Głowa rodziny był Tonowari, wódz plemienia. Swoja postawą i sposobem działania umiał dobrze kierować całym klanem. Jednak w domowym ognisku zdecydowanie dominowała jego małżonka, jako tsahik* [tł. duchowa przewodniczka] miała tez swoje powinności. Zawsze była buntownicza i potrafiła postawić na swoim, była prawą ręką swojego męża. Jej partner był totalnym przeciwieństwem jeśli chodzi o ich intymne relacje. Jak ogień i woda. Ronal bo tak miała na imię, prawiła pełną opiekę nad domem i wychowaniem dzieci, ale z jej osobowością łączyła to z codziennym życiem klanu. Nie raz można było zobaczyć jak w trakcie bycia przy nadziei wyruszała na polowanie, pomagała przy budowach, leczyła ludzi. Właściwie tak jakby w ciąży nie była. Tak było jeszcze za czasów, gdy nosiła pierwsze dziecko. Kobieta z kamienia. Jedyny, kto potrafił dostrzec jej delikatność która była ukryta w środku był jej partner, Tonowari.
Ich połączenie było pełne sprzeczności, ale w ostateczności dobrali się idealnie.
Spożywanie wspólnie posiłku z rodzina był dla Na'vi ważnym aspektem dnia. Posilenie się, wśród swoich było w pewien sposób pojednaniem. Rodzina taka jak Aoununga, rzadko spędzała ten czas wspólnie. Dbali o więzy rodzinne jednak, obowiązki rodziców dawały znać po sobie małą ilością czasu w integracji między nimi, a dziećmi. Dlatego w tej rodzinie nie brano pod uwagę kogoś nieobecności.
Tak i było tym razem. Rodzina wodza siedziała przy niskim stoliku w części jadalnej. Każdy zaczął powoli jeść przygotowaną potrawę, jednak nie matka. Zerknął ona na swoje pociechy i zmarszczyła podejrzliwie czoło, coś jej nie pasowało w zachowaniu jej dzieci. Każda matka to wyczuje nawet jeśli nie jest tsahik*.
- Coś jest nie tak.
- O co chodzi ukochana? – spytał zaniepokojony lekko Tonowari.
Spodziewali się trzeciego potomka, mimo wszystko mąż nie bagatelizował obecnego stanu swojej partnerki, nawet jeśli czuła się doskonale.
- Wasza dwójka. – wskazała palcem na swoje dzieci.
Chłopak otworzył ze zdziwienia oczy, patrząc na siostrę.
- Nic nie zrobiłem. – uniósł ręce do góry.
- O co chodzi sa'nu*? [tł. mamo]
- Zachowujesz się inaczej...
Rodzeństwo popatrzyło po sobie ponownie.
-No nie wiem ona jest taka sama jak zawsze, wkurzająca. – skomentował Aounung siostrę by jej dogryźć.
- Cisza! –krzyknęła. – Czuje silne wibracje i nie wmówicie matce, że nic to nie oznacza!
Olo'eyktan westchnął nie chcąc nawet mieszać się w tą sytuacje. Popatrzył na żonę, a potem na dzieci wyraźnie im się przyglądnął.
- Ja też nic nie widzę. – szepnął po chwili.
- Coś jest na rzeczy... Albo powiecie mi to teraz, albo...
W pomieszczeniu rozległo się lekkie stukanie. Wszyscy odwrócili głowę w stronę hałasu. W progu można było zobaczyć intensywnie niebieska postać. Był to najstarszy syn Sally. Z szacunkiem pokłonił się i przesłał całej rodzinie pozdrowienie. Zaraz za nim pojawił się jego brat czyniąc to samo. Widząc rodzinę przy posiłku, zdali sobie sprawę, że zaliczyli niezłą wpadkę, wkraczając w takim momencie. Ale nic nie dzieje się bez powodu, prawda?
- Wybacz o wielki Olo'eyktanie, ze przerywamy, posiłek. My chcieliśmy sprawdzić co u... - Neteyam zawiesił się chwilę zerkając na przyglądającego mu się Aoununga, odchrząknął po chwili i wyprostował się kontynuując. – Sprawdzić, co porabiają nasi przyjaciele rzecz jasna. Umówiliśmy się na pływanie przy rafie na Ilu, i dość długie czekanie sprawiło, że lekko się zaniepokoiliśmy.
Wódz popatrzył na swoją wybrankę. Ta zdecydowanie z wielka uwagą przyglądała się leśnym Na'vi. Wstała od swojego miejsca przy stole i podeszła do starszego z braci. Bez pytania stanęła prosto przed nim i chwyciła jego podbródek oglądając jego twarz. Zerknęła przez ramie na swoje pociechy i zauważyła w oczach córki dezorientacje, a w oczach syna...
Puściła twarz chłopaka i bez słowa obeszła go dookoła. Ten spiął się nie wiedząc do końca co to wszystko znaczy.
- Neteyam, tak?
- Tak, tsahik*. – odpowiedział bez namysłu skłaniając ku jej stronie głowę.
- Słyszałam, wiele o tobie. – mruknęła i złapała go za rękę. – Podobny do matki. – okrążyła go ponownie i tym razem złapała w dłoń jego Kuru* [tł. nerwowa czułka/u Na'vi w postaci warkocza z tyłu głowy] i niespodziewanie za nie szarpnęła.
Spowodowało to wyrwanie się krzyku chłopaka i grymas na twarzy. W tym samym momencie gdy kobieta pociągnęła chłopaka za warkocz, Aounung poderwał się od stołu.
- Mogę wiedzieć co ty wyprawiasz matko? – oburzył się praktycznie od razu.
Podszedł do Neteyama, chwycił go za nadgarstek i odciągając go od jego matki, wzburzony jej zachowaniem. Również za nim podniosła się biedna Triseya, która była przestraszona tą sytuacją. Przeszły ją obawy o Lo'aka i jego bycia hybrydą Na'vi i Avatara. Sprawnie podeszła do chłopaków i stanęła przed Lo'akiem by móc go w razie czego ochronić przed matką.
- Dobra, wystarczy tego! – nagle walnął o stół pięścią wódz. - Nie toleruje takiego zachowania w moim domu!
Zapadła cisza. Aounung patrzył to na matkę, to na ojca. A potem na siostrę, patrząc na nią wyraźnie prosił o interwencje, potrafiła czasami dotrzeć do ojca. Kiwnęła lekko głową i wystąpiła krok do przodu.
- Przepraszamy ojcze za to zamieszanie. To mój błąd, nie sądziłam, że tyle nam zejdzie z przygotowaniem dla nas posiłku. – skłoniła się. – Więcej się to nie powtórzy, teraz będę brać pod uwagę więcej czasu.
Kobieta popatrzyła na męża. Ten wciąż milczał, upił z naczynia trochę wody by zwilżyć wargi.
- Idźcie dzieci, dotrzymajcie obietnicy o lekcji, dzieciom Sully. – odezwał się po chwili. – Ale potraktujcie to jako lekcje, by lepiej działać i planować swój czas.
- Dobrze serpul* [tł. ojcze] – wszyscy się pokłonili i zniknęli szybciej niż któreś z rodziców zdążyło coś jeszcze dodać.
Po dłuższej chwili milczenia kobieta znowu się odezwała.
- Nie podoba mi się to. Czy nie możesz wyznaczyć kogoś innego do przekazywania im naszej wiedzy? Musza to być nasze dzieci?
- Ale o co chodzi, droga ma Ronal?
- Ich demoniczna krew, widziałeś nasze dzieci? Są manipulowane przez nich! Nasz syn nigdy tak się nie zachowywał!
- Ale czy to źle? Troszczy się o innych, moim zdaniem to cecha godna przywidzcy.
- Najstarszy z Sullych ma zły wpływ na twojego syna. Wymyka się, , zniknął z połowy świętowania właśnie z nim! Demoniczna krew go zwodzi. A nasza córka? Broniła tamtego bym się i jego nie dorwała. Sprowadza nieszczęście na naszą rodzinę! Już wszystko niszczą!
Wódz widząc stan żony podszedł do niej i objął ją czule.
- Ronal, to młodzi, my też tacy byliśmy.
- Ty taki byłeś! Eh... Wyczuwam coś między naszym synem, a tym całym Neteyamem. – złapała się za głowę. – Coś co może dużo zmienić, w wielu aspektach, będzie w tym uczestniczyć nasz syn. Wyczuwam cierpienie. Martwi mnie to.
- Może lepiej byś na razie odpoczęła? Zaprowadzę cię na posłanie. – był oparciem dla żony, widział, że ta dostała chwilowych wizji, przytrzymując ją powoli dotarł z nią na posłanie i pomógł jej się ułożyć.
-Spróbuj zasnąć najdroższa. – kucnął przy niej i delikatnie przeczesywał jej włosy. – Jestem przy tobie....
𝓼ł𝓸𝔀𝓪 - 1132
𝐿𝑖𝑡𝑡𝑙𝑒 𝑑𝑟𝑎𝑚𝑎 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑛𝑎? 𝐶𝑜𝑠́ 𝑠𝑖𝑒̨ 𝑧ł𝑒𝑔𝑜 𝑠𝑧𝑦𝑘𝑢𝑗𝑒?𝐶𝑜́𝑧̇ 𝑧𝑎 𝑝𝑜𝑟𝑢𝑠𝑧𝑒𝑛𝑖𝑒 ℎ𝑎ℎ𝑎𝑀𝑎𝑐𝑖𝑒 𝑡𝑒𝑟𝑎𝑧 𝑟𝑜𝑧𝑘𝑚𝑖𝑛𝑒̨ 𝑛𝑎 𝑤𝑒𝑒𝑘𝑒𝑛𝑑~
𝐶𝑜 𝑚𝑜𝑔ł𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑤𝑖𝑑𝑧𝑖𝑒𝑐́ 𝑅𝑜𝑛𝑎𝑙?❗️𝐵𝑎𝑟𝑑𝑧𝑜 𝑝𝑜𝑙𝑒𝑐𝑎𝑚 𝑧𝑎𝑜𝑏𝑠𝑒𝑟𝑤𝑜𝑤𝑎𝑐́ 𝑚𝑛𝑖𝑒, 𝑏𝑒̨𝑑𝑒̨ 𝑝𝑖𝑠𝑎𝑐́ 𝑜𝑔ł𝑜𝑠𝑧𝑒𝑛𝑖𝑎 𝑛𝑎 𝑚𝑜𝑗𝑒𝑗 𝑡𝑎𝑏𝑙𝑖𝑐𝑦 𝑤 𝑠𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖𝑒 𝑟𝑜́𝑧̇𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦. ❗️
𝑃𝑜𝑧𝑑𝑟𝑎𝑤𝑖𝑎𝑚 𝑐𝑖𝑒𝑝𝑙𝑢𝑡𝑘𝑜 𝑏𝑎𝑟𝑑𝑧𝑜 𝑖 𝑑𝑜 𝑛𝑎𝑠𝑡𝑒̨𝑝𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑟𝑜𝑧𝑑𝑧𝑖𝑎ł𝑢 <3
![](https://img.wattpad.com/cover/332758036-288-k160145.jpg)
CZYTASZ
ᴀᴛᴀɴᴛɪ ɴᴇɢᴀʟ ᴍᴏʟᴜɴɢᴇ - 🌊 ɴᴇᴛᴇʏᴀᴍ x ᴀᴏᴜɴᴜɴɢ 🌊
Fanfic- Chyba mnie trafi jak jeszcze raz go zobaczę. - powiedział Lo'ak pojawiając się nagle koło starszego brata i również obserwując oddalającego się syna wodza. - Strasznie dupkowaty się wydaje, no nie? - popatrzył na Neteyama domagając się jego opinii...