7. Do widzenia

1.5K 181 8
                                    

- No hej tato! - przywitałem od progu ojca.

- Hej, synu. Co tam? - zapytał udając, że go to w ogóle obchodzi.

- A nic ciekawego - rzuciłem. Wczoraj opowiadałem matce o szkole, nauczycielach, nowych znajomych, babci i tak dalej. Nie chciało mi się tego powtarzać.

- Jak to 'nic ciekawego'? - zawiesił na mnie podejrzliwy wzrok.

- Normalnie. A u ciebie? - teraz to ja udawałem zaciekawionego.

- Też. Mam dużo pracy w tym roku. Niedawno wyrzucili z roboty mojego kumpla i przejąłem po nim połowę zleceń - wyjaśnił i wyminął mnie wchodząc do kuchni.

- Słyszałeś, że mama —

- Właśnie, gdzie ona jest? - przerwał mi, ówcześnie rozglądając się na boki.

- Poszła do piekarni - wyjaśniłem i wzruszyłem lekko ramionami.

- Aaa... Okey, więc co Anne zro —

- Witaj kochanie! - w tym momencie matka wpadła do kuchni. - Dostałam pracę! Rozumiesz to Troy? - mówiła szybko podekscytowanym głosem.

- To wspaniałe kotku! Pracę jako...? - zaciekawił się.

- Sekretarka w zespole szkół! Super, no nie? - spytała ojca, na co on kiwnął tylko głową. - Zrobię obiad, pewnie jesteście głodni. Harry, skoczysz po coś do picia? - zwróciła się do mnie.

- Jasne - mruknąłem od niechcenia, wziąłem od niej cztery funty i udałem się do pobliskiego sklepu.
Sięgnąłem po dwie butelki Pepsi i skierowałem się w stronę kas. Kolejka była długa, jak zwykle zresztą. Położyłem dwupak na taśmę. Zaraz za nimi wylądował niebieski napój energetyczny, dobrze znany mi z lekcji w-f'u. Gościu za mną był zirytowany i zniecierpliwiony. Nie musiałem się odwracać, żeby o tym wiedzieć. Co chwilę słyszałem dźwięk jego paznokci stukających o metalową barierę, która oddzielała od siebie kasy. Facio ciągle pomrukiwał coś pod nosem.
- Może chce pan przejść prze... - odwróciłem się w jego stronę z propozycją przepuszczenia go w kolejce. Podniosłem wzrok i zamarłem. Wytrzymałem oddech. Miałem wrażenie, jakby moja krew nagle stanęła w miejscu, podobnie jak serce.

- Ej, chłopcze. Nie widzieliśmy się raptem trzy miesiące, a ty mówisz mi na "pan"? Może to przez tą brodę... - udał zamyślonego gładząc swój paru dniowy zarost. - Tak czy siak, mamy do pogadania - stwierdził uśmiechając się leciutko. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot.

- Widzę, że się spieszysz - odparłem wymijająco starając się przypomnieć sobie jak się oddycha.

- Już nie. Więc, opowiadaj bad boy'u co słychać w katolickiej szkole? - zapytał obdarzając mnie wyczekującym spojrzeniem.

- Nic ciekawego - wymamrotałem trochę spanikowany. Nie chcę z nim rozmawiać. Nie jestem na to gotowy.

- Jak to nic? Harry, kurwa... wiesz co opowiem ci coś. - warknął ściszając nieco głos. Miałem wrażenie, że kurczę się pod jego przygniatającym wzrokiem. - Pewnego słonecznego dnia pieprzyłem się z uczniem. Pewnego słonecznego dnia zakochałem się w uczniu. Pewnego słonecznego dnia owy uczeń powiedział mi "do widzenia". A dzień po tych wszystkich pieprzonych słonecznych dniach, pewnego pochmurnego poranka dowiedziałem się od woźnej, że ten sam uczeń przepisał się do liceum z internatem oddalonego o kilkaset kilometrów. Pewnego słonecznego dnia spotykam w sklepie wcześniej wspomnianego ucznia, pytam co u niego, a on po trzech pierdolonych miesiącach odpowiada nic. Co jest z Tobą nie tak? - spytał przybliżając się do mnie. W jego czekoladowych tęczówkach mogłem dostrzec zawód, żal i złość.

- Właśnie teraz wszystko jest ze mną dobrze, Malik. Dopiero teraz. Wiesz, że nie miałem tu życia. Jakby się o nas dowiedzieli to ty również byś go nie miał. Wspomnę jeszcze tylko, że z twojej porywającej opowieści wynika, że najpierw mnie wypieprzyłeś w kantorku, a dopiero potem ogarnąłeś swoje uczucia co do mnie. Nice - skwitowałem szybko. Nie wiem skąd wzięło się we mnie tyle pewności siebie. Zayn stał z nieodgadniętym wyrazem twarzy wpatrując się we mnie tępo.

- Dać siatkę? - dopiero teraz zorientowałem się, że przez cały czas wstrzymujemy kolejkę, a moje towary są już skasowane.

- Nie dziękuję - odmówiłem i dałem kasjerce do ręki dwie monety - Reszty nie trzeba. Do widzenia panie Malik - zwróciłem się do Mulata, który wpatrywał się we mnie wrogo.
Wyszedłem szybko ze sklepu i skręciłem w pierwszą lepszą uliczkę. Wiedziałem, że Zayn będzie chciał mnie zatrzymać.

- Styles! - usłyszałem gdzieś z tyłu, ale ścisnąłem tylko mocniej butelki i pobiegłem przed siebie ze łzami cisnącymi się do oczu.
Niektóre rzeczy lepiej zostawić bez wyjaśnienia. Niektórych ludzi lepiej zostawić bez pożegnania.

×°×

Ojciec DyrektorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz