𝓽 𝔀 𝓮 𝓷 𝓽 𝔂

972 58 25
                                    

      Syn wodza miał lekkie urwanie głowy przez sytuację z utratą duchowej siostry swojej matki. Sytuacja ta narobiło dużo zamieszania jak i paniki jego plemienia. Ojciec nakazał mu przybrać znaczną ostrożność jak i czuwać nad ludem. Dostał również zadanie by doglądać prac przy wzmocnieniu obrony wioski. Właśnie tak było i tym razem, pełnił wartę oraz doglądał jak reszta Na'vi, która ma w tym fach przygotowuje włócznie wojenne. Sytuacja była poważna, rozmyślał na temat jakby już miało dojść do wojny. Co wtedy? Jego myśli zaczynały przybierać już najczarniejsze scenariusze, jednak
został rozkojarzony przez krzyki. Znał bardzo dobrze ten głos.
- Aounung! – krzyknął najstarszy syn Sully i podbiegł do wyższego roztrzęsiony. – Lo'ak, popłynął w morze, ostrzec swojego tulkuna, sam. – popatrzył w jego oczy zmartwiony całą sytuacją. – To nie mądre z jego strony, trzeba za nim płynąć, j-ja mu mówiłem, jak zwykle się nie słucha. Ludzie nieba. Ja mam złe przeczucia. – został automatycznie przytrzymany zielonkawymi dłońmi wyższego.
- Neteyam. Spokojnie ej. – uspokajająco przejechał ręka po jego przedramieniu. – Znajdziemy go. – popatrzył mu głęboko w oczy. – Nic mu nie będzie.
Ten kiwnął głową przytakując mu. Stali tak jeszcze przez dłuższą chwilę, wyższemu zależało by ten się choć trochę uspokoił więc wciąż go trzymał. Oboje ruszyli do wybrzeża dosiadając swoich Ilu.
- Trzymajmy się blisko w razie czego. – Aounung pogładził lekko jego dłoń.
Net na ten gest posłał mu tylko lekki uśmiech po czym rozkazał swojemu zwierzakowi by ten ruszył do przodu.
Płynęli równo pozostawiając za sobą w oddali wioskę. Nie zajęło im długo, a byli już w połowie drogi.
- Musi być tam gdzie ostatnio ten gigant go uratował. – zwrócił się w jego stronę Aounung.
- Pewnie tak, miejmy taką nadzieję. – zacisnął pięść mocniej na lejcy.
- Ej, spokojnie nic mu nie będzie.
- To Lo'ak on zawsze pakuje się w kłopoty dobrze go znam.
- Neteyam, będzie dobrze, chciał ratować tego tulkuna.
- Ciekawe czy jakbym ja był w potrzebie by tak zrobił. Wątpię, to jego nazwał swoim bratem. Zapadła chwilowa cisza między nimi. Wyższy potrzebował chwili by zebrać myśli.
- Na pewno tego nie miał na myśli, ty jesteś jego rodzonym bratem. Między rodzeństwem są takie sprzeczki. – westchnął. – Z Tsireyom mam to samo, od małego.
Neteyam popatrzył na niego bez słowa. Jego wzrok był bardzo przygaszony i smutny, było po nim widać, że coś go trapi. Odwrócił wzrok patrząc przed siebie po czym zwinnie zanurkował, znacznie przyspieszając pod wodą. Drugi widząc poczynania leśnego uczynił to samo. Pierwszy raz widział go w takim stanie. Jego relacja z rodziną była ciężka, mimo, ze stawiano mu wymagania jako pierwszemu dziecku to nigdy nie brano pod uwagę jego uczuć. Od dziecka prawdopodobnie musiał świecić przykładem i stawiać rodzinę ponad siebie. W obecnej sytuacji dochodzi jeszcze konflikt z ludźmi. Czyżby naprawdę byli tacy niebezpieczni jak mówił Jake Sully? Ciekawe do czego byli zdolni...
Docierając pod Skały Trzech Braci zauważyli wielkie stworzenie dryfujące na wodzie. Wynurzyli się, a ich oczą ukazał się nie kto inny jak młodszy z braci. Podpłynęli bliżej.
Lo'ak widząc starszych przez moment spuścił uszy i stanął bez ruchu. Neteyam miał już otwierać usta, ale rozejrzał się dookoła, ujrzał on Tsireye, Kiri oraz małą Tuk, które również znajdowały się przy zwierzęciu. Jego zdenerwowanie bardziej wzrosło, ale gdy zobaczył obok nóg dziewczyn dość wyróżniający się przedmiot, zbladł. Przełknął nerwowo ślinę podnosząc wzrok na brata.
- Wiem źle to wygląda, nawaliłem, ale proszę pomóżcie nam to z niego ściągnąć.
Starsi popatrzyli po sobie. Nie mieli wyjścia.
Neteyam sprawnie przeniósł się ze swojego Ilu na tulkana, wyciągnął rękę w stronę swojego ukochanego, ten bez zawahania ją złapał i został również wciągnięty na olbrzyma.
- Kiri, daj nam spróbować. – powiedział twardo najstarszy z rodzeństwa Sully.
Ta odsunęła się robiąc im miejsce. Razem w czwórkę, sparli się i próbowali wyciągnąć ze stworzenia skomplikowane urządzenie, które było nadajnikiem. Sytuacja była poważna, kłusownicy mogli zjawić się w każdej chwili.
- Cholera, ani drgnie! – stęknął podirytowany już tym Lo'ak.
- Trzeba spróbować z ten strony, Tsireya, Aounung, Lo'ak z całej siły teraz – sapnął Neteyam i naciskał na miejsce, gdzie pokazywał mu ojciec. Ten w przeciwieństwie do młodszego brata dopytał się co i jak w sprawie ściągnięcia tego urządzenia. Gorzej jednak gorzej było z wyłączeniem tego.
- Kiri... - najmłodsza z całej grupy pociągnęła starszą siostrę na rękę. – Tam coś płynie... - szepnęła.
- Co płynie? - dziewczyna obejrzała się za siebie i sprawnie wzięła małą na ręce. – Nie chcę was martwić, ale mamy kłopoty...
Automatycznie wszyscy popatrzyli za siebie. Zbliżała się do nich ogromna łódź ludzi z nieba, a dokładniej kłusowników, którzy polowali na tulkuny.
- Cholera! Bierz Tuk i uciekajcie! – powiedział do siostry i przyłożył znacznie więcej siły w wykonywaną czynność by uwolnić tulkuna. – Rzesz k#rwa! – krzyknął i kopnął porządnie nogą urządzenie.
Aounung, Lo'ak i Tsireya, którzy je ciągnęli z jednej strony, polecieli razem prosto do wody razem z częścią. Drugą sprawnie chwycił złotooki.
- Nie wiem jak to się wyłącza by nie było sygnału... – sapnął patrząc na przedmiot w ręce.
- To nie jest ważne! Wywal to. – Aounung podniósł się ponownie wdrapując się na ogromne zwierze i chciał chwycić dziwne urządzenie z zamiarem wywalenia go daleko w wodę. – Wyrzuć to i spadajmy stąd...
- Nie, wezmę to i odciągnę ich jak najdalej się da by zgubić trop Payakana.
- To nie jest dobry pomysł rozumiesz?! Jeszcze coś pójdzie nie tak i...
- Nic mi nie będzie. Uciekajcie! – popatrzył w jego oczy i zbliżył się do niego co sprawiło, że dzieliło ich kilka centymetrów. – Dam radę, po prostu we mnie uwierz.
- Wierzę, ale... - westchnął i położył rękę na jego ramieniu patrząc mu w oczy stanowczo. – Jak coś ci się stanie to zabije cię!
- Dobrze, będę tego świadomy.
Lo'ak w tym czasie nakazał swojemu przyjacielowi uciekać jak najdalej. Wszyscy pozostali zerwali się dosiadając swoich Ilu. Ruszyli sprawnie przed siebie, a Neteyam ruszył w drugą stronę by zmylić wroga. Plan chłopaka jednak nie do końca się powiódł. Musieli zostać zauważeni. Z pokładu statku w stronę najstarszego z rodzeństwa Sully zostały wypuszczone pociski, specjalne na tul kuny więc pewnie myśleli wciąż, że to jest to zwierze. Jednak z łodzi wypłynęło coś jeszcze. To sprawiło małe zamieszanie u pozostałych uciekających Na'vi.
- Bez paniki! Rozdzielić się! I pod wodę, uciekajcie w zarośla! – nakazał syn wodza. – Triseya! Już! – popatrzył na siostrę ostrzegawczo.
Wszyscy Na'vi dali nura pod wodę sprawnie płynąc niżej ku wodnym roślinom jak nakazał Aounung.
W ich stronę zaczęły płynąć mniejsze wodne maszyny ludzi nieba. To dało im do zrozumienia, że są w niemałym niebezpieczeństwie. Maszyny ludzi były bardzo szybkie i poruszały się z podobną prędkością co Ilu. Sytuacja robiła się nie za ciekawa.
Maszyn było kilka, również rozdzieliły się jak grupka młodych Na'vi.
Jedna z takich uwzięła się na Kiri i Lo'aka. Ci niezwykle sprawnie wymijali wroga robiąc uniki w zaroślach.
Młodszy dał znać siostrze by ta płynęła dalej, on chciał być przynętom, w ten sposób zmylą przeciwnika. Tak też i się stało popłynęli w dwie różne strony, a wodny robot zaczął gonić samego Lo'aka. Taka samą taktykę zastosowała Trisayaa wraz z Aounungiem. Leśna Na'avi trzymała małą Tuk mocno przy sobie by ta nie wypadła. Jednak ich prześladowca był sprytniejszy. Wytoczył cięższe działa trafiając w ich Ilu. To sprawiło, że siostry zaczęły panikować. Starsza jednak zachowała zimna krew chwyciła małą i zaciągnęła w inny rodzaj wodnych roślin. Był to podwodny kokon w którym była bańka powietrza. Wpłynęły do środka łapczywie oddychając.
- Boje się...
- Cichutko. Nie znajdą nas tu. – nie była tego do końca pewna jednak starała pocieszyć na ten moment siostrę.
Nagle coś podpłynęło od dołu i wynurzyło się obok nich powodując cichy pisk Tuk.
- Spokojnie to ja. – uspokoiła ich Lo'ak. – Będzie ciężko im uciec... Uwzięli się na nas. – sapnął wyraźnie zmęczony.
- Gdzie twoje Ilu? – spytała starsza.
- Uciekło. Tamten robot chciał w nas strzelić, ale chybił, niestety wystraszyło się i zwiała, ale chyba go zgubiłem.
- Nic ci nie jest? – spytała mała Turkey łapiąc brata za ramię. To wywołało u niego lekki uśmiech.
- Spokojnie, jestem cały.
Z Nienacka kokon w którym się znajdowali rozdarł się na drobne strzępy, rodzeństwo ledwo dało rade złapać oddech. W pośpiechu starali się jak najszybciej ukryć. Na darmo...

ᴀᴛᴀɴᴛɪ ɴᴇɢᴀʟ ᴍᴏʟᴜɴɢᴇ - 🌊 ɴᴇᴛᴇʏᴀᴍ x ᴀᴏᴜɴᴜɴɢ 🌊Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz