14

129 12 6
                                    

Shailene


I nastał ranek. Leżąc skulona, do połowy przykryta kołdrą, otworzyłam oczy. "Będzie dobrze"- puste słowa. Ale jak miałam nie wierzyć swojej przyjaciółce? Będzie dobrze. Musi być.

Wstałam, wiedząc że czeka nas sporo roboty. Miałam za zadanie pomóc Theo. Odsłoniłam zasłony i wyszłam do kuchni, gdzie stała Jen. Robiła nam śniadanie, a zapach placków roznosił się po całym pomieszczeniu. Pomogło mi to chociaż na chwilę się otrząsnąć.

-Dzień dobry, śpiąca królewno!-zawołała Jennifer.

-Hej, która to już?-ziewnęłam, przeciągając się.

-No, już po dwunastej, więc siadaj, smaruj i zjadaj. Mamy coś do zrobienia, nie?-spojrzała na mnie z troską. Odpowiedziałam lekkim uśmiechem.


Zjadłyśmy, a następnie zmyłam naczynia. W międzyczasie wytłumaczyłam przyjaciółce co wiem. Doszłyśmy do wniosku, że musimy pojechać na miejsce, w którym były schowane jakieś informacje od Theo. Po ubraniu się, wyruszyłyśmy w półgodzinną podróż samochodem.


Na miejscu było tak spokojnie, że aż trudno było sobie wyobrazić, że porwano tu kogoś. Że skradziono mi cząsteczkę mojego serca. Wytłumaczyłam Jen, gdzie mamy skręcić. Było to kawałek drogi za jego domem, do którego nie chciałam zachodzić. Okazało się, że zapomniałam jak tam dojść. Kręciłyśmy się po wiosce z piętnaście minut zanim przypomniałam sobie, gdzie dzwoniłam przez telefon. I w końcu znalazłyśmy to miejsce. Lecz, co gorsza, było tam sporo skał. Theo nie do końca ułatwił nam robotę. Pomijając już fakt iż nigdy nie obmacywałam skał w poszukiwaniu informacji, czy czegokolwiek. Tak więc, zajęło nam to trochę.


-Mam!-krzyknęłam. Pobiegłam do Jennifer, żebyśmy razem odczytały żółtą, pomiętą karteczkę.

-W końcu!-dziewczyna wyrzuciła ręce do góry.

-"Kingsbury St. 60.." nie mogę się rozczytać. To będzie "600" lub "608". Dobra, czytam dalej. "Chicago.." Jezu, znowu rozmazane! Jakiś Joshua i koniec nazwiska "son"-jak ja wtedy znienawidziłam deszcz, który zdążył rozmazać kilka liter.

-Aha-usłyszałam. Odwróciłam się i zauważyłam lekko przygaszoną Jen.

-Coś się..

-Nie nic-przerwała mi- Wracajmy do domu, nie wiadomo, czy tu jesteśmy bezpieczne.

I wsiadła do samochodu, a ja nie miałam pojęcia, co się stało. Czyżbym coś przeoczyła?


Jennifer

Nie, to tylko moja chora wyobraźnia. Nie, nie, nie. Ale... nie. Przemyśl to na trzeźwo, nie teraz. Chicago... Nieważne.

Nie chciałam niepotrzebnie martwić przyjaciółkę, zwłaszcza, że sama nie byłam tego pewna. Jedyne co mogłam zrobić w tamtej chwili, to wrócić do domu i to przemyśleć.

-Shailene? Idziesz?-zawołałam, uruchamiając silnik-Shailene?!

Nie odezwała się.

-No, Shailene! Czas nas goni!-krzyknęłam. I znowu nic nie usłyszałam. Wyłączyłam silnik i wysiadałam z samochodu.

-Shailene?!-zawołałam z przerażeniem, obracając nerwowo głowę w każdą stronę-Shai?!

The good/bad lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz