10. Nigdy więcej.

131 27 91
                                    


         Ian odchodził od zmysłów. Zazwyczaj starał się, jak na naukowca przystało, zachowywać zimny osąd sytuacji, ale tutaj sprawa zaczynała go przerastać. Kłamał jak z nut na prawo i lewo, dziękując Bogu, w którego nie wierzył, za to, że Maurice zdążył go mianować nadwornym medykiem. Dzięki temu nikt nie uważał za niestosowną jego niemal stałą obecność w królewskiej komnacie, a do tego nikt nie ośmielał się kwestionować jego orzeczenia, jakoby króla zmogła gorączka i nikt nie powinien go odwiedzać. Od razu też musiał oznajmić królowej, że stan jej syna jest mimo wszystko stabilny i przysiąc, że ma wszystko pod kontrolą. Nadyję na wieść o chorobie syna zdjął paniczny wręcz starach, podbity niedawnymi doświadczeniami w związku z minioną zarazą. Pozwoliła jednak choć z grubsza uspokoić się medykowi, który był pewien, że gdyby piekło istniało to dostałby w nim specjalne miejsce.

         Prócz króla musiał również kryć Milo, którego powrotu wyczekiwał jak zbawienia, bo miał świadomość, że tylko on ma moc, by postawić Maurica na nogi.

         Minęła zaledwie doba odkąd został wezwany w trybie natychmiastowym do znajdującego się w drodze do swojej komnaty króla. Minęła zaledwie doba, a on czuł się wykończony psychicznie. Oczywiście nie obyło się bez węszenia tej przebrzydłej kanalii – hrabiego Northingdam.

         – Jego Wysokość podupadł na zdrowiu? – zapytał go, zatrzymując na pałacowym korytarzu.

         Ian niechętnie się zatrzymał, mając świadomość, że od jego zdolności dyplomatycznych bardzo wiele właśnie zależało.

         – Nie dzieje się nic, co zagrażałoby życiu króla – odparł niegłośno jednak z wyraźną stanowczością.

         Kolayn na ułamek chwili zmarszczył brwi, by zaraz uśmiechnąć się szeroko i bynajmniej nie szczerze.

          – Rad jestem, słysząc to. Jeśli jednak jego powrót do zdrowia miałby potrwać nieco...

         – Nie potrwa. Odradzam jednocześnie podobne insynuację. Jestem pewien, że Jego Wysokość nie będzie ukontentowany faktem, że ktoś doprowadzał do napiętych nastrojów na dworze.

         Uśmiech Charlesa jeszcze się powiększył, a przez spojrzenie zielonych oczu przemknął mu błysk przebiegłości, który dołożył jeszcze dodatkowych stresów i tak skołowanym nerwom nadwornego medyka.

        Ian nieczęsto miał styczność z tym fałszywym i obłudnym osobnikiem. Wystarczająco jednak usłyszał od Maurica, a gdyby nawet nie, to ta zakłamana facjata mówiła aż nazbyt dużo o charakterze właściciela. Nawet w czasie trwania jednego, przelotnego spojrzenia.

        – Rada Królewska ma prawo wiedzieć na czym stoi. Przed nami istotne posiedzenie, które bez głównego członka kłopotliwym będzie do zrealizowania.

        – Król nie wspominał o konieczności odwoływania jakichkolwiek spotkań, zakładam wiec, iż wszystko odbędzie się w wyznaczonym terminie.

        Ian odwrócił się chcąc odejść, jednak za sobą ponownie usłyszał głos tego arystokratycznego bufona.

         – Widziałeśże może Lorda Weis? Niepodobna, by dwie tak ważne persony w królestwie w jednym momencie stały się niedysponowane. Cóż to za niesubordynacja ze strony...

        – Lord Weis wraz ze mną dogląda króla i wykonuje jego osobiste polecenia. Nie moja jednak rzecz, by poznać ich szczegóły. Jeśliś panie powinien o nich wiedzieć jestem pewien, iż król poinformuje cię o każdej drobnostce w stosownym czasie.

Równolegli II: Niech żyje król.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz