𝓽𝔀𝓮𝓷𝓽𝔂 𝓷𝓲𝓷𝓮

390 25 5
                                    


      Nigdy nie ma dobrego momentu na różne przełomy w naszym życiu. To po prostu się dzieje i nie mamy na to wpływu. Możemy jedynie przystosować się do danej nam sytuacji. Nie zawsze jest to proste, zwłaszcza gdy w twoje spokojne życie wkracza ktoś co po prostu chce je zniszczyć.
...
Młody wodny Na'vi po raz kolejny upadł na gorący piasek wraz z swoją małą drewnianą ćwiczebną włócznią.
- Pamiętaj, patrz na broń przeciwnika nie na niego. Twoja broń to przedłużenie twojej ręki.
Mały westchnął i rzucił patyk gdzieś nieopodal siebie.
- Nigdy nie będę dobry.
- Aounung... Nie mów tak. – jeszcze wtedy młody Tonowari uklęknął przed chłopcem. – Wiele ćwiczeń i starć jesz przed tobą mój synu, nauczysz się.
Ośmioletni Aoun popatrzył smutno na ojca.
- Tato? Czy wojna jest straszna?
- Czy wojna jest straszna? – starszy nie wiedział skąd u dziecka pojawiło się takie pytanie.
–Nie... Wojna sama w sobie nie jest straszna synu. Straszna jest śmierć, ból i zniszczenie które wojna przynosi... A przynosi je przede wszystkim przegranym.
Mały Aounung zamyślił się na moment, a dopiero po chwili znów popatrzył na swojego ojca.
- Bałeś się kiedyś, ze przegrasz?
- Zawsze się boję. – mina wodza stała się bardziej poważna, położył ostrożnie swą dłoń na ramieniu swojego następcy. – Boje się, że zawiodę swoją rodzinę i ją stracę, ale wiem, że mimo iż ten lek bywa paraliżujący, wręcz momentami nie do zniesienia... ­- urwał na moment. – Mimo to w środku coś pokonuje to uczucie i sprawia, że chcę walczyć o to co kocham.
Wielkie niebieskie oczy dziecka popatrzyły z podziwem na swojego ojca w tym jego wodza jak i przyjaciela.
Pragnął być taki jak on.
Wódz sięgnął po włócznie wyrzuconą przez chłopca i podał mu ją.
– Walcz Aounung, zawsze brnij do przodu.
Młodszy zacisnął mocno rękę na broni wpatrując się w nią intensywnie, mógł dostrzec jej szczegóły, poczuć jej strukturę. Czuł siłę i moc co może zrobić dzięki temu narzędziu, ale z drugiej strony bał się.

...

      Bał się... Deszcz spadał bardzo agresywnie uderzając zarazem w ziemię jak i w tafle wody.
Panował istny chaos, nie tylko wokoło niego, ale i w jego głowie.
Walczyć, uciekać czy może zastygnąć w bezruchu? To naturalne odruchy osoby będącej na polu bitwy.
Właściwie to „pole bitwy" kilka godzin temu było ich azylem, aż tu nagle zostali zaatakowani z zaskoczenia. Plemię szykowało się już do standardowej wieczornej rutyny. Spokojny luźny wieczór. Powroty z polowania na ryby, suszenie sieci, posiłek, matki układające pociechy do snu, ostoja szykująca się na odpoczynek. Jednak nie było im to dane. Niespodziewany atak z zaskoczenia. Ale czy to odpowiedni moment na tego typu rozmyślenia?
Nie.
Padł kolejny atak z zaskoczenia, wybuch po jego lewej stronie otrząsnął go i sprowadził na ziemię, zacisnął mocno dłoń na lejcy i z całej siły nią szarpnął robiąc unik w postaci nura do morza. W raz z swoim Ilu sunął w wodzie prześlizgując się pod bitwą.
Odwaga.
Czasami po prostu trzeba być odważnym. Trzeba być silnym. Czasami nie można ulegać czarnym myślom. Trzeba pokonać te diabły, które wpychają się do twojej głowy i próbują wzbudzić paniczny strach. Przesz naprzód, krok za krokiem, z nadzieją, że nawet jeśli się cofniesz, to tylko trochę, tak że kiedy znowu ruszysz przed siebie po prostu dotrzesz do celu.
Wyskoczył dynamicznie na Ilu kilka metrów nad taflę wody skacząc prosto ze zwierzęcia na mniejszy statek. Zamach, cios, przebity człowiek na wylot. Szarpnął bronią, ostry koniec wyszedł z ciała już nieżyjącego mężczyzny powodując, że jego krew wytrysnęła na wszystkie strony. Kolejny zamach, znowu gładki bezbłędny cios.
Bez zawahania.
Mimo trzęsących się dłoni i mocno bijącego serca, rozejrzał się czy jest w miarę bezpieczny, wskoczył ponownie do wody przywołując od razu swojego wodnego towarzysza.
W wodzie można było dostrzec mnóstwo poległych, krew, powoli opadające na dno przedmioty z horroru tam na powierzchni.
Po co to wszystko. Pomyślał.
Nad jego głową przeleciały w szyku bojowym trzy zmory górskie, na jednej z nich siedział jego ukochany strzelając z łuku w nieprzyjaciół z największą precyzją i dokładnością.
Jednak tylko przez moment popatrzył na podniebnych towarzyszy broni, dostrzegł bowiem nieopodal większą szamotanine w wodzie, a w tym robo tyczne maszyny ludzi z nieba. Minął moment. Ponownie wynurzył się z wody rzucając włócznią prosto w koppit maszyny, wylądował na niej dociskając broń do ciała wroga patrząc prosto w jego oczy.
Nie widział w nich strachu czy błagania o życie.
Widział furię i nienawiść jakby do niego samego. Żołnierz armii ludzkiej warknął i resztkami sił odparł atak Aoununga zrzucając go agresywnie z maszyny i wypuszczając pociski prosto w gromadę wojowników klanu Metakyina, którzy nie byli już wstanie przed tym uciec.
Widząc tą scenę syn wodza uderzył z impetem całym swoim ciałem w wodę, a zaraz po tym porwany przez prądy w głazy. Tracąc przytomność z mocnej siły uderzenia powoli zaczął opadać na dno.

ᴀᴛᴀɴᴛɪ ɴᴇɢᴀʟ ᴍᴏʟᴜɴɢᴇ - 🌊 ɴᴇᴛᴇʏᴀᴍ x ᴀᴏᴜɴᴜɴɢ 🌊Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz