21. Lawina decyzji.

118 14 47
                                    


Media: Sanah - Pańskie łzy to woda.


Maurice wyszedł z ogrodu razem ze swoją przyrzeczoną i odprowadził ją do jej komnaty. Wszystko w nim dygotało z nerwów, z tej złości i bólu, które zdawały się pochłaniać go bez reszty. Szedł obok niej, pozwalając jej dłoni wsunąć się pod jego ramię. Pozwalał trajkotać jej sobie do ucha, choć tak naprawdę nie rozróżniał jej słów. W umyśle wciąż miał tego jedynego. Tego, któremu strach i dezorientacja odebrały mowę. Był na niego wściekły. Że go nie posłuchał, że zignorował te wszystkie ostrzeżenia, które w ostatnich dniach przypominał mu nieustannie. I jednym z nich było to jedno z głównych: Nigdy nie ufaj nikomu z Lazarii. Z wyjątkiem Nadyi – jego matki. Beatrice z kolei była osobą, za którą ciągnąć się powinien jeden wielki krzyk, ostrzegający przed niebezpieczeństwem.

Czuł te znienawidzone palce na swojej ręce i ze wszystkich sił starał się, by nie strzepnąć ich i nie kazać jej iść w diabły. Za to, co zrobiła, za to, że właściwie ściągnęła na Milo wyrok śmierci. Pojęcia nie miał jak z tego wybrnąć. Jedno było pewne, nie mógł okazać żadnej solidarności z nim. Nie mógł pokazać po sobie żadnych pozytywnych emocji, nie mógł się za nim oficjalnie wstawić. Jedyną osobą, która mogła cofnąć tę farsę do stopnia zaledwie dobitnego upomnienia była ona – Beatrice. I był gotów już teraz błagać ją o życie dla niego, jednak nie mógł. Miał świadomość, że cały dwór z naciskiem na te wszystkie nieprzychylne mu kanalie będzie mu teraz patrzył na ręce. Jeden nieodpowiedni krok, czy nawet grymas i doprowadzi do buntu wśród możnych, a to mogło go doprowadzić w prostej linii nawet do stracenia przez niego korony. Co prawda król był ponad wszystkimi jednak istniała możliwość usunięcia go z tronu. Potrzebne było do tego wypowiedzenie mu posłuszeństwa przez każdego męskiego reprezentanta szlachty, na piśmie, z oficjalną pieczęcią. Maurice miał nadzieję, że ciągle miał wielu po swojej stronie, jednak w obliczu realnego konfliktu z Lazarią – a nieodpowiednie zajęcie się sprawą uwłaczenia czci księżniczki, krewnej Maksyma było prostą linią do początku sporu, który mógł pójść tylko w jedną stronę. Widmo wojny zaś potrafiło bardzo szybko zweryfikować priorytety.

Pozbawiony tronu zaś już w ogóle nie byłby w stanie mu pomóc.

– Ja pojmuję – odezwała się Beatrice, gdy zatrzymali się przed drzwiami do jej komnaty. Wzrok miała spuszczony, oplatała się ramionami, jakby we wstydu i przytłoczenia. – Ja naprawdę pojmuję, że lord Weis nie jest stąd. Pojmuję, że nasze zasady mogą być dla niego trudne, być może nie rozumie ważkości niektórych zasad, jak choćby dotykanie ciała innej niewiasty bez przyzwolenia, a wręcz przy sprzeciwie... lękam się obyczajów jakie panują w jego rodzimym królestwie... jednak – podjęła po krótkiej chwili, biorąc głębszy, nieco drżący fałszem oddech – jesteśmy w Artemii. W królestwie prawości, na którego czele stoi sprawiedliwy i wspaniały władca. Będę twą żoną, Wasza Wysokość... nie każ mi żyć w strachu, że taka sytuacja się ponowi.

Maurice zacisnął na sobie zęby. Nie łudził się, że będzie inaczej, jednak w duchu zapłakał, gdy przepadła najbardziej oczywista i najprostsza droga do ocalenia Milo życia.

Skinął jej tylko głową i życzył dobrej nocy, oddalając się pospiesznie. Dotarł do swojej sypialni, gdzie miał ochotę wrzeszczeć z frustracji. Nie mógł dziś nikogo wezwać z nikim porozmawiać, choć lista z każdą sekundą mu się wydłużała. Potrzebował posłać po Iana, w nadziei, że ten ostudzi jego emocje i nakieruje go na odpowiednie tory myślowe. Oficjalnie nie mógł w żaden sposób skontaktować się z Milo, gdyż król nie komunikuje się z przestępcami. On jedynie nadzoruje ewentualne śledztwo i wydaje wyrok w dniu rozprawy. A Bóg mu świadkiem, że pragnął ruszyć do niego, odepchnąć każdego i z każdemu zagrozić, byle tylko dopaść do tego ukochanego ciała i przemówić do tego wspaniałego umysłu, zapewniając o swej miłości, zapewniając, że wszystkim się zajmie.

Równolegli II: Niech żyje król.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz