Czym bliżej wyjścia Litwy z więzienia, tym dni ciągnęły się Polsce dłużej. Czerwiec nadszedł gorący i upalny. Dniu dziewiątego czerwca w Wilnie towarzyszył ogólny ruch, gwar i radość. Litwini świętowali wyjście swojej personifikacji z więzienia z dużą pompą. Uroczystość była radosna i huczna. Prezydent Litwy z wdzięczności dla Feliksa za duże poparcie wcześniejszego pomysłu oddania Wilna zaprosił go na to święto.
Po tym dniu jednak wszystko wróciło do normy; obaj mieli robotę, przez co spotykali się rzadziej.
Minęły wakacje, jesień, nadszedł listopad, a z nim urodziny Polski.
Tydzień przed nimi do Torisa zadzwonił telefon:
– Halo?
– Hej, Licia! Wiesz co, totalnie potrzebuję twojej pomocy w przygotowaniu imprezy – odezwał się głos w słuchawce.
– Chętnie, ale mam dużo roboty w następny fajrant i...
– Ojjj nooooo, Liiiiciuuu... Proszę, proszę, proszę... – powiedział błagalnie Feliks.
Toris westchnął.
– Niech będzie – zgodził się.
– Totalnie zajebiście! To przyjedź w piątek wieczorem do Zakopanego pociągiem. Odbiorę cię! Totalnie do zobaczenia.
Głos w słuchawce umilkł.
Z ciężkim westchnięciem Litwa odłożył ją na miejsce. Jak wróci, będzie miał jeszcze więcej do zrobienia i będzie musiał pilnować Polski oraz towarzystwa. Mógł się założyć, że na imprezie będzie dużo alkoholu i jeszcze więcej kłopotów. Z drugiej strony oderwie się od pracy i zobaczy z Feliksem.
I powoli, niepozornie myśl z tyłu głowy o pamiętaniu o przyjęciu Polski przeobrażała się w nękające oczekiwanie, które rosło z dnia na dzień. Gdy w końcu spakował swoje rzeczy i ruszył do Zakopanego, był prawie zniecierpliwiony. Dojechał wieczorem, było już ciemno. Na peronie czekał na niego Polska.
– Cześć, Licia! – przywitał się entuzjastycznie blondyn.
– Labas, Feliks. Gdzie urządzasz przyjęcie?
– No totalnie w domku z bali pod Tatrami.
– Mam nadzieję, że go nie spalicie...
– Nie martw się, będzie totalnie dobrze. Ogólnie musisz mi totalnie pomóc zrobić tort, trzeba też jakieś dekoracje skombinować i chyba jeszcze totalnie piwa i wódy dokupić, bo wydaję mi się, że jednak totalnie za mało kupiłem, i... – nawijał tak przez całą drogę do domu z bali, choć Litwie nie za bardzo to przeszkadzało.
W sobotę zajęli się przygotowaniami na niedzielne przyjęcie, które według Torisa zmieni się w dzikie szaleństwo.
*
Znowu się zaczyna. Nawet nie doszła ósma, a towarzystwo było spite. Jedyną w miarę trzeźwą osobą w pokoju był Toris. Stan umysłu miał jeszcze na tyle przytomny, by ogarnąć sytuację: Feliks prowadził w zawodach pt. „Kto więcej wypije". Odpadli już Łotwa z Estonią. Węgry, Czechy i Słowacja jeszcze się trzymali, choć ten ostatni miał za chwilę odlecieć. Ukraina, Białoruś oraz Turcja wesoło śpiewali jakieś piosenki, każdy w swoim języku, co jakiś czas popijając wódką.
Litwa pocieszał się tym, że jedyną (jak dotąd) niebezpieczną akcją była próba skoczenia Polski z balkonu i odfrunięcia.
Kilka godzin (i kilka głupich pomysłów Feliksa) później impreza była skończona. Wszyscy, oprócz Torisa, leżeli na, pod albo koło stołu. On zresztą też ledwo na nogach stał. Resztkami sił postanowił zanieść Polaka do jego pokoju. Zawsze tak robił po skończonych melanżach, przynajmniej jak był do tego zdolny.
CZYTASZ
[APH] Feniksy Nigdy Nie Tracą Skrzydeł
FanfictionW pewnym momencie przypomniał sobie swą rozmowę z Litwą, gdy zapytał się go, co dla niego znaczą skrzydła... - Dla mnie? Sam nie wiem... - odrzekł zaskoczony. - Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. - Wiesz, Liciu, mi skrzydła totalnie dodaj...