Eden miała przez moment gdzieś ich rozmowę, trzymając łańcuszek swojej mamy, oraz jej flanelę. Jednak jedno zdanie, które powiedział Joel, skłoniło ją do tego, by wysłuchała tego co mówią do końca, nawet jeśli to miało ją zaboleć.
— Nie znasz światła. Robisz to dla rodziny, i tyle — powiedział, nawet nie patrząc na którąś z dziewczyn. Po prostu patrzył się przed siebie, ignorując ich spojrzenia.
— Jestem rodziną? — spytała Ellie, z gulą w gardle.
— Nie. Ładunkiem, ale obiecałem Tess, a ona jest rodziną.
Ellie nie pokazała, że to ją zasmuciło, jednak Eden to poczuła, jakby obie czuły to samo. Dla Joela Rosewood już nic nie znaczyła. Była przeszłością. Była demonem, który cały czas go nawiedzał i przypominał o śmierci jej matki. Starła pojedynczą łzę ze swojego policzka.
ICH GĘSTA ATMOSFERA ZOSTAŁA przerwana snem. Williams zasnęła w niecałe piętnaście minut, mimo, że mówiła, iż nie jest zmęczona. Za to Joel i Eden siedzieli cicho, nie wiedząc co powiedzieć.
Mężczyzna zaczął hamować, a gdy to zrobił wyszedł z auta, przy tym rzucając zwykłe ,, zostań '' do brunetki. Szatynka zaczęła powoli się rozbudzać.
Gdy starszy wrócił do auta, Ellie razem z jej przyjaciółką żartowały o mało istotnych rzeczach. Williams widząc go, chwyciła za mapę, pytając się gdzie są. Po chwili znalazła Kansas City
— Ile musimy objechać by wrócić? — zapytała Eden, pochylając się do przodu, by móc również patrzeć na mapę.
— Pieprzyć to — mruknął, odkładając mapę do dłoni Ellie. Zacisnął swoją dłoń na kierownicy, i zmienił bieg. — Objedziemy tunel i następnym wjazdem wrócimy na trasę. Może minuta górką.
Jechali tak jakiś czas, jednak gdy wjechali na podejrzany teren, na którym powinna być FEDRA, Eden nabrała dziwnych podejrzeń, że nie są tu sami, i ktoś ich tu nie chce. I miała rację, bo gdy odwróciła wzrok przed siebie, zobaczyła mężczyznę. Wiedziała, że udawał, że jest ranny. Miała dużo takich sytuacji.
— Joel, kurwa — dotknęła swoją bladą dłonią ramienia mężczyzny.
Ten widząc ,,zranionego'', wrzucił bieg. Eden doskonale wiedziała, co ten chciał teraz zrobić, jednak Ellie niezbyt.
— El, zapnij mocno pasy — mruknęła brunetka, łącząc dłoń swojej przyjaciółki ze swoją, chcąc jej dodać wsparcia.
WJECHALI AUTEM W ZNISZCZONY budynek, a Joel od razu zaczął reagować. Odpiął swoje pasy, podobnie jak Eden. Ellie potrzebowała przy tym pomocy, przez szok spowodowany tamtą chwilą. Gdy jasnooka wyszła z samochodu ostrożnie, i uważając by ludzie, którzy do nich celowali, jej nie postrzelili, poczuła mocny ból łydki. Gdy usiadła koło Joela, oraz Ellie, zobaczyła swoje zakrwawione spodnie.
— Kurwa mać — zwróciła uwagę pozostałej dwójki, a mężczyzna ściągnął flanelę, jaką dziewczyna miała na sobie. Uspokoił już powoli panikującą szatynkę zwykłym spokojnym spojrzeniem. Zawiązał mocno na łydce brunetki ubranie.
— Dasz radę? — spytał się jej, patrząc troskliwym wzrokiem.
Eden sama się zdziwiła, że mężczyzna potrafił jeszcze odczuwać takie emocje jak współczucie, troskliwość czy szczęście. Straciła co do tego nadzieję już kilka lat temu. Joel był zwykłym, oschłym chujem i nie dało się tego ukryć, mimo, że się starał.
— Od kiedy tak się o mnie martwisz? — zaczęła, prychając sarkastycznie, i powoli pochylając swoją głową w lewą stronę — Oczywiście, że dam sobie radę. Jestem pieprzoną Rosewood z kości i krwi, a teraz daj mi wyciągnąć pistolety z plecaka — mruknęła, starając się ukryć to, że poruszyło ją zachowanie dawnego bliskiego.
Przywykła do faktu, że ten ma ją gdzieś, i to tego się spodziewała. Nie widziała takiej jego wersji kilkanaście lat, i to ją zabolało. Dopiero teraz postanowił pokazać tą prawdziwą twarz, gdy ta już nie chciała jej nigdy na nowo poznawać.
Dziewczyna głośno wciągnęła powietrze, czując jak rana pali ją niczym żywy ogień. Podciągnęła się resztkami sił tak, by opierać swoje plecy o zimny metal auta. Uniosła głowę do góry, obserwując sufit, przy tym starając się ignorować ból. Zawsze gdy coś takiego się musiało stać, to ona była ranna. Jej pech nie znał słowa takiego jak ,,odpuść''.
Joelowi pojawił się plan w głowie, jednak jak bardzo chciał uniknąć by musiał zabijać ludzi przy Eden, nie potrafił. Nie zdążyła by dobiec do dziury, zanim ktoś by ją trafił, a z krwawiącym udem nie ma nawet małego procentu szansy, by dała radę się czołgać. Tak więc wysłał tam tylko Ellie, która zrobiła to co kazał. Dotknął ramienia szesnastolatki, by wyciągnąć ją z rozmyśleń, a ona wręcz od razu chwyciła za jeden pistolet, i tak zaczęli strzelać. Gdy Eden udało się jednego z nich zastrzelić, zacisnęła zęby, i delikatnie ruszyła nogą lewą, a potem prawą. W ten sposób przeszła za inny kubeł, i się schowała. Joel widząc jej ruchy, postanowił zrobić to samo.
Miller strzelił mężczyźnie, który się do nich zbliżał prosto w głowę, jednak nie zdążył zareagować gdy ktoś rzucił się na Eden. Przycisnął jej ręce do szyi, i zaczął dusić. Joel czuł się jak w jakimś śnie, i tak, jakby to nie było realne. Zareagował z opóźnieniem, sam nie wiedział dlaczego. Zrzucił mężczyznę z dziewczyny. Ku jego zdziwieniu, potrafił walczyć, i w ten sposób to on teraz był duszony bronią, podobnie jak przed chwilą była Rosewood, która łapała ciężko oddech.
Gdy ta próbowała dojść do siebie, usłyszała strzał, a gdy odwróciła wzrok, widziała Ellie przed sobą. Jej wzrok nic nie wyrażał, jakby jej uczucia się zmieszały tworząc coś, czego nie dało się niczym określić.
Przeniosła wzrok na chłopaka, który ją zaatakował. Był młody. Wyglądał na ten sam wiek, jak ona, oraz nosił podobny kolor włosów do Ellie. Miała pojęcie, co się zaraz stanie. Williams również to przeczuwała, jednak nadal stała z pistoletem w ręce, który ułamek sekundy później oddała Joelowi. Ten kazał jej wrócić za ścianę, a gdy ta to zrobiła, spojrzał przelotnie na brunetkę, która delikatnie pokiwała głową. Tak musiało się stać. Podczas apokalipsy nie możesz przejmować się innymi, którzy chcieli cię zabić. Jeśli im się to nie udało, tobie się uda.
EDEN SZYBKIM KROKIEM PODESZŁA do ściany, siadając i opierając się o nią, w tym samym momencie gdy Joel razem z Ellie dosuwali mebel do drzwi. Mężczyzna podszedł do niej, wyciągnął potrzebne rzeczy do zatamowania krwi, i zszycia rany. Nożyczkami rozciął jej spodnie, jednak nie martwił się o to. Dziewczyna miała w plecaku dwie zapasowe, które wzięła z kartonu z ciuchami jej mamy, oraz Tess. Wylał na jej ranę wodę utlenioną, a gdy ta syknęła z bólu, spojrzał na nią przepraszającym wzrokiem. Jak najdelikatniej wytarł jej ranę, po czym zaczął owijać bandaż.
Rana nie była głęboka. Zwykłe draśnięcie, jednak dosyć bolesne. W jego opinii do dwóch dni Eden będzie mogła biegać bez uczucia, jakby coś ją tam paliło.
— Ed? — szepnęła cicho Ellie, patrząc wprost w oczy dziewczyny — Wszystko gra? — podeszła do niej, pomagając wstać.
— Jest okej, serio. To zwykłe małe draśnięcie, nie ma się czym martwić — założyła nowe spodnie, wyrzucając na bok stare, obdarte i zakrwawione z dziurą na udzie. — Co teraz? — zapytała Joela, zakładając swój plecak na plecy.
— Góra. Rozejrzyjmy się tam — mruknął, nawet nie darząc je swoim wzrokiem.
—————
Hej! Mam nadzieję, że spędzacie miło majówkę. Mam dla was kilka informacji!
1. Ostatniego czasu zaczynam pisać fanfik o Joelu, więc na dniach powinien się pojawić. Jednak co za tym idzie, rozdziały Oblivion będą rzadziej publikowane.
2. Są to już ostatnie tygodnie przed egzaminami, a ja chcąc je zdać na dobrych wynikach nie będę tak długo siedziała na wattpadzie, więc rozdziały będą rzadziej. Jednak mam nadzieję, że to zrozumiecie.
Love ya! Do następnego rozdziału ❤️
CZYTASZ
OBLIVION | the last of us
Fanfic❞ My morning sun is the drug that brings me near, to the childhood i lost, replaced by fear ❞ Apokalipsa zawsze ma tragiczne skutki, a szczególnie dla Eden Rosewood, której zabrano całą rodzinę, a raczej zamordowano. Teraz miała doprowadzić odporną...