wreszcie zobaczył, błyskawicznie zanurkował w dół, między drzewa. Gałęzie boleśnie ocierały się i uderzały o niego, przecierając mundur, gdzieniegdzie czarną tkaninę, kalecząc skrzydła. Ostre igły zostawiały wąziutkie zacięcia. Czapka spadła mu z głowy. Wszystko to trwało zaledwie kilka sekund, jednakże, gdy już przebywał przez ostatnie warstwy koron drzew, jego ręka natrafiła na wyjątkowo dużą gałąź. Rozległo się chrupnięcie, a Polska przeklął z bólu. Czym prędzej rozpiął skrzydła, hamując kilka centymetrów nad ziemią. Przeklinając z bólu, spojrzał na prawą rękę; skręcony nadgarstek. Skrzydła, wprawdzie całe, nosiły ślady kilku zacięć, choć i tak ból prawie w połowie dorównywał skręconemu nadgarstkowi. Podniósł rogatywkę z ziemi, po czym spojrzał w niebo, nasłuchując, czy samoloty nie zawracają, aczkolwiek teraz nie za wiele mogły mu zrobić. Przez bujne gałęzie widać było skrawki nieba spowitego chmurami – zbyt gęsto, by wystartować. Nie ma co, totalnie muszę iść na piechotę.

Cały obszarpany i zły wrócił do obozu. Szkoda, że większość oddziału nie spała, bo patrzyła się zdziwionymi spojrzeniami na generała. On, starając się unikać zaciekawionych spojrzeń jak i kompromitacji, skierował się do namiotu głównego. Siedzieli tam jeszcze Hania z Maćkiem. Przed wejściem Feliks usłyszał, jak się kłócą. Po wkroczeniu do środka oboje zamilkli, a po kilku sekundach Gołygowska zerwała się z miejsca i spytała lekko zaniepokojonym tonem:

– Generale, co się stało?

– Cóż, powiedzmy, że totalnie musiałem awaryjnie lądować – burknął blondyn, kładąc papiery na biurko.

Hanna, spostrzegłszy dziwnie skrzywioną prawą rękę generała, zapytała:

– Generale, co się stało z ręką?

– Totalnie za mocne zderzenie z gałęzią, skręcony nadgarstek – rzucił od niechcenia generał, przeglądając informacje. Wziął większość kopert i położył na stół, który znajdował się koło biurka. – Przeglądnijcie je – rozkazał.

Następnie ruszył do pielęgniarek. Potwierdziły, iż nadgarstek jest skręcony, szczęśliwie nie był to skomplikowany uraz.

Pierwotnie opublikowany 11.10.2020

[APH] Feniksy Nigdy Nie Tracą SkrzydełOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz