𝓽𝓱𝓲𝓻𝓽𝔂 𝓼𝓮𝓿𝓮𝓷

169 6 0
                                    


          Po wojnie zostało sporo rannych. Tsahik wszystkich plemion miały sporo na głowie, było ich jednak zbyt mało więc dawały nauki jak pomagać innym i ulżyć im w cierpieniu.
Kiri po naukach Ronal, została szanowaną szamanką. Ona pełniła większą pieczę nad szczególnymi przypadkami.
- Tutaj są mi potrzebne bandaże nasączone w ziołach! Nie obchodzi mnie, że ich nie ma. Mają być. – warknęła szukając gorączkowo potrzebnych materiałów. – Miles proszę idź po Neteyama. Nie dam rady sama. – zwróciła się szybkim błagalnym spojrzeniem w stronę Pająka.
Człowiek jedynie popatrzyła na nią zawiedziony. – Szukałem już go. Rozpłynął się. Kilka osób już go szukało!
- Jak to się rozpłyną? – dziewczyna zatrzymała się gwałtownie stawiając uszy do góry, jej wyraz twarzy nie zwiastował nic dobrego. Podeszła do chłopaka patrząc na niego gniewnie z góry. – Znajdź go, bo nie ręczę za siebie jak go sama znajdę.
- Postaram się. – jak szybko odpowiedział, tak i szybko ulotnił się z namiotu. Westchnął i przeleciał wzrokiem po całej panoramie placu leczniczego. I nic. – Mówiłem, że go nie ma. – poprawił sprawnie maskę z tlenem i ruszył przed siebie zaglądając co kawałek do następnych namiotów.
Jak go nie znalazł tak nadal go nie znalazł. Jednak jak zauważył od dłuższego czasu, łatwiej było mu się dogadać z innymi Na'vi. Poczuł, że został zaakceptowany. Odkąd wydoroślał, a Kiri się za nim wstawiła, został jednym z nich. Po krótkim czasie została odprawiona ceremonia wpisania go do klanu. Jedyne co zostało to obrządek przejścia z ciał do ciała. Był to wyjątkowy czas, na który czekał odliczając dni.
Z rozmyśleń wyrwał go widok Aoununga, którego dojrzał wychodzącego z namiotu. Zdziwił się, bo rzadko bywał w tym obszarze jednak od razu ruszył ku niemu.
- Bracie witaj! – podbiegł do niego zwracając tym na siebie uwagę.
- Oh Pająk... Witaj. – rozejrzał się w dal po czym spuścił na niego wzrok. – Widziałeś może...
- Neteyama?? Też go szukamy... Właściwie to rozpłyną się w powietrzu. – dodał trochę ciszej.
Mina wodnego Na'vi automatycznie zrzedła, przygryzł Nadrowo wargę. – Przepraszam cię. – burknął i ruszył prosto do namiotu skąd wyruszył Pająk. Do Kiri.
Momentalnie znalazł się przed namiotem i wparował do niego bez większego ostrzeżenia. Tak samo jak wcześniej rozejrzał się gorączkowo. Ostatecznie napotkał wkurzone spojrzenie młodej thahik.
-Na mnie nie patrz nie mam pojęcia, gdzie poszedł tym razem, ale jest mi potrzebny. – nerwowo machała ogonem i wróciła do krzątania się przy ziołach. – Nie ogarnę tego sama, mamy jeszcze sporo poszkodowanych.
-Zjawił się tu w ogóle? – przetarł twarz siadając na najbliższy drewniany taborek. –
-Nie, to już nie pierwszy raz, zawsze jakimś cudem coś mu staje na drodze. – mruknęła w miedzyczasie nakładając mu jakąś maź na ranę. – Jak go już znajdziesz, przekażesz mu, że jego kochana siostra zrobi mu długie kazanie?
- Jak go znajdę. – schował twarz w dłoniach. – Nie wiem już jak z nim rozmawiać. Jest dziwnie rozkojarzony ostatnio. Jak już przyjdzie co do czego i zapytam wprost to nagle jakby nie było tematu...
- Z wami to jak z dziećmi. – wywróciła oczami. – Po prostu porozmawiaj szczerze.
- Ha jakbym nie próbował. – zaśmiał się kpiąco i popatrzył na nią jakby oboje doskonale nie znali charakteru Neteyama.
Ta jedynie w odpowiedzi popatrzyła na niego znudzona spod byka i machnęła ręką by już zniknął jej z oczu. Aounung bez sprzeciwu uniósł bezradnie dłonie i wyszedł z namiotu. Udał się w podobną taktykę co jego poprzednik. Zaglądał do każdego namiotu i każdego sektora, gdzie coś się działo czy znajdowało. Przy ostatnim namiocie uszy automatycznie uniosły mu się wyżej, bo w końcu usłyszał głos ukochanego. Pośpiesznie odsłonił wejście i wejrzał do środka. Zrobił to jednak zbyt pośpiesznie zwracając na siebie całą uwagę zgromadzonych osób w środku. Kilkadziesiąt par małych oczu zwróciło się ku niemu. Wodny Na'vi wyprostował się lekko speszony i podrapał po karku. Dzieciaki w różnym wieku patrzyły się na niego z zaciekawieniem.
- Aounung?
Jego oczy od razu powędrowały z dzieci w stronę melodyjnego męskiego głosu. Neteyam wstał ostrożnie z łóżka. Pierwsze co napotkały oczy wodnego to mała istotka na rękach jego ukochanego. Stał cały czas przy wejściu jak wryty, niezbyt wiedząc jak się zachować. Gdy Net podszedł trochę bliżej ten otrząsnął się i również ruszył ku niemu. Z zaciekawieniem patrzył na małe zawiniątko dopiero po chwili popatrzył na leśnego.
-Wszyscy cię szukaliśmy. – szepnął nie wiedząc czy może mówić głośniej. Jego głos zabrzmiał bardzo dziwnie co go nieco speszyło, a Neteyama nieco rozbawiło. Parsknął cicho widząc rumieńce wyższego.
- Przepraszam, zawsze tu wpadam by pomóc i tracę jakoś poczucie czasu. – powiedział pośpiesznie i poprawił dziecko na rekach bo to zaczęło się wiercić. Uśmiechnął się przepraszająco ku drugiemu i powędrował tam skąd przyszedł i położył malca do posłania dając mu ostrożnie coś do jedzenia.
Aounung poszedł za nim jak cień i uważnie stał obok i obserwował co tamten robi.
- Mogłeś powiedzieć, Kiri nie robiła by o to problemu. – szepnął i patrzył jak jego szczupłe dłonie zajmują się dzieckiem. – Długo tu już przychodzisz?
- Od początku.
- Czemu nie mówiłeś?
- Bo to... Po prostu, trzeba się nimi zająć. – westchnął. – Ale, jestem potrzebny chyba w innym miejscu. – odsunął się od posłania widząc, że dziecko zasnęło. Wpadł na klatkę piersiową partnera. Ten ani drgnął patrząc na dziecko.
- Poświęcasz się dla tych maluchów. To cudowne. – odparł i przeniósł wzrok na leśnego. – Mam cię kryć przed siostrą?
Net przez moment osłupiał nie wiedząc do końca czy dobrze usłyszał. – Ty tak poważnie?
- Tak poważnie. Ale prędzej czy później będziesz musiał się z tego wytłumaczyć. – uśmiechnął się do niego pokazując rząd białych zębów.
- O to już nie będziesz musiał się martwić – zaśmiał się i stając na palcach sięgnął do jego policzka i ucałował go z radości.
Starsze dzieci widząc to zrobiły ciche „fuuj" co speszyło dwójkę dorosłych. Odsunęli się od siebie, ale wciąż posyłali do siebie szczere uśmiechy.

...

          Wielkie, drzewo dusz. Jedno z najświętszych miejsc Na'vi, wznosiło się nad laguną mieszczącą się nieopodal, otoczone bioluminescencyjnymi roślinami i delikatnym szumem fal. Było to miejsce, gdzie dusze łączyły się z Eywą.

Neteyam, każdego wieczora czuł nieodpartą potrzebę przychodzenia tutaj. Choć jego serce było pełne bólu, nie mógł znaleźć innego miejsca, gdzie czułby się bardziej blisko z duchami przodków i wszech-matką.
Każdej nocy, gdy wszyscy inni spali, wymykał się cicho z ich wodnej wioski i zanurzał w ciepłych wodach laguny, by dotrzeć do drzewa dusz. Modlił się gorliwie, z każdym słowem czując ból swojego pragnienia. Noc po nocy, powtarzał swoje modlitwy. Wierzył, że Eywa go słyszy. Gdy Neteyam zanurzał swoje warkocze w wodorostach, które otaczały korzenie drzewa, czuł, jak energia Eywy przepływa przez jego ciało. Wtedy też szeptał swoje modlitwy, błagając wszech-matkę o cud.
- "Eywo, matko" - szeptał cicho, starając się nie zakłócać spokoju miejsca. - „Wiem, że mówią, że jest to niemożliwe. Wiem, że nasze losy są zapisane w gwiazdach.
Ale moje serce pragnie..."
Wiedział, że to o co prosi jest niedorzeczne, nieposiadanie potomstwa w jego przypadku była naturalną koleją rzeczy. Jednak dla takiego stanu rzeczy dla niego samego była rzadkim i bolesnym brzemieniem. Każdej nocy jego serce było nieco cięższe, gdy kolejny dzień mijał bez cudu.
Jego miłość do Aoununga była silna, kochał go i nie zamierzał rezygnować z ich wspólnego życia. Jednak w głębi serca pragnienie posiadania dziecka było nie do opisania.

Pewnej takiej nocy, gdy Neteyam siedział w zagajniku, poczuł delikatne muśnięcie na ramieniu. Odwrócił się i zobaczył Aoununga, który z troską w oczach patrzył na niego.
-Neteyam - powiedział cicho Aounung - Dlaczego każdej nocy wymykasz się akurat tutaj? Martwiłem się o ciebie, nie tylko ja widzę, że coś jest nie tak...
Leśny spuścił głowę, nie wiedząc, jak wyrazić swoje uczucia.
- Przychodzę tu i modlę się do Eywy - wyszeptał - Proszę ją o coś, czego pragnę ponad wszystko.
Aounung usiadł obok niego, biorąc jego dłonie w swoje.
- Wiem, że pragniesz mieć dziecko - powiedział.
- Ale skąd...
- Widzę, jak patrzysz na dziecko Lo'aka, jak lgniesz do dzieci, które potrzebują opieki - westchnął - Widzę, i rozumiem, jak bardzo to dla ciebie ważne.
Net odwrócił wzrok speszony jego spostrzeżeniami. Było mu głupio. Poczuł się lekko samolubnie.
- Przepraszam, że nie powiedziałem. Ja...
- Rozumiem. Ja też nie chciałem na ciebie naciskać - ścisnął bardziej jego dłonie.
Siedzieli chwilę w ciszy, żaden nie kontynuował tematu. Wyższy przysunął się bliżej i zmusił drugiego by ten na niego popatrzył.
- Neteyam - szepnął - Pamiętaj, że mamy siebie nawzajem. Nasza miłość jest silna, a wszech-matka zna nasze serca - pogładził jego policzek - Może nie możemy mieć potomka w tradycyjny sposób, ale Eywa zawsze znajdzie sposób, by nas uszczęśliwić.
Słowa Aoununga przyniosły Neteyamowi ulgę. Zrozumiał, że choć ich sytuacja była trudna, mieli siebie, a ich miłość była błogosławieństwem. Uśmiechnął się delikatnie.
- Masz rację - przymknął oczy wtulając swój policzek w jego dłoń.
Poczuł dziwny spokój, jakiego dawno nie zaznał.

Od tego dnia Neteyam nadal modlił się, ale jego modlitwy były pełne wdzięczności za miłość, którą miał. Wiedział, że Eywa słucha i że ich droga, choć pełna wyzwań, była błogosławiona jej opieką. Razem z Aounungiem, Neteyam znalazł nowy sens w ich wspólnym życiu, akceptując, że rodzina to nie tylko potomstwo, ale przede wszystkim miłość i wsparcie, które dawali sobie nawzajem każdego dnia, odkąd się poznali. 

...

𝓼ł𝓸𝔀𝓪 - 1550

𝑁𝑎𝑠𝑡𝑒̨𝑝𝑛𝑦 𝑟𝑜𝑧𝑑𝑧𝑖𝑎ł 𝑡𝑜 𝑗𝑢𝑧̇ 𝑏𝑒̨𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑒𝑝𝑖𝑙𝑜𝑔 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎𝑛𝑖, 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑟𝑧𝑎𝑚𝑦 𝑑𝑜 𝑘𝑜𝑛́𝑐𝑎 𝑡𝑒𝑗 𝑜𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑠́𝑐𝑖 ♥ 

ᴀᴛᴀɴᴛɪ ɴᴇɢᴀʟ ᴍᴏʟᴜɴɢᴇ - 🌊 ɴᴇᴛᴇʏᴀᴍ x ᴀᴏᴜɴᴜɴɢ 🌊Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz