one. end of fight

142 9 4
                                    

Apokalipsa dla nikogo nie była kolorowa, a szczególnie dla Joel'a Millera. Stracił dwie ukochane osoby, z czego jedna umarła. Sarah. Jego malutka córeczka, za którą dałby się pokroić, umarła przez strzał. Jakkolwiek by nie chciał jej obronić, w tamtej sytuacji nie mógł nic zrobić, oprócz zapomnienia i zaczęcia całkowicie nowego życia, pełnego szarości i oschłości.

Uważał, że inni ludzie mieli łatwiej od niego, nawet nie znając ich historii, bo Joel został sam, i to najtrudniejsze przeżycie. Ofiara świata, która nawet nie chce przyznać się do przeszłości.

Takie zdanie miała o nim Eden. Był dla niej tylko coś w rodzaju ,, przewodnikiem''. Miał je doprowadzić do danego miejsca, i nigdy już się więcej nie zobaczą. Brunetka wiedziała jakie plany mają świetliki. Ellie nie przeżyje tego, co planują na niej zrobić. Nie przejmowała się śmiercią, wręcz z nią igrając. Eden czasami była zadziwiona jej poczynaniami, i tym, jak bardzo potrafi ignorować znaki, by ratowała się - póki jeszcze może. Jednak nic w tej kwestii nie miała do gadania. Urodziła się by umrzeć.

I również dlatego teraz byli w drodze do ratusza. Został im jeszcze kawał drogi, a Ellie już prawie została ugryziona, podobnie jak Eden.

Przechodzili kolejnymi ulicami opuszczonego od ponad 20 lat Bostonu. Weszli do budynku, który wyglądał jak kawiarnia, jednak teraz jej nie przypominała.

- Sprawdź czy nie ma niczego potrzebnego - zwrócił się Joel do Eden, a ta kiwnęła głową wchodząc do dawnej kuchni.

Znalazła bandaże i nożyczki, które w jej opinii, na pewno się później przydadzą. Spędziła kolejne kilka minut przeszukując inne pomieszczenia, a gdy zawołała imię młodszej od siebie dziewczyny, a jedyne co usłyszała to krzyk z piwnicy, pobiegła tam jak najszybciej.

- Ellie! - wydusił z siebie starszy mężczyzna, zbiegając z już lekko rozwalonych schodów.

Wbiegł tuż za Eden razem z Tess. Brunetka zobaczyła jednych z zarażonych, więc szybkim ruchem wyjęła nożyk z tylnej kieszeni spodni i rzuciła się na niego. Tess podbiegła do roztrzęsionej Ellie, która po raz kolejny w tamtym tygodniu została zaatakowana.

Rosewood mocniej docisnęła swoje ostrze do szyi zarażonego, czując jak każdy mięsień w jej ciele wariuje, a ręce drżą. Mimo, że starała się to ukrywać, za każdym razem gdy zabijała kogoś, nawet osoby, które już w prawdzie były martwe, chciała się rozpłakać.

Jednak po chwili opamiętała się, wręcz z satysfakcją zadając kolejne ciosy. Nienawidziła tego całego gówna. Zabiło jej całą rodzinę, a ona jako jedyna przeżyła dzięki swojej matce. Od ciała odciągnęła ją dopiero Tess, gdy zauważyła, że dziewczyna wpadła w trans, nie mogąc się z niego wydostać.

- Hej, Eden. Zabiłaś go, nie musisz już wbijać kolejny raz nóż w jego serce - kobieta wymusiła swój uśmiech, łapiąc jasnooką za ramię.

Ta pokiwała głową, odwracając wzrok na Ellie, sprawdzając czy młodsza nie została ugryziona.

- Ellie? Wszystko w porządku? - spojrzała na jej bluzkę, która teraz delikatnie była roztargana na brzuchu.

- Tak, jest okej - ciężko wzdychając, podniosła się z podłogi otrzepując kolana.

Wyszli z dawnej kawiarni wraz z pełnymi wrażeniami. Ulica, którą wcześniej była pusta, teraz była wręcz przepełniona ludźmi, zmoczonych deszczem. Jasnooka założyła kaptur czarnej bluzy na głowę, podobnie jak Ellie. Za to Tess z Joel'em szli bez nakrycia głowy, przyzwyczajeni do tej pogody w tamtym okresie.

Po niecałych kilkunastu minutach doszli do budynku, który wyglądał jak blok mieszkalny, już lekko zniszczony. Weszli na 3 piętro, a kobieta otworzyła drzwi wręcz wpychając dwie dziewczyny do niego i zamykając drzwi za nimi.

- Dajcie nam chwilę

- Że co kurwa? - krzyknęła Ellie, a Eden odciągnęła ją od brązowych framug, do których za chwilę miała przylegnąć.

Położyła na swoich ustach palec, pokazując młodszej by zamilkła na ten moment. Brunetka delikatnie otworzyła drzwi, tak by dorośli nie zauważyli. Marlene nie raz uczyła ją wszelkich rzeczy, by nie dać się złapać nikomu. Za to Williams znudzona tym, co robiła dziewczyna podeszła do mebli, unosząc w dłoni różne rzeczy leżące na nich.

- Mamy plan? - głos brzmiał jak męski.

- Można tak powiedzieć. Do wyboru są dwie drogi, długa i krótka, która jest niebezpieczna - zaczęła Tess, a w głowie mężczyzny pojawił się jeden pomysł.

- Możemy wstąpić do Billa i Franka. Powinni nam pomóc - zaśmiał się na własne słowa, a szatynka zrobiła to samo.

- Ruszamy po zmroku w takim razie. Zostań z nimi.

- Dlaczego ja? - spytał, jednak nie dostał odpowiedzi - Tess?

Eden odkleiła się od drzwi, nie chcąc by przyłapał ją na podsłuchiwaniu. Szybko podeszła do okna, obserwując kątem oka Ellie, która przeglądała książkę z hitami.

Miller spojrzał na nich, rzucając swój plecak na sofę.

- Nadal macie kontakt z Billem i Frankiem? - spytała Eden, odwracając się od szyby i siadając na jednym z foteli.

Dziewczynie zapalił się promyk nadziei. Że jej mama żyje, i wszystko jest dobrze. Że przyjedzie do nich i już tam na zawsze zostanie. Ale głupie nadzieję zawsze zostaną tylko nadziejami. To co się stało, już się nie odstanie. Dla dziewczyny Bill i Frank stali się rodziną, której już nigdy nie miała. To były ostatnie osoby, którym ufała oraz polegała.

- Powinienem tobie to pytanie zadać - przewrócił oczami, irytując się na to, że musi je do wieczora niańczyć.

- Nie mam z nimi żadnego kontaktu od 4 lat - wzruszyła ramionami, chwytając za książkę, którą podała jej Ellie.

- Świetnie. Więc znowu ich zobaczysz  - położył się na kanapie, głową nadal będąc w stronę dziewczyn - twoja kolej.

- Zawsze taki byłeś, czy może Caroline znała twoją drugą, milszą stronę?

- Dobranoc - powiedział Joel, całkowicie ignorując to, co brunetka powiedziała przed chwilą, odwracając się do nich plecami. Eden na to prychnęła, przypominając sobie własne słowa do Billa gdy ona miała dziesięć lat. Ten stary chuj się nigdy nie zmieni.

- A my? - z hukiem Williams rzuciła książką z hitami na stół, podchodząc do mężczyzny.

- Na głupie nie wyglądacie, więc coś wymyślicie - jego głos wyrażał tylko ignorancję i obojętność, tak, jakby nic dla niego nie znaczyły. I tak również było.

- Spierdalaj - szepnęła Ellie, siadając na parapecie.

—————

Witam w pierwszym rozdziale!! Przepraszam za brak emocji, ale jestem takim leniem, że nie mogę się zebrać by napisać od nowa ten rozdział, jednak obiecuję, że następne będą coraz ciekawsze❤️

Miłego wieczoru, i jeśli jutro idziecie - to powodzenia w szkole!

OBLIVION | the last of usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz