Rozdział 9 - Zapijanie ran

12 3 0
                                    

Wyrastająca z gąszczu zielonej trawy spowitej niewielkimi kropelkami wieczornej rosy, pnąca się ku niebu łodyga kwiatu kołysała się nieznacznie pod wpływem jesiennego wiatru. U jej szczytu, niczym w osobnym świecie, otulona kapeluszem fioletowych płatków spoczywała układająca się do snu spracowana pszczoła. Mięciutki kocyk z żółtego pyłku rozczulał ją swoją lepkością i słodyczą od głowy, przez tułów i odnóża, aż do samego żądła. Skulona w przytulnym cieple poczuła, jak ciężka kropla, spadając na kwiat, wytrąca go ze spokojnego rytmu kołysania. W panice spróbowała poderwać się do lotu, lecz bezsilne skrzydełka nie potrafiły uwolnić się ze śmiertelnego potrzasku oblepiającej ich czarnej mazi. Przerażona zebrała wszystkie siły, by doczłapać się na skraj kwiatu i opuścić schronienie, które jeszcze przed chwilą wydawało się najbezpieczniejszym miejscem na Ziemi, lecz czarna, śmiercionośna ciecz dosięgnęła także jej odnóża, na zawsze unieruchamiając ją między kolorowymi płatkami. Nie zdołała nawet zobaczyć, jak merdający na boki długi ogon przypominającego wilka Monumm uderza w kwiat z ogromną prędkością, brutalnie odrywając go od łodygi i posyłając niewinną pszczołę na jej ostatni lot.

Ciało stąpającego po trawie demona sięgało niewiele ponad dwóch metrów, a od pasa w dół pozbawione było wszelkich ludzkich elementów wyglądu. Prosta sylwetka kontrastowała z chudymi, psowatymi tylnymi kończynami i wyrastającym ponad nimi ogonem. Szara sierść oblepiona czarną mazią tworzyła obrzydliwe kołtuny, a gdzieniegdzie łyse placki ciemnej skóry wyłamywały się z gęstego morza futra. Ludzkie ciało odcinało się od wilczych nóg nierównomierną linią. Pokaźny brzuch i piersi zwisały ciężko, a nieproporcjonalnie długie ramiona sunęły po ziemi, próbując imitować poruszanie się na czterech łapach. Wzdłuż kręgosłupa przez całą długość pleców ciągnęła się niewyraźna linia przerzedzonej sierści zakończona na głowie demona, gdzie gęstniała nagle, oplatając czaszkę, by upodobnić się do krótkich, damskich włosów. Nienaturalnie wydłużony ludzki nos do złudzenia przypominał wilczy pysk, a na jego czubku odcinał się niewielki obszar o ciemniejszym kolorze skóry i dodatkowych dwóch nozdrzach. Monumm oddychało ciężko, brzmiąc, jakby dusiło się z każdą próbą nabrania powietrza przez jednocześnie cztery dziurki w nosie.

Davir zamarł ze strachu. Jego skóra powoli wracała do swojego zwykłego stanu, a wzmocnione właściwości ciała z każdą chwilą coraz bardziej słabły, drastycznie zwiększając odczuwany przez Kila ból pochodzący z otrzymanych w walce obrażeń.

Wiedząc, że wkrótce pojawią się pierwsze konsekwencje przemiany, a w tym przeraźliwe cierpienie oczu, rozejrzał się jeszcze raz pospiesznie po całej polanie.

Nigdzie nie potrafił dojrzeć Saturn. Lina, na której wcześniej wisiała, wyglądała na przerwaną.

„Może dała radę się uwolnić!" Promień nadziei przeszył jego myśli. „Nawet jeśli tak, to co się z nią stało? Gdzie jest?!"

Przeniósł wzrok na Monumm. Demon wpatrywał się w niego, stojąc w bezruchu. Kil słyszał jego charakterystyczny oddech. Odrażający odór kręcił mu w nosie, mieszając się z jeszcze gorszym zapachem pozostałej z pierwszego potwora mazi.

Im dłużej patrzył na bestię o połowie ciała wilka, tym bardziej wydawała mu się zagubiona. Gdy po raz pierwszy zauważył jej obecność, miał wrażenie, że idzie ona prosto na niego, lecz teraz nie potrafił stwierdzić czy rzeczywiście było to prawdą. Z jakiegoś powodu Monumm nie rzucało się na odosobnionego chłopaka, który stał się teraz idealną, bezbronną ofiarą.

Każda chwila wydawała mu się długą godziną. Jego napięte ciało było gotowe w każdej chwili, by choć spróbować uniknąć pierwszego natarcia. Tylko nieustająca, drążąca myśl o tym, co stało się z Saturn, pozwalała mu zachować resztki koncentracji nad tym, co działo się na polanie. Gdyby pogrążył się teraz w obawach przed nadchodzącymi konsekwencjami przemiany, jego szanse na przeżycie zmalałyby jeszcze bardziej.

Dzięcioły Orglasii IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz