Rozdział 15 - Nieustępujące światło

7 2 0
                                    

Kiedy stanęli przed drzwiami do domu, słońce zbliżało się ku zachodowi. Godzina nie była jeszcze tak późna, lecz krótszy dzień powoli zaczynał ustępować dłuższej nocy, która niebawem miała otulić mrokiem miasto. Zza drzwi dochodził ich apetyczny zapach obiadu, którego zupełnie się nie spodziewali. Wychodząc, w środku zostawili jedynie Kila i Sarah, z których żadne nie było w stanie przyrządzić czegokolwiek, co pachniałoby tak dobrze. Saturn i Tristan w tym samym momencie popatrzyli na siebie, unosząc brwi, jakby byli swoimi lustrzanymi odbiciami. Chłopak dał znak głową, by koleżanka otworzyła drzwi.

Po przekroczeniu progu zapach uderzył ich jeszcze wyraźniej. Jednak było to niezwykle przyjemne uderzenie, dające bardziej wrażenie namiętnego uścisku, oplatającego ramiona w ciepłym przytuleniu. Gorący aromat bulgoczącego w garnku bulionu, w którym pływały pokrojone warzywa rozgrzewał samym zapachem do tego stopnia, że parze przyjaciół w ustach odruchowo zaczęła zbierać się ślina. Zaspokojony wcześniej kanapkami głód wzmógł się na nowo przebudzony delikatnym zapachem taplających się w zupie kawałków mięsa.

– Wy to macie wyczucie! – Dobiegł ich z kuchni rozbawiony głos Vivian. – Akurat jest gotowa do nalania, chcecie?

– Vivi! – krzyknęła radośnie Saturn, w ułamku sekundy zrzucając z siebie kurtkę i buty. Chwilę potem siedziała już grzecznie przy stole, oczekując na swoją porcję.

Tristan pokręcił głową.

– Myślisz, że kto po tobie posprząta, co? – krzyknął w jej stronę, patrząc na rozrzucone po podłodze przedpokoju ubrania dziewczyny.

– Ty! – Saturn odparła bez zawahania, po czym odwróciła wzrok w stronę niosącej obiad kapłanki. Jej oczy otworzyły się szeroko na widok niecodziennej sukni i wspaniałej biżuterii, którą wciąż miała na sobie Vivian. – Ojejku! Wyglądasz przepięknie!

Kapłanka zarumieniła się delikatnie i odpowiedziała na komplement uśmiechem.

– Dziękuję, słońce. Gdzie byliście? – zagadnęła, stawiając przed nią miskę.

Saturn zignorowała pytanie. Widok parującego przed nią obiadu całkowicie zakręcił jej w głowie. W mgnieniu oka chwyciła za łyżkę i wpakowała sobie do ust solidną zawartość zupy, dbając o to, by na pewno nie ominąć ani miękkiego mięsa, ani pożywnego ziemniaka, ani rozpływającej się marchewki, ani przede wszystkim przepysznego, lekko słonego bulionu. Jednak w jej ustach zamiast błogiej rozkoszy smaku pojawiło się piekło cierpienia wzniecone wysoką temperaturą potrawy. Dziewczyna jęknęła z bólu i otworzyła usta, próbując schłodzić gorącą zawartość.

Vivian i Tristan, który zdążył akurat wejść do jadalni, spojrzeli na nią zrezygnowani. Zawsze popełniała ten sam błąd.

– Nawet o tym nie myśl, młoda, nie jesteś już dzieckiem – powiedziała stanowczo kapłanka, gdy davirka spojrzała na nią błagalnym wzrokiem, wciąż oddychając szybko z otwartymi ustami. – Nie będę ci dmuchać do buzi.

Oczy Saturn zaszkliły się wyraźnie, jednak nie napierała. Zamknęła po chwili usta i powoli przełknęła.

– Popazyłam sobie jenzyk pzez was – powiedziała z wyrzutem.

– Przez nas? – zapytał zaskoczony Tristan. – A co ja mam do tego?

Dziewczyna spojrzała na niego zmrużonymi oczami.

– Hmpf! – burknęła i nabrała kolejną łyżkę zupy, tym razem dmuchając na nią wielokrotnie, może nawet za bardzo, zanim wzięła ją do buzi.

Dzięcioły Orglasii IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz