EDEN USIADŁA WYGODNIE NA podłodze pokrytej kurzem i szkłem, po czym przeniosła wzrok na Joela, który obserwował otoczenie. Ellie jak to ona, podrzucała swoim nożem, i zadawała pytanie. Tym razem brunetka była pewna, że to ich tradycją jest, i będzie aż do końca.
— Skoro to ani FEDRA, ani Świetliki, to kto? — zapytała, składając swój nożyk. Mężczyzna oderwał się od swojego zajęcia, i spojrzał na obie dziewczyny.
— Ludzie — odpowiedział, sam zastanawiając się jak ludzie są zdolni do czegoś takiego.
— Chyba miałeś na myśli potwory — szesnastolatka uśmiechnęła się ironicznie, po czym spojrzała na swoje udo. Krew jej jeszcze nie przeciekała, więc było dobrze.
Wśród całej trójki była wyczuwalna napięta atmosfera, której nikt nie przerywał. W myślach obwiniali się za to, co się stało w tamtym budynku, jednak nikt nie był na tyle odważny by się przyznać. Eden żałowała, że nie było tu Tess. Gdyby kobieta teraz tam siedziała z nimi, przemówiła by im do rozsądku, a oni znowu by byli jak dawniej.
Jednak już jej nie było, ani tam, ani nigdzie. Tak, jakby nagle wyparowała i już nikt nigdy jej nie zobaczy. I mimo, że żaden z trójki nikt nie wspomniał o kobiecie w ciągu tych kilku dni, każdy w mniejszym lub większym stopniu za nią tęsknił.
Joel nie wiedział, czy to już ten moment, że wariuje, czy może styki w mózgu mu się poprzestawiały, ale poczuł potrzebę wytłumaczenia się przed nastolatkami. Mało brakowało, a w jego oczach by się pojawiły łzy. Jednak nie był na tyle słaby, by na to pozwolić.
— Nie miałem pojęcia, że się zbliża.. Dlatego musiałaś..wiesz — zaczął, sam nie wiedząc jak to ująć w słowa. W jeden moment stracił swoją całą odwagę jaką budował przez dwie dekady.
— Nie cieszysz się? — uśmiechnęła się Ellie, a Eden spojrzała na nią z lekkim zdziwieniem. Jeszcze przed chwilą młodsza była cicha, niczym szara myszka, a teraz się uśmiechała po tym jak zamordowała człowieka. W prawdzie tego nie zrobiła, ale się do tego przyczyniła w dużym stopniu. Ten chłopak i tak długo by nie przeżył. Na oko starszej, jej znajoma trafiła mu w kręgosłup, więc Bryan - bo to tak się nazywał, co im krzyczał - byłby inwalidą.
— Po prostu.. Jesteście tylko dziećmi, w tym wieku nie powinnyście wiedzieć jak postrzelić człowieka. — te zdanie skierował do ich obu, jednak teraz spojrzał tylko na Ellie, kierując słowa tylko do niej — Nie zabiłaś go... Słuchaj, wiem jak to jest skrzywdzić kogoś po raz pierwszy — zaczął gestykulować rękami, i powoli tracił nad sobą kontrolę.
A Rosewood widząc to, chciała przytulić go. Tylko jak to zrobić, gdy już nie byli bliskimi? Ich relacje można było raczej opisać jako nieznajomi, lub wrogowie a nie osoby, które się przytulają gdy im smutno.
— Daję ciała.. — jego głos się w małym stopniu złamał, ale na tyle, by Ellie i Eden mogły to zauważyć.
— Widać to — jasnooka nie wiedziała, czy to co teraz powiedziała nie było chamskie i wredne, jednak miała to gdzieś. To było tak, jakby jej ciemna strona przejęła nad nią kontrolę.
— To moja wina.. że musiałaś go postrzelić, a ty prawie się udusiłaś i przepraszam za to — szesnastolace zrobiło się szkoda jej byłego bliskiego na tyle, że podeszła do niego i położyła dłoń na jego ramieniu. Ten mimo wszystko uśmiechnął się ciepło, i poczuł się jak za dawnych czasów, gdy to pięcioletnia Eden stawała po jego stronie przy każdej kłótni. Czy to z Frankiem, Billem czy też Tess. Czuł, że powoli naprawia relacje z nastolatką, za którą mógłby oddać życie, mimo, że ona o tym nie miała zielonego pojęcia.
CZYTASZ
OBLIVION | the last of us
Fanfiction❞ My morning sun is the drug that brings me near, to the childhood i lost, replaced by fear ❞ Apokalipsa zawsze ma tragiczne skutki, a szczególnie dla Eden Rosewood, której zabrano całą rodzinę, a raczej zamordowano. Teraz miała doprowadzić odporną...