2. Nowy doradca.

245 34 91
                                    

Media: Jena Lee/ Eskemo - Ensemble

     – Ja nie jestem pewien, Riz, czy to jest dobry pomysł – zaczął Milo, przysiadając na niskim parapecie.

     Maurice wywrócił oczami. Niepojęte, że tak bardzo tęsknił za tym notorycznym kwestionowaniem własnego zdania.

     – Ja wiem – odparł z mocą i spojrzeniem dał mu do zrozumienia, że nie przyjmuje dalszej dyskusji do wiadomości.

     Oczywiście Miłosz w pełni zignorował wiadomość płynącą z tego spojrzenia.

     – Nic nie wiem o Artemii. Jak mam ci doradzać, skoro w niczym się nie orientuję? Zresztą serio, nie mam pojęcia o... królowaniu.

     – Ty i Ian jesteście jedynymi, którym w pełni ufam. Nie wyobrażam sobie uczynić inaczej. We wszystko....

     – No właśnie, jest jeszcze Ian, on chyba nadałby się bardziej.

     – Bądź łaskaw mi nie przerywać – mruknął król i podszedł do niego, przysiadając na drugim końcu parapetu, stykając się z nim niemal kolanami. – Ian zostanie mianowany nadwornym medykiem, gdy już sprowadzę go z Woodshare. Ubiegając twe kolejne pytanie, wysłałem go tam dla niepoznaki, głosząc wszem wobec, że udałeś się wraz z nim, by zgłębiać ingrediencje na lek, który uratował zarówno mnie jak i Fabia. Jak mówiłem, nim mi przerwałeś, we wszystko cię wdrążę, nie obawiaj się. Uczyń mi ten zaszczyt i nie twórz problemów.

     Milo odwrócił głowę w stronę okna, które wychodziło na królewskie ogrody. Bał się takiej odpowiedzialności. Miał zaledwie dziewiętnaście lat, nie miał pojęcia, co zrobić z własnym życiem, a co dopiero z królestwem. Z drugiej strony, Maurice miał jeszcze dwóch innych doradców, więc jego zdanie najpewniej zniknie w starciu z tym należących do osób, które lepiej się orientują w tych tematach.

     – Skoro tak uważasz – odpowiedział z wyraźną niepewnością.

     – Zaiste, tak uważam. To wiele nam ułatwi. Chcę mieć cię przy sobie, a ustanawiając cię swym doradcą, nie będzie w tym nic osobliwego. Nie wyobrażam sobie, byś miał przez większość czasu spędzanego tutaj, przebywać w Woodshare.

     – No właśnie! Woodshare. Nikt nie uzna za dziwne, że ciągle pomieszkuję w twoim dworku?

     Oblicze króla rozjaśnił szeroki uśmiech.

     – Bynajmniej. Niebawem otrzymasz akt własności.

     Milo był w stanie jedynie rozchylić usta w wyrazie głębokiego zdziwienia. Maurice roześmiał się. Och, jakże dawno nie było w jego głosie tyle szczerego zadowolenia.

     – Nie myślałeś chyba, hrabio, że pozwolę ci ostać gdzieś z dala od pałacu? Należy ci się ziemia z racji tytułu, a ojciec nie zdążył ci jej nadać. Uznałem taki wybór najdoskonalszym.

      Miłosz skinął tylko głową, szepcząc jedynie krótkie: dziękuję. Jak on za nim cholernie tęsknił! Nie było go przez miesiąc, ale tak naprawdę dopiero teraz w pełni odczuł jak bardzo było mu go brak. W swoim świecie miał taki bałagan wokół siebie, że nie był w stanie nawet na dłużej zatrzymać myśli na bolesnej rozłące.

     Uwielbiał go, a jego uczucia względem teraz już króla nawet o jotę nie zmalały. Uwielbiał te często złośliwe błyski w jego ciemnych oczach. Kochał to zakłopotanie, gdy wspominał o rzeczach, o których nigdy nie słyszał i wydawały mu się niepojęte. Uwielbiał jak się uśmiechał, uwielbiał jego szczery śmiech, uwielbiał to jak na niego patrzył, nawet jeśli miał świadomość, że Maurice ciągle plącze się we własnych uczuciach.

Równolegli II: Niech żyje król.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz