Kobiety odziane w żałobne suknie w tym żona i córa wodza, ich mokre policzki od łez lśnią w blasku ostoi i spokojnej nocy. Tak spokojnej nocy. Jeszcze niedawno nie było mowy o spokoju, zamieszanie, hałas istne piekło... A teraz?
Głucha cisza dzwoniąca w uszach i pojawiające się od czasu do czasu jęki, lamenty i płacz.
Pochówek bliskich, przyjaciół, członków rodziny.
I ten on stojący jak kamień patrzący na ciało swojego zmarłego ojca.
To nie miało tak wyglądać. Dlaczego on, a nie ktoś inny?
Rozmyślenia przerwał mu wchodzący do namiotu Neteyam. Ubrany również w żałobne szaty, długie, czarne, przydługie kawałki materiału ciągnęły się po ziemi tuż za nim. Jego ciało jak i twarz były wymalowane przeróżnymi kształtami w stonowanych białych i szarych barwach. To by oddać cześć którzy już są przy Eywie. Podobno nasze duchy są czyste i bez kształtne, to właśnie reprezentują malunki na skórze. Nasze ciała to tylko słoje na naszego ducha, którego stworzyła wszech-matka.
Przyglądał mu się uważnie syn wodza. Jego Neteyam był z przy nim w tak trudnym momencie, mimo takiej kolei rzeczy był. Po prostu był. Nie było to czymś sztucznym, jak w wielu przypadkach mógł zauważyć to Aounung. Przy zwykłych wyrazach współczucia w stracie wielu nadarzyło się, że składali to nieszczerze by tylko się przypodobać. W końcu czeka na niego bardzo ważna funkcja, wielu wykorzystuje okazje by się przypodobać. Jest to oczywiście normalne by wkraść się w łaski i przypodobania wodza. I Aounung o tym wiedział, ale jak być dobrym wodzem skoro mają cię otaczać niegodni towarzysze?
Właśnie.
A Neteyam taki nie był.
- Wygląda jakby spał... - nagle wydusił z siebie niższy o kilka centymetrów lesny Na'vi. – Każdy tak wygląda. – dodał ciszej.
Może nie jest to jasno powiedziane, ale w obowiązkach jakie spadają na szamana klanu jest również pochówek zmarłych w tym przyszykowanie ciała by powróciło do ziemi.
Ciało to tylko naczynie, ale należy mu się godne pożegnanie. Jadnak dla młodego Na'vi było to trudne wykonać taką powinność w takim nagłym i wielkim odzewie.
Bitwa przyniosła dużo strat, w tym i ojca jego ukochanego.
- Tak, dokładnie tak wygląda... Spoczywa już przy boku Eywy. – szepnął Aounung i przeniósł wzrok ostatni raz na ciało ojca.
Jego kochanek widząc nagły przypływ tych smutnych emocji u niego w tym również spływających łez momentalnie znalazł się obok okazując wsparcie. Wtulił go delikatnie w siebie przeczesując mu uspokajająco włosy.
- Aounun... Ja jestem...
- Ja wiem, ale czuję, że to za wiele...
- Jesteśmy w tym razem. – dodał lekko łamiącym się głosem, mimo to starał się być silny. – Razem, rozumiesz? – złapał go za twarz i skierował prosto na siebie by ten popatrzył w jego oczy.
I ten tez tak zrobił. Pokazał mu całego siebie patrząc prosto na niego. Czuł się nagi i bezbronny, ale wiedział, że może to pokazać ukochanemu. Swoją bezbronną i słabą stronę.
Net uśmiechnął się smutno i pogłaskał lagunowy kolor skóry na policzku wodnego Na'vi.
Byli w tym razem.
Dobry wódź nigdy nie zostawia swojej ziemi, tak jak i swojego ludu w potrzebie. Tak też uczynił i on. Spełnił swą powinność należycie. Był godny podziwu, wzorem do naśladowania.
- Dla nas wszystkich byłeś dobrym przykładem, wzorem, przyjacielem jak i ojcem.
Tymi słowami pożegnał go.
Jego ciało powoli z noszy zsunęło się do wody gdzie rodzina ostrożnie podpłynęła z nim do placu pełnego żółtych, świecących roślinek. Wyglądało to jak cała ich łąka. Ciało wodza powoli opadło na dno wprost w rośliny, które iskrząc się coraz bardziej powoli pochłonęły jego ciało....
Po ceremonii pochówku i opłakiwaniu zmarłych nastał czas planowania, co tak naprawdę trzeba robić dalej. Sytuacja była dość trudna, masę ludu do wykarmienia, bez dachu nad głową, konkretnego schronienia i na dodatek mocno osłabieni po walce. Nie szło nic ze sobą w parze.
Po wielu rozmowach i spotkaniach w kręgu małej rady która składała się z Neteyama, jego rodzeństwa, Aoununga jak i jego matki, wszyscy doszli wreszcie do porozumienia.
![](https://img.wattpad.com/cover/332758036-288-k160145.jpg)
CZYTASZ
ᴀᴛᴀɴᴛɪ ɴᴇɢᴀʟ ᴍᴏʟᴜɴɢᴇ - 🌊 ɴᴇᴛᴇʏᴀᴍ x ᴀᴏᴜɴᴜɴɢ 🌊
Fanfic- Chyba mnie trafi jak jeszcze raz go zobaczę. - powiedział Lo'ak pojawiając się nagle koło starszego brata i również obserwując oddalającego się syna wodza. - Strasznie dupkowaty się wydaje, no nie? - popatrzył na Neteyama domagając się jego opinii...