14. Przygotowania.

139 20 51
                                    


         O świcie Maurice wezwał swoich urzędników, oznajmiając, że opuszcza pałac na cztery doby. Pozostawił wytyczne do wszystkich ważniejszych kwestii, uprzedzając, że gdyby wydarzyło się cokolwiek wymagającego jego pilnej interwencji, należy niezwłocznie udać się do królowej matki, która pośle po niego w trybie natychmiastowym. Ta nagła i niezrozumiana dla możnych sytuacja wywołała szepty i baczne spojrzenia, którymi jednak Maurice nie zawracał sobie głowy. Zawsze będą mówić między sobą, należało więc przejmować się tym w stopniu umiarkowanym. Teraz zaś miał do zrobienia coś w sprawie, której już dawno należało nadać priorytet.

         Ian miał zostać w pałacu. Wszystko dlatego, że był nie tylko wyjątkowo utalentowanym uczonym, ale też mógł poszczycić się wspaniałym kontaktem z żeńską częścią mieszkańców zamku. Oczywiście każda łasiła się do niego i gotowa była do pogaduszek z wyjątkiem tej na której choćby przelotnym spojrzeniu zależało mu najbardziej. Lady Anna zdawała się go co najwyżej tolerować, zaszczycając uprzejmym uśmiechem, jednak nigdy nie wchodziła z nim w dłuższe rozmowy.

         Była sierotą wychowaną na dworze. Jej rodzice za życia byli kimś o kim każdy słyszał i z kim wielu się liczyło. Lord Cross za młodu był dobrze prosperującym przewodnikiem duchowym, gdy jednak poznał lady Henriettę zszedł nieco z Boskiej drogi, przestając udzielać się społecznie. Wielu jednak pamiętało jego pomoc w kryzysowych sytuacjach.

         Przewodnicy duchowi w Artemii często przybierali rolę psychologów, firmy pogrzebowej i akwizytorów do spraw dewocjonaliów w jednym. Kwestią indywidualną było to na co kładli największy nacisk. Ci, którym jednak złoto przysłaniało Boską posługę mamili tych biednych i bogatych perspektywą cudownych właściwości medalików i krzyży. Ci zaś, którzy nieco bardziej z powołania weszli na to stanowisko realnie pomagali ludziom przy chorych, a potem i zmarłych. Służyli radą, a często i ciepłą strawą. Niestety coraz mniej było zarówno jednych i drugich. To zaś właśnie wiązało się z lordem Crossem, który odpowiedzialny był za Bartsowy skandal. Alfred Barts zlecał wykonanie i sprzedawał wisiory z anielską postacią, które miały leczyć najcięższe choroby. Żerował na ludzkiej tragedii i desperacji, fukając gdy okazywały się nieskuteczne, wytykając pogrążonym w rozpaczy ludziom, że brak im wiary i że to kara Boska, za to właśnie przewinienie.

         Praktyki te odkrył właśnie Cross, zgłaszając to jednemu z wysoko postawionych możnych. Rządzący wtedy Zacharius kazał prześwietlić duchownych z każdej strony. Na ile zrobił to z troski o ofiary oszustw, a na ile z poczucia niesprawiedliwości, że pieniądze, które mogłyby iść do królewskiego skarbca szły do kieszeni Bartsa, to już całkiem osobny temat. Niemniej jednak wielu przewodników straciło wtedy urzędy i być może to było przyczyną późniejszego wypadku, w którym powóz Crossów spadł z wysokiej skarpy kilkadziesiąt metrów w dolinę, roztrzaskując się po drodze o masywne dęby.

         I to właśnie Anna Cross była tą panną do której od równo trzech lat wzdychał nadworny medyk, nie tracąc nadziei na swoje „długo i szczęśliwie". Ten sam, który na ogół nie cierpiał na brak odwagi i pewności siebie przy niej zmieniał się w nieśmiałego chłopca, który jedynie z daleka spoglądał na panią swego serca.

         Zatem kwestia zajmowanego przez Maurica urzędu i wszystkiego, co się z nią wiązało można było uznać za odhaczone. Nieco zdziwił go fakt, że nawet ta menda Kolayn nie patrzył na niego z żądaniem wyjaśnień wymalowanym na twarzy. Nie pytał, nie drążył... osobliwe. Czy mógł się łudzić, że nagle zaczął w pełni respektować zmianę na stanowisku króla i moc jego decyzyjności? Mówiąc szczerze zbyt był zaaferowany wizją wyprawy, by dłużej się nad tym zastanawiać.

Równolegli II: Niech żyje król.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz