Rozdział 4 - Konsekwencje sekretów

12 4 0
                                    

Niezmierzona, mroczna głębia oplatała ciało Kila niewidzialnymi dłońmi granatowej wody, ciągnąc go w dół ku pozbawionej życia czeluści. Ledwo widoczną w oddali, falującą powierzchnię zazwyczaj kojarzącą się z bezpieczeństwem, nabraniem powietrza i jasnością, burzyły teraz dynamiczne cienie walczące na śmierć i życie. Miażdżąca masa wody obciążała zmęczone powieki, próbując zamknąć mu oczy i utrudnić rozpoznanie konturów szalonych sylwetek. Wytężył wzrok. W oddali nie widział skaczącej z wściekłości Saturn, klnącego Marka czy poszkodowanych Dzięciołów. Za taflą wody byli zupełnie inni ludzie. W zupełnie innym czasie. W zupełnie innym miejscu.

Poruszył się gwałtownie. Zimna woda stawiała opór, ale jego ciało z każdą chwilą coraz bardziej przyzwyczajało się do głębiny. Ze spojrzeniem wbitym w powierzchnię zaczął wyrzucać przed siebie ręce, odbijając się jednocześnie nogami od nieistniejącego podłoża. Narastająca wewnątrz złość i rozpacz dodawała mu bestialskiej siły, dzięki której z każdą chwilą płynął coraz szybciej. Miał świadomość, że to nie dzieje się naprawdę, że to znowu ten sam sen, to samo wspomnienie. Wspomnienie, które męczyło go przez te wszystkie lata. Nienawidził, gdy powracało. Za każdym razem, gdy myślał, że wreszcie udało mu się zwalczyć tę część siebie, którą ono budziło, wszystko zaczynało się od początku.

Może to dzisiejsza przemiana albo pytanie o rodzinę, które zadał rano Tristan, przypomniały mu wydarzenia, o których nigdy tak naprawdę nie zapomniał.

Płynął z zabójczą prędkością wabiony krwiożerczym pragnieniem zemsty. Obłędne oczy wbite w niewyraźne sylwetki osób, które kochał, prowadziły go teraz ślepo do celu z zamiarem bezlitosnego odwetu.

Znalazł się tuż pod taflą wody gotowy przebić się przez jej z pozoru delikatne lustro, gdy nagle wyłaniająca się z niej ręka klepnęła go delikatnie w lewy policzek.

– Kil, żyjesz?

Chłopak otworzył oczy. Zmartwiona i lekko zdezorientowana twarz przyjaciela wpatrywała się w niego uważnie.

– Tri? Co ty tu robisz?

– Kazali nam tu przyjść po tym, co zrobiliście razem z Saturn.

Kil nagle się wyprostował.

– Czy z Sat wszystko w porządku? Co się z nią stało? Gdzie teraz jest?

– Och, o nią się nie martw.

Tristan wyprostował się i z wyraźnym uśmiechem dodał:

– Myślę, że to Dzięcioły, które próbowały ją powstrzymać, wymagają większego zaopiekowania i uwagi.

Kącik ust Kila podniósł się lekko. Sprawiał wrażenie spokojnego, pomimo chaosu wydarzeń ostatniej godziny. W rzeczywistości jednak był to jedynie efekt wciąż szalejących mu w głowie myśli pobudzonych przez bolesne wspomnienie. Wszystko, co działo się teraz, wydawało się nieistotne w porównaniu z jego obsesją na punkcie zemsty.

– Sarah rozmawia teraz z Dutio i próbuje namówić go, żebyście nie musieli ponosić żadnych konsekwencji.

Davir przytaknął odruchowo.

– Chwila – ocknął się. – Dutio już wrócił?

Tristan pokiwał głową.

– Gdyby nie on, to nie wiem, jak bardzo rozpędziła by się Saturn. W sumie nawet nie chcę sobie wyobrażać!

Kil przetarł dłońmi oczy. Odruchowo dotknął delikatnie czoła, gdzie trafiła go miotła. Syknął cicho z bólu.

– Co was w ogóle podkusiło, żeby nie dość, że tu przychodzić i się rekrutować, to jeszcze zaczynać bójkę?

Dzięcioły Orglasii IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz