eight. start of the feeling

60 5 1
                                    

Eden siadła, opierając się o drzewo. Joel kazał im poczekać, a sam poszedł w nieznanym kierunku więc nie zostało im nic innego niz poczekać na starszego.

— Jak myślisz, jak bardzo nas znienawidził za wczoraj? — spytała starsza, delikatnie się uśmiechając.

— Niech pomyśle — zaczęła udawać, że myśli — jak tu wróci, to odstrzeli nas tą swoją bronią — obie się zaśmiały, ale uśmiech im opadł z twarzy gdy mężczyzna wrócił, i podszedł do swojego plecaka.

Ellie chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała jak zacząć, więc postanowiła na razie siedzieć cicho. Ciszę między nimi przerywał jedynie szum wiatru, oraz śpiew ptaków w oddali.

— Joel, to co stało się wczoraj.. — zaczęła Eden, patrząc na Ellie, która jej za to podziękowała w myślach.

— Nie chcę waszych przeprosin — mruknął, ale gdy starsza podniosła się szybko na równe nogi, odwrócił na nich wzrok.

— Nie chciałam cię przeprosić, dupku — burknęła, patrząc na niego chłodnym wzrokiem.

— Nie wiń nas za coś, co nie było naszą winą. Nie musieliście nas brać, mogliście nas zostawić z Marlene — dokończyła Ellie, nie chcąc by tamta dwójka znowu się pokłóciła.

I tak spędzili południe. Mieli spędzić jakieś 5 godzin marszu, by dojść do Franka i Billa.

***

Szli już niecałą godzinę, a Eden miała wrażenie jakby Williams zapytała o wszystko, o co mogła. Gdy już młodsza miała pytać o kolejną rzecz, szesnastolatka objęła ją ramieniem, uśmiechając się ironicznie.

— Wiesz, że strasznie dużo pytań zadajesz? — spojrzała w ciemne oczy Ellie, a w głowie przeszła jej przez myśl, że dziewczyna jest na prawdę ładna. Szybko ją jednak odtrąciła od siebie, zdejmując rękę z ramienia Williams.

Młodsza pokiwała prawie niewidocznie głową, odrywając się od jej znajomej, wchodząc tuż za Joelem do zniszczonego budynku. Sklep już był nieczynny od ponad dwudziestu lat, zarósł w niektórych częściach roślinnością, a Eden zaczęła zastanawiać się czego tam Joel chciał znaleźć.

Po kilku minutach wiedziała tylko tyle, że zostawił tu kilka lat naboje, i inne rzeczy, których teraz szukał. Rosewood mruknęła pod nosem sarkastyczny komentarz o tym, że powinien myśleć nad emeryturą, po czym przeszła za młodszą do innego pomieszczenia. Szybko znalazły otwarcie do czegoś, co można było nazwać piwnicą.

— Wejdę pierwsza, okej? — powiedziała Eden, chwytając się za podłogę, powoli schodząc w dół.

Rozejrzała się, wyciągając latarkę z kieszeni swoich spodni, a zauważając kosz, postawiła go tak, by młodsza mogła łatwiej do niej zejść, jak i wejść. Usłyszała trzask, a gdy spojrzała za siebie, zobaczyła Ellie. Szatynka po zeskoczeniu z kosza od razu pobiegła do zardzewiałej szafki, widząc jakąś rzecz u samej góry. Gdy już miała ją dosięgnąć, stojąc na nogach, prawie wywróciła się przez nagły dźwięk zarażonego, gdyby nie Eden i jej ręce na ramionach dziewczyny.

Młodsza szybkim krokiem podeszła, jednak gdy zarażony znowu się ruszył, Rosewood ją wyprzedziła, osłaniając swoim ciałem na wszelki wypadek.

— Ellie, daj mi nóż z tylniej kieszeni — szepnęła. Szatynka nie zrobiła tego, o co ją poprosiła brunetka. Podeszła do zarażonego, który leżał pod stertą gruzu, i ignorując całkowicie Eden, wbiła mu nóż w twarz.

***

                                      BILL I FRANK
                                     ————————
Wiem, że Bill i Frank w serialu już nie żyją, gdy Joel i Ellie przychodzą do nich. Jednak jako fanka zarówno serialu, jak i gry, nie dam rady odpuścić sobie tych iconic tekstów Billa i Ellie.
                                     ————————
  

Eden idąc ostrożnie tuż obok bramy, która prowadziła do Billa i Franka, zaśmiała się przez żart Ellie. Spojrzała na Joela, i pokiwała głową pokazując, by wbił kod do wejścia. Ten zrobił to, i wchodząc, zostali otoczeni przez dwójkę starszych mężczyzn.

— Hej Bill, to ja Eden! — krzyknęła, unosząc dwie ręce do góry. Mężczyzna spojrzał na nią ze zdziwieniem, po czym opuścił broń. Za to Frank podbiegł do całej trójki, przytulając Eden. Ostatni raz ją widział gdy ta miała dwanaście lat, ale wiedział, że tej twarzy nigdy nie zapomni. Wyglądała jak kopia Caroline.

Rosewood stojąc lekko w szoku nagłym ruchem starszego mężczyzny. Po kilku sekundach również przywarła do niego. Frank był jej najbliższą osobą z wszystkich, jakie znała. Wspierał jej każdą decyzję, starał się jej doradzić, oraz zawsze zbierał dla niej wszystkie truskawki w ogrodzie.

Gdy odkleili się od siebie, Eden poczuła łzy pod jej powiekami. Spojrzała za siebie, a widząc Joela, który kłócił się z Billem, zaśmiała się, wycierając każdą pojedynczą łzę. Tęskniła za tym, co kiedyś ich łączyło. Byli rodziną, mimo, że nie byli spokrewnieni krwią oraz genami. A teraz byli dla siebie nikim. Nie znali się tak, jak kiedyś.

— Co to za gówniara? Joel, nie mam zamiaru niańczyć kolejnego dziecka — burknął, wskazując palcem na Ellie.

— To akurat nie twój biznes — prychnęła, przewracając oczami.

— Bill, to moja przyjaciółka — wtrąciła wręcz od razu brunetka, wpatrując się w ciemne, zdziwione oczy szatynki.

— Super to wiedzieć, co tu robicie? — mruknął sarkastycznie, odkładając pistolet na swoje miejsce.

Kolejne godziny im minęły spokojnie. Usiedli w salonie, a raczej Frank, Joel i Bill bo Eden z Ellie postanowiły posiedzieć w ogrodzie, oglądając pojedyńcze latające ptaki.

Rosewood podciągnęła nogi pod brodę, przypominając sobie wszystkie wspomnienia z tym miejscem. Zawsze siadała na trawie w ogrodzie, a Joel śpiewał jej ,,take on me''. Eden była pewna, że ta piosenka będzie jej grać za każdym razem w głowie, gdy będzie odwiedzać to miejsce.

— Co się tu kiedyś wydarzyło? — Ellie obróciła delikatnie głowę, obserwując każdy najmniejszy ruch wyższej od niej dziewczyny. Brunetka wciągnęła głośno powietrze, zastanawiając się nad odpowiedzią. Miała dwie opcję. Powiedzieć prawdę, by potem sumienie ją zżerało, lub skłamać, by dziewczyna już nigdy więcej nie poruszała tego tematu. Mimo ciężkiego charakteru, wybrała pierwszą opcję. Jeśli chodziło o Ellie, go mówiła jej samą prawdę. Ta dziewczyna była dla niej inna niż wszystkie jakie poznała. Nie chciała być w centrum uwagi, nie mówiła wiele o sobie, często nie będąc szczera, nigdy nie lubiła zadawać się z kimkolwiek, i ani razu nie zachowała się jak typowe nastolatki, próbujące żyć, jakby wokół nich nie było zarażonych, a świat byłby pogrążony przez cordyceps.

— Oczekujesz ode mnie szczerości? — zaczęła, przybliżając się delikatnie do młodszej. Ta pokiwała prawie nie widocznie głową, ale Eden widząc to, przełknęła ślinę, i zaczęła swoją wypowiedź — Caroline była moją mamą. Wiem od Franka, że coś ich łączyło, ale nigdy nie dowiedziałam się co dokładnie. Raz Theo został ugryziony, Bill go zastrzelił, okazało się, że Caroline również była zarażona. Joel strzelił jej kulkę w brzuch, a potem zamordował mojego tatę — wzruszyła ramionami, jakby się tym w ogóle nie przejmowała — pamiętam tylko widok mojego taty, nadal nie wiem jak. Wszystko co wiem jest od Franka lub Billa, bo Joel jest zbyt dużym dupkiem by powiedzieć mi co się tam dokładnie wydarzyło, od a do z — starła jedną łzę, jaka odważyła się spłynąć po jej policzku.

Williams patrzyła na nią wzrokiem, który wyrażał tylko zrozumienie, ale i współczucie. Dziewczyny po części rozumiały się, jednak Ellie zaczęła uważać, że Eden miała dużo gorzej od niej. A przez moment przeszła jej myśl, jakim cudem Rosewood nie poczuła chęci, by dokonać zemsty na Joelu. Gdyby ta znalazła się na jej miejscu, Miller zapewne byłby już martwy.

—————

Niezbyt jestem na siłach by poprawić ten rozdział, więc wstawiam świeżą wersję. Za każdy błąd znajdujący się tutaj, przepraszam!!

Miłej kolejnej części wtorku, i powodzenia jutro w szkole👾

Love ya, buziaki<3

Dajcie znać jak wam się podoba

OBLIVION | the last of usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz