Brian wsunął do torby zawiniętą w cienki papier kanapkę, cały czas nie mogąc nadziwić się zatrważającej ilości dobrych uczynków wykonanych w jego stronę przez Vivian. Najpierw zgodziła się go odprowadzić, teraz naszykowała mu śniadanie do pracy i kto wie, może to był dopiero początek? Odrzucił szybko tę myśl. „Dwa to i tak bardzo dużo", pomyślał. „O cztery więcej niż zazwyczaj", uśmiechnął się pod nosem i spojrzał w stronę schodów prowadzących na piętro. Kapłanka schodziła energicznie, stając tylko na palcach i radośnie podskakując z każdym pokonanym stopniem. Wyglądała na przeszczęśliwą.
Brian wytrzeszczył oczy. Choć nie znał się na obliczach Limomu, to miał świadomość, że wpływają one bezpośrednio na samopoczucie i zachowanie koleżanki. Zazwyczaj jednak nie była aż tak ekspresyjna jak dzisiejszego poranka. Jej promieniujący uśmiech i tryskające energią spojrzenie kontrastowało z podkrążonymi oczami aspirującego medyka, zmierzającego o świcie do pracy.
Kiedy dziewczyna wreszcie podeszła bliżej Brian mógł dokładniej przyjrzeć się jej niecodziennemu ubiorowi. Piękna, zabudowana suknia w różowym kolorze i o długich rękawach przylegała do tułowia kapłanki tylko po to, by od pasa w dół eksplodować w bujne fałdy materiału godne najpiękniejszych balowych kreacji. Mieniące się w świetle nici tworzyły na brzuchu wyszyty precyzyjnie kształt motyla, który dzięki swojej subtelności nie przekraczał według Briana cienkiej granicy między sztuką a kiczem. Nad piersiami spoczywała niebywała kolia pełna drogocennych kamieni szlachetnych, które Brian widywał jedynie na wystawie za szybą u jubilera. Po chwili uzmysłowił sobie, że nie tylko naszyjnik, ale kolczyki, pierścionek i nawet spinka do włosów ozdobiona jest takimi samymi mieniącymi się kamieniami.
Jego usta mimowolnie się otworzyły. Nie wiedział czy spowodował to sam wygląd kapłanki czy fakt jak droga musiała być pełna diamentów biżuteria, którą miała na sobie. Przeszło mu przez myśl, że gdyby sam miał choćby takie kolczyki to też podskakiwałby z samego rana i robił dobre uczynki dla innych. Tymczasem jednak musiał iść do pracy, za którą nawet nie dostawał jeszcze pieniędzy.
– Gotowy? – zapytała entuzjastycznie Vivian, nawet nie kryjąc swojego szczęścia.
Brian nie odpowiedział przez chwilę. Przenosił wzrok z kolczyków na spinkę, ze spinki na kolię, z kolii na pierścionek i tak w kółko, nie mogąc się w pełni nasycić widokiem pięknej biżuterii, aż w końcu bąknął:
– Skąd masz tyle pieniędzy na takie cacka?
Vivian popatrzyła na niego z rozbawieniem.
– Od wiernych oczywiście.
Brian uniósł brwi gotowy zadać kolejne pytanie, ale dziewczyna chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę drzwi.
– Chodź, bo się spóźnimy. Wieczorem mogę ci coś pożyczyć, żebyś sobie przymierzył.
Oczy chłopaka błysnęły jaśniej niż diamenty w naszyjniku Vivian. Czyżby to miał być trzeci dobry uczynek?! Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Ten dzień w jednej chwili stał się o wiele, wiele lepszy niż mógł sobie kiedykolwiek wymarzyć.
– A-ale nie będę miał jak założyć kolczyków – zdołał wydusić z siebie mimo dławiącej ekscytacji.
Kapłanka spojrzała na niego z politowaniem, kręcąc głową. Na jej twarzy zawitał rozczulony uśmiech.
– No to ci przebijemy uszy. Żaden problem.
Na dźwięk tych słów w oczach Briana pojawiły się łzy szczerego szczęścia. Marzył o tym od dawna, ale wstydził się komukolwiek powiedzieć. Bał się, co powiedzą inni. Teraz miał chociaż jedną osobę, która może go w tym wesprzeć. Fakt, że była to Vivian lekko go dziwił i napawał swego rodzaju niepewnością, ale był gotowy zaakceptować to ryzyko, nawet jeśli oznaczałoby to zostanie dłużnikiem nieprzewidywalnej kapłanki.
CZYTASZ
Dzięcioły Orglasii I
FantasySiedmioro przyjaciół żyjących razem pod jednym dachem pewnego dnia staje się świadkami brutalnej śmierci swojej wspólnej znajomej, która ginie z rąk Monumm - potwora polującego na każdego, kto porusza się samotnie. Zmotywowani tragicznymi wydarzenia...