prolog. the beginning of everything

207 11 11
                                    

Jej usta drżały, a włosy były w nieładzie. Podciągnęła się pod ścianę, kładąc obie dłonie na kolanach. Jasne oczy skierowała na Marlene, której twarz nie wyrażała wręcz żadnych emocji.

- Kim kurwa nie ruszaj się! - krzyknęła, starając się opatrzeć oderwane ucho swojej znajomej.

Eden skierowała swoją głowę w stronę korytarza, na którym leżeli martwi ludzie. Było ich może trójka, maksymalnie czwórka. Jednak oprócz nich, pojawili się tam żywi ludzie, co było dziwną odmianą w tamtej chwili.

Natychmiast podniosła się z siadu, chwytając za swój pistolet schowany w kieszeni bluzy.

- Marlene? - podszedł bliżej mężczyzna. Mięśnie były widoczne na jego ciele, wyraz twarzy przedstawiał tylko jego imię. Jebany Joel Miller. Oschły stary chuj, który nie cofnie się przed niczym.

- Joel? - puściła bandaż, który jeszcze przed chwilą trzymała w dłoni.

Nim ktokolwiek zdołał coś powiedzieć, z pokoju zaraz obok dwójki nowych wyskoczyła szatynka, rzucając się na Joela. Rzucił nią o ścianę sprawnym ruchem, a składany nożyk, który miała w ręce, przydeptał butem.

- Ellie! - krzyknęła brunetka, a jej nogi same podeszły do dziewczyny, zupełnie tak, jakby nie miała nad nimi kontroli.

Jednak nie udało jej się dojść nawet do połowy, przez dwa pistolety wycelowane w jej głowę.

Ani kroku dalej - powiedział Miller z irytacją w głosie. Miała ochotę podejść do niego i przywalić mu, bo na to zasługiwał w jej oczach. Nie cierpiała Joela, którego bardzo dobrze znała.

Ellie chwyciła za końcówkę nożyka, jaka wystawała spod buta mężczyzny, jednak widząc co dziewczyna próbuje zrobić, przygniótł jej rękę na co ona jęknęła przez ból w nadgarstku. Swoją dłonią bez zastanowienia zmienił pozycję broni.

- Nie w nią! - krzyknęła Marlene, pokazując na siebie - we mnie.

- Po co wam akumulator?

- Mamy znacznie lepszy powód niż wy -zaczęła Kim, a Marlene postanowiła dokończyć.

- Tommy to jeden człowiek. Tylko jeden człowiek, a my dużo wiemy - na jej twarzy pojawił się mały, chytry uśmieszek.

- Wy? Wiecie? - prychnął - to wy zabraliście mi brata do cholery! - jego głos, jak i twarz była przepełniona złością.

Eden zaczęła obawiać się do czego ten człowiek jest zdolny. I była zbyt bardzo ciekawa czemu nagle wychodzą na światło dzienne tajemnice świetlików, by cokolwiek dodać. Po prostu stała pod ścianą, patrząc na zdezorientowaną Ellie tą całą sytuacją.

- Joel, rozumiem twój gniew ale musimy się spieszyć - zaczęła kobieta - miałam z Kim dzisiaj zabrać Ellie ze strefy, ale nie damy rady w tym stanie.

- Len, przecież damy sobie radę - do rozmowy wtrąciła się wspomniana kobieta, i dopiero wtedy Eden otrząsnęła się z transu, w którym tylko stała i słuchała krzyków Marlene i Joela.

- Kim pomyśl chociaż raz. Masz oderwane ucho a ona postrzeloną nogę, jak chcecie dojechać do świetlików! - krzyknęła brunetka, pokazując ręką ranę Marlene.

- Kurwa - szepnęła Ellie, a Tess zwróciła swój wzrok na dziewczynę.

- Kto to? - zapytała.

- To tylko ładunek - wzruszyła postrzelona kobieta.

Gdy jasnooka to usłyszała przeszły po jej ciele ciarki. Wypowiadali się o młodszej od niej dziewczynie o dwa lata tak, jakby to nie był człowiek a zwykła broń za którą dostaną nagrodę. To było pojebane według Eden, i nie raz zastanawiała się jak to było żyć przed tym, jak świat został sparaliżowany przez zarażonych.

- Nie ma opcji. Nie przewozimy ludzi - wzruszył Joel, od razu odrzucając od siebie myśl, by doprowadzić tamtą dziewczynę do znienawidzonych przez niego świetlików.

- Joel, dostaniecie to co chcecie. Broń, nowy wóz, jedzenie. Ten jeden raz możesz zrobić wyjątek, i przemycić człowieka. Ona jest potrzebna całemu światu - po raz kolejny prychnął, jakby chciał sobie wmówić, że ona nie mówi poważnie. Odwrócił się do Tess, która zachowała swoją obojętność.

- Tess? Chyba nie chcesz się na to zgodzić.

- Możemy zaufać Marlene. Dostaniemy to co chcemy. Wiesz ile to znaczy, Joel?

Po chwili zgodził się, jednak ledwo.

- Ja mam pojechać gdzieś z tym chujem?! - krzyknęła Ellie, otwierając szerzej oczy.

- Zaufaj mu. Jeśli ja mu ufam, ty też możesz - zwróciła się Marlene do swojej podopiecznej, nawet nie patrząc na nią kątem oka - mam jeden warunek. Eden pójdzie z wami. Jak wam ufam, to jej ufam jeszcze bardziej.

Eden nawet kilka minut po tym zdarzeniu przypominała sobie tą scenę w głowie. Miała przebyć kilkutygodniową, jak nie kilku miesięczną trasę z człowiekiem, którego chciała zamordować pierwszą lepszą bronią. Miała zaufać Joel'owi i Tess, tylko jak to zrobić gdy w przeszłości tyle przykrych sytuacji ich spotkało. Musiała teraz użerać się z jebanym staruchem, który był zdolny do wszystkiego

-----

Witajcie w prologu! Wróciłam do fanfików po niecałym roku( pisałam na innym koncie) więc czas sprawdzić czy nadal piszę tak samo dobrze. Jeśli macie jakieś uwagi dotyczące rozdziałów śmiało napiszcie je w komentarzach, bardzo chętnie jest zobaczę.

Mam nadzieję, że wam się spodoba!

OBLIVION | the last of usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz