Jeśli kiedykolwiek Eden usłyszała by od kogoś, że będzie płakać widząc jakikolwiek ciuch, zaśmiała by się prosto w twarz. A jednak to robiła. Stała przy kartonie, który leżał na łóżku. Gniotła starą flanelę, jaka okazała się być flanelą jej mamy. Była biało-czarna. Dziewczyna mało myśląc zawiązała ją sobie wokół bioder, licząc, że chociaż to zmniejszy ból po stracie najważniejszej osoby w jej życiu. Nawet nie pamiętała jej twarzy. Jedyne zdjęcie jakie kiedykolwiek posiadała, było zrobione kilka lat wcześniej. Stała uśmiechnięta z Billem, a Joel w tyle trzymał gitarę na swoich kolanach. Jednak ta fotografia znalazła się w płomieniach, gdy Bill tak bardzo nie mógł się pogodzić z jej stratą, że podpalił to zdjęcie.
Wytarła niepotrzebną łzę, która znalazła się na jej policzku, i odwróciła się w stronę Ellie. Młodsza wybierała ubrania z kartonu, nie zwracając uwagi na otaczający ją świat.
- El? - szepnęła prawie nie słyszalnie, jednak dziewczyna podniosła głowę do góry - myślisz, że Caroline byłaby ze mnie dumna? - Eden sama nie wiedziała czemu o to zapytała. W tamtej chwili miała potrzebę przytulenia się do kogoś, ale nie była w stanie sama to zrobić. Była zwykłym, jebanym tchórzem.
- Jesteś najodważniejszą osobą jaką znam, pamiętasz jak wyjebałaś temu zarażonemu? Stanęłaś w mojej obronie. Ja bym spieprzała ratując swoją dupę - zaprzestała swoje zajęcie, by podejść do starszej.
Ta się delikatnie zaśmiała, przewracając oczami. Jeśli kiedykolwiek miałaby umrzeć, wystarczyłaby jej jedna sarkastyczna uwaga Ellie, by wrócić do życia.
Żadna z nich nie powiedziała nic więcej, widząc przez okno Joela wychodzącego z domu, w którym się znajdywały całego wściekłego. Eden nie miała pojęcia co się stało, ale była pewna, że coś poważnego.
-------
Joel wstał gwałtownie z kanapy, słysząc, jak Bill i Frank rozmawiają w kuchni o Caroline. Jeśli teraz mieliby by go obwiniać o to, co się tam stało 13 lat temu, to chciał tego uniknąć. Przeszedł przez framugę, i oparł się o blat skanując wzrokiem pozostałą dwójkę. Bill głośno przełknął ślinę, zaczynając zdanie, które miało zmienić postrzeganie tamtej sytuacji Joela o sto osiemdziesiąt stopni.
— Joel, nie wiem jak na to zareagujesz, ale proszę opanuj swoje emocje — zaczął, łapiąc dłoń Franka i wplatając ją w swoją. Mężczyzna dodał mu otuchy, ściskając ją mocniej — Nie chciałem ci tego mówić te trzynaście lat temu, bo mógłbyś się załamać — Joel już miał otwierać swoje usta, by zadać pytanie, jednak wzrok Franka pokazał mu, by się zamknął dopóki jego partner nie skończy — Caroline była odporna. Nie zdążyła tego powiedzieć bo strzeliłeś jej w brzuch — Bill przeniósł swój wzrok na podłogę, a Miller cofnął się o kilka kroków do tyłu, chwytając się za głowę.
— Co? Jakim sposobem, nigdy nie widziałem ugryzienia na jej ciele — jego wzrok wyrażał tylko przerażenie, i wyrzuty sumienia jakie się w tamtej chwili pojawiły.
— Miała jedno na kostce. Zawsze zakrywała je skarpetkami i butami — powiedział Frank, widząc, że jego chłopak może zaraz się popłakać — gdy była w ciąży z Eden, Marlene zaczęła mówić o badaniach, jakie chcieli na kimś przeprowadzić. Miało to pomóc w znalezieniu szczepionki, więc Caroline nie wiedząc o ciąży, zgodziła się. O swojej odporności dowiedziała się gdy Eden miała niecały roczek — Joel utknął wzrokiem w szybie, za którą światło oślepiało ich wszystkich. Śmierć Caroline była jego winą. Gdyby ją wysłuchał, teraz mógłby przytulać ją do swojego torsu, i pocałować.
Niespodziewanie do pomieszczenia wpadła Eden, z zaciśniętym nożykiem w ręce. Nikt nie zdążył nawet zareagować, i odsunąć dziewczynę od Joela. Popchnęła go, a ten ledwo utrzymując równowagę, spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem.
— Nienawidzę cię. Jeśli to co powiedział Bill i Frank to prawda.. — starła łzę, która zakręciła się w jej kąciku ust — żałuję, że cię poznałam. Powinnam ci teraz wbić ten zasrany nóż w gardło — jej gniew można było zobaczyć po samym jednym spojrzeniu w jej oczy, w jakich palił się ogień. Eden była zbyt słaba by nim władać, a więc ten pomiatał nią.
Ellie bojąc się co zaraz jej znajoma może zrobić, chwyciła jej nadgarstek, delikatnie odciągając do siebie. Ta wplątała swoją dłoń, w dłoń młodszej, ściskając ją. Eden nie wiedziała skąd to się wywodziło, ale młodsza była jedyną osobą, która mogła sprawić by ta się uspokoiła. Spojrzała do Billa ze łzami w oczach, gdy ten wyciągnął ze swoich spodni naszyjnik, jaki okazał się jej mamy. Wisiorek z motylkiem był ozdobą, jaką jej mama nosiła codziennie. Dostała go od Anny, i tak już nigdy go nie zdjęła po jej śmierci. Rosewood złapała go w rękę, obdarzając ostatni raz Joela jakimkolwiek wzrokiem, zanik wybiegła z pomieszczenia. Po kilkunastu sekundach usłyszeli kroki na schodach, przez co Ellie pokiwała głową pokazując, że postara się opanować starszą.
Gdy weszła do pokoju, jaki na razie służył funkcje do spania, zobaczyła Eden w stanie, w jakim ani razu nie widziała. Nastolatka rzuciła naszyjnikiem o ścianę, po czym wbiła nóż w biurko. Usiadła pod oknem, i zaczęła wręcz dławić się swoimi łzami, które po kilku sekundach zaplamiły jej koszulkę. Ellie widząc to wszystko, zamknęła delikatnie drzwi za sobą i podeszła do dziewczyny, kucając przy niej. Ułożyła swoje obie ręce na jej kolanach, wypowiadając słowa jakie miały ją pocieszyć.
— Hej, Ed spójrz na mnie — Rosewood zrobiła to, o co ją poprosiła, a gdy młodsza zauważyła całe czerwone oczy brunetki, myślała, że zaraz sama pójdzie roznieść Joela. Eden była jej jedyną osobą, jaka jej została. Riley nie żyła, podobnie jak jej mama a Marlene nie wiadomo gdzie była. Poznała starszą dziewczynę o dwa lata w ośrodku, który był według niej chujowy. Do tej pory pamiętała wkurwioną minę dopiero co wchodzącej w nastoletnie życie dziewczynki, i to, jak przewracała swój nożyk w dłoni. To od niej się tej sztuczki nauczyła. Siedziały chyba trzy godziny, a Eden kilka razy wybuchła śmiechem widząc co robi młodsza. Ellie skończyła z nie głęboką raną na nadgarstku, a jasnooka z zadrapaniem na kolanie. Po tym wszystkim zasnęły na podłodze, przykryte cienkim kocem, i uchylonym oknem. Przez następny tydzień myślały, że umrą przez ból gardła i gorączkę.
Przytuliła ją najmocniej jak umiała, powoli głaskając jej włosy. Rosewood schowała się w zagłębieniu szyi młodszej, dopiero teraz czując jak bardzo potrzebowała by ktoś ją przytulił.
Czuła się w tamtym momencie tak bardzo pusta w środku, jakby ktoś zmieszał jej emocje w jedność, a one zamieniły by się w pustkę. Jedyne co mogła poczuć to jej myśli, które powtarzały imię ELLIE WILLIAMS, a Eden jeszcze wtedy nie rozumiała dlaczego.
—————
Heej!! Wstawiam dziesiąty rozdział bo właśnie napisałam jedynasty. Miłej reszty piątku, wypocznijcie!!
Dzisiaj skończyłam po raz kolejny tlou part 2, i nie powiem, że nie, kilka łez wyleciało:(
Love ya, buziaki❤️
CZYTASZ
OBLIVION | the last of us
Fanfiction❞ My morning sun is the drug that brings me near, to the childhood i lost, replaced by fear ❞ Apokalipsa zawsze ma tragiczne skutki, a szczególnie dla Eden Rosewood, której zabrano całą rodzinę, a raczej zamordowano. Teraz miała doprowadzić odporną...