ten. one day you will understand

65 5 1
                                    

— Moja mama była odporna a on ją zabił, słyszysz to? — Eden chodziła po pokoju już z dobre kilka minut, próbując pogodzić się z tym, co się stało niecałą godzinę wcześniej. Ellie jedyne przytakiwała jej, naprawdę jej współczując. Gdyby Joel wysłuchał Caroline, ona mogłaby teraz mieszkać z mamą, i grać z nią na gitarze lub gotować. Młodsza niezbyt wiedziała co zrobić w takiej sytuacji, może powinna nic nie robić, zawołać Franka, albo przytulić Eden, przypominając jej, że starsza, już martwa Rosewood byłaby z niej dumna, że się nie poddała.

— Ed, czasu nie cofniesz. Musisz odpocząć, wiesz o tym? — podeszła do dziewczyny, spoglądając głową w górę przez to, że ona była o kilkanaście centymetrów wyższa. Rosewood pokiwała ledwo widocznie głową.

Ellie chwyciła ją za rękę, prowadząc do łóżka. Starsza usiadła na nim, chowając głowę w swoich dłoniach. Z trudem powstrzymywała płacz, jednak jakkolwiek jej się to udawało. Nie minęło kilka sekund, a jej nogi zaczęły się trząść, podobnie jak ręce. Tak bardzo chciała zmienić bieg czasu. Chciałaby teraz usiąść koło mamy, i powiedzieć jej o wszystkim co się wydarzyło. By to był jebany sen, i jeśli by się wybudziła z koszmaru, mogłaby podejść do mamy by ją przytulić. Jednak to wszystko to były jej pragnienia, w rzeczywistości była zdana tylko na siebie. Wsparcie rodzica zostało jej odebrane w wieku trzech lat. Nie pamiętała nawet wyglądu swojej rodzicielki, i chyba to ją najbardziej prześladowało w myślach.

— Zaraz wrócę, przyniosę ci wodę, okej? — Ellie spojrzała na nim zmartwionym wzrokiem, a starsza pokiwała głową.

Szatynka wyszła z pokoju, delikatnie zamykając drzwi i schodząc po schodach. Gdy zauważyła Joela w kuchni miała ochotę powiedzieć mu co o nim myśli, jednak zrezygnowała z tego, nie chcąc by Eden znowu musiała wysłuchiwać kłótni. Chciała by starsza miała teraz spokój, bo to co przeżyła, na pewno zostawiło u niej duże rysy w głowie.

Wchodząc ze szklanką wody do pokoju ujrzała śpiącą Eden. Zamknęła drzwi najciszej jak potrafiła, i położyła napełnione naczynie na biurku. Podeszła do dziewczyny, chwytając za koc, po czym przykryła ją. Niezbyt wiedziała co dalej ma robić. Jedynym jej pomysłem było zejście na dół, i porozmawianie z Frankiem, bo Bill raczej nie chciał jakiejkolwiek rozmowy z nią.

***

Usiadła na kanapie, spoglądając w lewą stronę, na jakiej siedział Joel. Mężczyzna wpatrywał się w mały stolik, nic się nie odzywając. Ellie pierwszy raz widziała go w takim stanie, zupełnie jak Eden. Tak jakby teraz wyszło z nich to, co starali się ukrywać od kilku lat. Młodsza głośno wciągnęła powietrze, zaczynając zdanie. To był jedyny moment, kiedy mogła się dowiedzieć, co tak naprawdę się stało tamtego wieczoru.

— Joel, Eden jeszcze nigdy nie była czymś tak wkurwiona, jak i smutna. Nie wiem co się wtedy stało, i jak to wyglądało, ale powinieneś z nią o tym porozmawiać, bo ewidentnie kiedyś znaczyliście dla siebie dużo — spojrzała jego ciemne, puste oczy. Miller nie pokazywał żadnej emocji, jakby ktoś mu je zabrał, jednak Ellie była świadoma, że w środku przeżywał rollercoaster.

— Rozmawiałem już z nią. Dzień po jej dziesiątych urodzinach. Uciekłem tego samego dnia do Tess, była wtedy w Bostonie — nawet nie spojrzał na nią kątem oka. W głowie przypomniał mu się widok małej Eden, która przez niego po raz kolejny płakała. Chciał ją wtedy przytulić, i powiedzieć, że jej mamusia nadal żyje. Jednak nie mógł, bo wiedział, że to nie prawda.

                            ———————

                             BILL I FRANK
                             15 MAJA 2017

— Co się wtedy stało? Mam prawo wreszcie wiedzieć Joel! — Eden spojrzała na niego ciekawa, jak i smutna. Jej emocje się zmieszały, tworząc mieszankę wybuchową. Już w wieku pięciu lat chciała wiedzieć co się stało z jej mamą. Nigdy jej nie miała, i nigdy nikt o niej nie wspominał. Czasami Frankowi wymykało się, ale Joel lub Bill od razu go uciszali. Tak, jakby nie chcieli by Eden dowiedziała się, co stało się z jej rodziną. Jedyne co pamiętała, to widok martwego mężczyzny upadającego na mokrą trawę. Podejrzewała, że to był jej tata.

Mężczyzna odwrócił się przodem do niej, skanując ją wzrokiem. Sam nie wiedział co powiedzieć. Nie chciał nic jej mówić o Caroline, bo ta mogła by go znienawidzić, ale z drugiej strony dziewczynka zasługiwała na znanie prawdy.

— Eden, to nie jest czas na takie pytanie. Jesteś na to za młoda — chciał jeszcze coś dorzucić, ale dziewczyna od razu wtrąciła się w to, co przed chwilą wypowiedział.

— Nie, Joel! Powtarzacie mi to od kilku lat! ,,Jesteś za młoda'' ,,najpierw dorośnij'', mam tego dość, okej?! — krzyknęła, a w jej oczach zaczął stopniowo pojawiać się ogień.

Miała dość wszystkich wmawianych jej rzeczy przez trójkę dorosłych mężczyzn. Wychowywała się z nimi od dziecka, nigdy nie rozumiejąc co to znaczy obecność matki, i przywiązanie do niej. Jedyna kobieta z jaką miała styczność, to była Tess, która wyjechała do Bostonu trzy lata wcześniej. Od tamtej pory nigdy nie poczuła, że ktoś się nią przejmuje. Miała wrażenie, jakby cała trójka martwiła się tylko o to, by młodsza ich znienawidziła.

— Posłuchaj mnie, nie jestem w stanie ci tego powiedzieć. Powiem ci to za kilka lat, okej szkrabie? — położył jej obie ręce na ramionach, patrząc na jasne, przejrzyste oczy. To był jej jedyny element ciała, który nie przypominał mu w każdej sekundzie o jego zmarłej ukochanej. Rosewood odepchnęła go, przy tym czując jak jedna łza zakręciła jej się w kąciku oka.

— Pierdol się. Nie potrzebuję tych wszystkich zdrobnień. Chce prawdy, tylko kurwa tyle! Raz Frank wspomniał o jakiejś Sarze, może jej takie same kłamstwa mówiłeś? — jej twarz wyrażała wszystkie emocje naraz. Sama nie wiedziała co czuć, ale po minie Joela, wiedziała, że powiedziała o jedno zdanie za dużo.

Mężczyzna ostatni raz spojrzał na nią, po czym z hukiem opuścił pokój. Jego ciężkie kroki na schodach były słyszalne nawet po zamknięciu drzwi.

Gdy następnego dnia Eden chciała jeszcze raz porozmawiać z starszym, nie zastała go nigdzie. Jego dom był prawie taki sam, jednak brakowało ciuchów, jedzenia, broni i kilku innych rzeczy. W tamtej chwili Rosewood zrozumiała, że straciła go na zawsze. Straciła osobę, z której brała przykład od najmłodszych lat.

———

Dobra, wrzucenie rozdziału się przedłużyło ale prawie cały dzień mnie w domu nie było, i wieczorem wręcz od razu poszłam spać

Buziaki, miłego weekendu, love ya<3

OBLIVION | the last of usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz