Tytuł Tsahìk* dzierżą wyłącznie kobiety. Tsahìk może, choć nie musi, być partnerką przywódcy plemienia; taka sytuacja jest najczęściej spotykana, choć istnieją wyjątki.
Tsahìk przechodzi z matki na najstarszą córkę. W sytuacji braku żeńskiego potomka, następczyni zostaje wybrana spośród najbardziej obiecujących członków klanu. Następczyni Tsahìk nosi tytuł Tsakarem* i jest przygotowywana do swej roli od najmłodszych lat, towarzysząc obecnej przewodniczce duchowej w obowiązkach wynikających z jej pozycji.
Więc jak można było nazwać Neteyama? Żartobliwie był on nazywany tskhik przez Aoununga, jednak dla wyjaśnienia nosił on przydomek tiretu* szamana.
Początkującego szamana.
Czy robiło mu to różnice? Nie.
Czy sprawiało sporo problemów? Być może.
Od wieków w środowisku klanów nie pojawił się ktoś z darem szamana. Jednak Net nabrał tą zdolność poprzez niezwykłą więź z Eywom i podarowaniem mu od niej szansy ponownego powrotu do świata materialnego.
Dostał on również masę niedopracowanych umiejętności, z którymi od czasu przebudzenia przeszkadzały mu w normalnym funkcjonowaniu. Wizje, zawroty głowy, odczuwanie wszystkiego bardziej i czucie wszystkiego bardziej. Był on takim chodzącym czułym nerwem po ziemi. Odczuwał moc Eywy niesamowicie mocno i za wszelką cenę odczuwał potrzebę chronienia jej potęgi schowanej naturze tego świata....
- Ale kiedy ja...
- Żadnych, ale Neteyam.
- Nie pisałem się na coś takiego.
- Ale ona ci to przypisała i musisz przejść tą próbę.
- Kiedy to... A jak cos zrobię źle?
- To straci rękę.
Bardzo pocieszające. Pomyślał.
- To jeszcze nie jest aż takie złe, uwierz mi, poradzisz sobie.
- Jest coś gorszego? – zerknął na nią niepewnie.
Kobieta popatrzyła na niego z politowaniem.
- Porozmawiamy jak odbierzesz swój pierwszy poród.
- Że moje pierwsze co?
- Bądź ty już cicho i szyj tą ranę. – pacnęła go w tył głowy po czym popchnęła w stronę starszego od chłopaka Na'vi, który leżał na leżance z solidną raną na przedramieniu
Chłopak kiwnął głową do swojego „pacjenta" chcąc się grzecznie przywitać, ale ten nie raczył na to zareagować. Był spięty i zaciskał zęby z bólu tłumiąc swój głos by przypadkiem nie zacząć krzyczeć.
Widząc to Neteyam przestał myśleć i skupił się już całkowicie na ranie poszkodowanego.
- Co dokładnie się stało?
Proste pytanie padło z jego ust, niosąc się po pomieszczeniu.
- Akula*... - jęknął.
[tł. morski drapierznik]*
Częsty przypadek w tej wiosce. Obserwował nie raz jak Ronal łatała Na'vi po takich atakach. Przeważnie miało to miejsce podczas połowu ryb.
Wziął głęboki wdech, przetarł ranę z krwi, która sączyła się praktycznie cały czas. Sprawnie sięgnął po małą buteleczkę z półki, która znajdowała się za nim, wylał na ranę jej zawartość, odczekał moment i przeszedł do konkretnego działania.
- Środek oczyszczający ranę nałożony. – Przetarł ranę ponownie i przyjrzał się jej dokładnie. – Brak ciał obcych, więc przystępujemy do zaszycia. – mówił sam do siebie pod nosem.
Nawlekł specjalną nitkę na igłę i ostrożnie zaczął zszywać ranę. Był bardzo dokładny w tym co robił.
Mimo wielkości rany i lekkich utrudnień przez sączącą się z niej krew, złotookiemu wreszcie udało się skończyć zabieg. Westchnął zmęczony, ale z dumą popatrzył na swoje działo.
Wzrokiem powędrował na Ronal, która lekko uniosła kąciki ust. Co zdarzało się bardzo rzadko.
- Dałeś radę. Teraz idź się umyj z tej krwi, ja już się nim zaopiekuje. – podeszła do niego i poklepała go w ramie. – Dobra robota Netayam. Szybko się uczysz....
Wyszedł z namiotu ciesząc się jak dziecko. Olał całkowicie, że ma ręce całe we krwi, że jest przepocony i wygląda jakby przepłynął cały ocean w ta i powrotem. Był z siebie dumny.
Ruszył w kierunku swojej chaty, gdy przekroczył jej próg pierwsze co dostrzegłto Aoununga stojącego prawie przed drzwiami, tak jakby czekał na niego. I chybaserio czekał.
- To nie twoja krew prawda? – pierwsze zdanie jakie padło z ust ukochanego.
- Nie. Z zaskoczenia kazała mi zszywać dość sporą ranę.
- Cos czuję, że ci się udało.
- Po czym to stwierdzasz? – wyminął go podchodząc do misy i zaczął myć ręce.
- Promieniejesz i świecą ci się oczka jakbyś coś wygrał. – zaśmiał się i podszedł do niego obejmując go bez zastanowienia w talii.
- Świecą mi się oczka?
- No tak się cieszą nooo. – jęknął. – Jak ci się oczka cieszą to znaczy, że się cieszysz. Tak jest i nie zaprzeczaj.
- A jak zaprzeczę? – zerknął na niego przez ramię.
- To pogadamy inaczej.
- Oh... Inaczej? Tak?
- Dobra, przestań mówić tym tonem. Nie dam się znowu być zmanipulowany tymi twoimi głosowymi gierkami.
Złotooki przewrócił oczami, wytarł ręce i obrócił się przodem do ukochanego.
- Oj tam zaraz gierkami.
- Czyli nie mamy o jednego mieszkańca mniej? Pytam serio.
- Nie. – wyszczerzył w jego stronę zęby.
- No i brawo. – cmoknął go w czoło. – Mój zdolny Netayam. Jeszcze chwila i wszystkich będziesz łatał, nawet mnie.
- Nie zamierzam ciebie łatać.
- Czyli mam się wykrwawić, tak?
- Jak będziesz głupi i dasz się zranić to się wykrwawisz. No sorry za głupotę się płaci. – wzruszył ramionami.
- Osz ty! – krzyknął i złapał go sprawnie przerzucając go sobie przez ramie.
- Ej no co ty! Aounung! – zaczął się śmiać z poczynań wyższego. – Puszczaj! –zaczął się szarpać.
- Za głupotę się płaci, trzeba było nie gadać głupot!
- Ale ja żartowałem!
Po chwili leśny Na'vi został rzucony na łóżko co lekko go zdezorientowało. Aounung usiadł mu na biodrach łapiąc ręce układając je nad jego głową.
- Teraz za twoją głupotę zapłacisz.
Net tylko zaśmiał się na te słowa.
- Ja nie żartuję.
- Jasne. A co mi takiego zrobisz? He? – popatrzył na niego pytająco unosząc brew.
- To.
Po chwili dłoń wodnego znalazła się na talii niższego i zaczął go łąskotać po całej tej okolicy jak i po brzuchu, nie znając umiaru.
Z ust Netayama uciekł głośny pisk, a za nim fala śmiechu jak i wołań o zaprzestanie robienia tej czynności przez jego ukochanego.
- P-przestań!
- Ktoś coś mówił? – zielonkawo skóry rozejrzał się udając głupa. – Chyba się przesłyszałem. – wzmocnił siłę nacisku łaskotania.
Netayam zaczął się zachodzić ze śmiechu. Wyginał się w wszelakie strony jednak nie mógł się uwolnić przez nacisk swojego chłopaka. Kilka łez wypłynęło mu z oczu, był już na skraju wytrzymałości.
Łaskotki to najgorsza rzecz jaka istnieje.
- Wygrałeś!!! – wykrzyczał z całej siły. – Przepraszam! Aounun... Wygrałeś, przestań, ja już nie mogę! – popatrzył na niego błagalnie.
Ten jedynie uśmiechnął się usatysfakcjonowany i zaprzestał swoich ruchów unosząc ręce do góry.
- Dziękuję za przyznanie racji kochanie.
- Jesteś okropny. – mruknął cicho Net wycierając oczy i powoli normując swój przyśpieszony oddech.
- Wiem. – uśmiechnął się głupio po czym nachylił się muskając kochanka w nos.
Ten jedynie zmarszczył go na ten gest i mimo wszystko odwzajemnił uśmiech.
- Nigdy więcej tak nie rób.
- Oj no dobrze, nigdy, może tak już nie zrobię.
- Aounung.
- Neteyam?
- Mówię poważnie, nie rób już tak.
- Zmuś mnie. – wystawił figlarnie do niego język.
- Już po tobie. – po tych słowach rzucił się na ukochanego. To była już wojna.
Neteyam zaczął łaskotać Aoununga po brzuchu tak jak on robił to z nim wcześniej. Ten na to piskliwie pisknął co spowodowało zdziwienie na twarzy drugiego, lecz nie przestawał, po chwili można było usłyszeć śmiech wyższego i błaganie o skończenie tego.
- O nie, nie, nie. – Net sam zaczął się śmiać z tej sytuacji.
Leśny Na'vi nie spodziewał się odparcia ataku, ale jednak to miało miejsce. Aounun złapał go za ręce i sprawnie uniemożliwił dalsze łaskotanie.
- Tyle! Anie waż się poruszyć mój drogi.
Na te słowa ten mimo zakazu poruszania nachylił się bliżej niego.
- Przestań, co ty kombinujesz? Nie waż się dalej wykonywać jakichkolwiek ruch...
Jego wypowiedz przerwały miękkie usta, które wpiły się w te jego. Aounung mruknął zaskoczony po czym bez zastanowienia oddał pieszczotę. Przez to poluzował tez uścisk na dłoniach ukochanego, miało to taki skutek, że ten wykorzystał to i sprawnie przejął kontrolę zmuszając wyższego by ten pod naciskiem jego ciała położył się całkowicie na posłaniu ich łóżka.
Neteyam rozsiadł się wygodnie na biodrach wyższego, dzięki temu miał większą swobodę więc naparł ciałem bardziej na kochanka.
Oboje stopniowo czerpali z pocałunków coraz więcej przyjemności. Gdy wkradły się do tego otarcia niższego o ciało Aoununga temu od razu zrobiło się goręcej.
Takie zagrania prowadziły tylko do jednego, oboje o tym wiedzieli.
Niebieskooki badał czujnie każdy ruch swojego partnera, przygryzł dość mocno wargę gdy ten otarł się o jego przyrodzenie. Złapał za jego biodra i docisnął go do siebie mocniej. Net na ten gest jęknął niekontrolowanie. Oboje złapali kontakt wzrokowy. Dało się wyczuć w powietrzu rosnące podniecenie ich obojga. Upijali się sobą powoli, stopniowo, ale ze zdwojoną siłą.
Minęła chwila, może dwie, rzucili się na siebie łącząc swe usta w bardzo namiętnym, a zarazem agresywnym pocałunku.
Dalej było już tylko im coraz przyjemniej....
- Mógłbyś częściej mnie tak zmuszać do różnych rzeczy.
- Oj zamknij się. – zarumieniony szturchnął go w ramie kładąc się obok. Cicho dyszał starając się unormować oddech. – Samo tak jakoś wyszło i nie zaprzeczysz.
- Dobra, dobra no, już spokojnie.
- Jestem spokojny.
- Mhmm widzę. – mruknął i przysunął się bliżej niego, uniósł rękę delikatnie zaczesując jego włosy za ucho. – Coś cię drażni prawda?
- Aż tak widać?
- Oj tak... Zgaduje, że to coś związane z twoimi obecnymi naukami.
- Tak. – westchnął i zakrył twarz dłońmi. – Jestem tym wykończony i mam obawy, że nie będę dość dobry. – szepnął.
- Ma Neteyam? Nie dość dobry? Co ty gadasz? – zmarszczył brwi i zabrał mu ręce z twarzy. – Nie gadaj głupot, dobra?
- Ale kiedy to...
- Gówno prawda. Przestań być taki pesymistyczny no. – zbliżył się do niego patrząc mu prosto w oczy. – Jesteś genialny i dobrze ci idzie, a z czasem będziesz jeszcze lepszy.
Net na te słowa tylko westchnął. Nie czuł się w tej roli dobrze. Od dziecka był uczony na przyszłego wodza. To nie sprowadzało się do leczenia ran, chorób, pomoc duchową i wiele innych. Wódz to nie pokroje tsahik.
Niby robił wszystko dobrze. Ale czuł, że czegoś mu brakuje.
- Dramatyzuje?
- Owszem, ale ja wiem, że to z czasem minie. Znajdziesz swój dryg do tego. – ułożył się obok niego wygodnie. – Nie myśl takdużo, dziś poszło ci wyśmienicie i trzeba to brać pod uwagę. Myśleć o p t y m i s t y cz n i e. – przejechał nosem po jego policzku by jeszcze bardziej podbudować ukochanego.
- Postaram się. Dziękuję mój kochany.
- Nie masz za co. Nie dziękuj, nie lubię jak tak robisz!
- Ale ja nie mogę inaczej. – zaśmiał się z tej sytuacji i z tego, że on nie mógł nie dziękować, ani tez nie przepraszać za coś/
– Mam cię czymś zająć by „rzucający wdzięcznością na lewo i prawo Neteyam" się wyłączył?
- Czy tobie jeszcze mało? – uniósł brwi zaskoczony.
- Nie śmiem zaprzeczać. – pokazał szereg białych zębów.
- Aounung...
- Nie kończ. I nie myśl, ani nie gadaj. – mruknął i musnął czule jego usta. –Rundkę druga czas zacząć!
- Ja jutro nie będę mógł usiąść!
- Trudno!
Ich krzyki i przekomarzanie nagle przerwał wstrząs ziemi, popatrzyli po sobie zaniepokojeni, ponowne trzęsienie, tym razem mocniejsze.
- Aounun... - leśny przybliżył się do ukochanego łapiąc go za rękę.
Syn wodza otworzył usta, zdawało się że coś zaczął mówić, ale nagle głośny huk, zagłuszył wszystko. Okropne piszczenie w uszach, dźwięk wybuchów, ból z lewej strony ciała.
A co najgorsze po otworzeniu oczu można było zobaczyć chaos, połowa domu została wysadzona w powietrze. Jednak to co sobie pierwsze uświadomił Netayam to, to ,że jego ręka już nie trzymała tej Aoununga....
...
𝓼ł𝓸𝔀𝓪 - 1972
𝑃𝑜𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎𝑤𝑖𝑒̨ 𝑡𝑜 𝑏𝑒𝑧 𝑘𝑜𝑚𝑒𝑛𝑡𝑎𝑟𝑧𝑎...
𝑈𝑧𝑏𝑟𝑜́𝑗𝑐𝑖𝑒 𝑠𝑖𝑒̨ 𝑤 𝑐𝑖𝑒𝑟𝑝𝑙𝑖𝑤𝑜𝑠́𝑐́....
𝑃𝑟𝑧𝑒𝑝𝑟𝑎𝑠𝑧𝑎𝑚, 𝑧̇𝑒 𝑤𝑎𝑠 𝑡𝑎𝑘 𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎𝑤𝑖𝑎𝑚 𝑧 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑚 𝑧𝑎𝑘𝑜𝑛́𝑐𝑧𝑒𝑛𝑖𝑒𝑚 :𝑐𝑊𝑖𝑑𝑧𝑖𝑚𝑦 𝑠𝑖𝑒̨ 𝑧 𝑛𝑎𝑠𝑡𝑒̨𝑝𝑛𝑦𝑚 𝑟𝑜𝑧𝑑𝑧𝑖𝑎ł𝑒𝑚 𝑧𝑎 𝑡𝑦𝑑𝑧𝑖𝑒𝑛́!
𝐶𝑧𝑦 𝑡𝑜 𝑗𝑢𝑧̇ 𝑏𝑒̨𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑘𝑜𝑛𝑖𝑒𝑐? 𝑍𝑜𝑏𝑎𝑐𝑧𝑦𝑚𝑦...
CZYTASZ
ᴀᴛᴀɴᴛɪ ɴᴇɢᴀʟ ᴍᴏʟᴜɴɢᴇ - 🌊 ɴᴇᴛᴇʏᴀᴍ x ᴀᴏᴜɴᴜɴɢ 🌊
Fanfiction- Chyba mnie trafi jak jeszcze raz go zobaczę. - powiedział Lo'ak pojawiając się nagle koło starszego brata i również obserwując oddalającego się syna wodza. - Strasznie dupkowaty się wydaje, no nie? - popatrzył na Neteyama domagając się jego opinii...