Czarno, szaro, biało... i niebiesko.
- Jak się czujesz? - wpatrywał się we mnie swoimi pięknymi oczami. Jedną rękę przykładał do mojego czoła, a drugą gładził mnie po głowie.
- Dobrze? Umm... Tak chyba dobrze. Co się stało, tak właściwie...? - zapytałem odzyskując przytomność. Czułem coś zimnego na czole. Podniosłem zakłopotany wzrok. Mrożonka, a dokładniej groszek. Ekstra.
- Twoja skłonność do tracenia przytomności jest wręcz powalająca. - powiedział rozbawiony. - Uderzyłeś się w głowę, gdy skręcałem na parking. Przypuszczam, że mocno, bo straciłeś przytomność na jakieś dwadzieścia minut. Boli? - przycisnął groszek do rany pocieszająco się uśmiechając.
- Nie. - jasne, że tak, ale nie zrobię z siebie cioty przed Louis'em. Chcąc się podnieść syknąłem.
- Oszukujesz mnie, czy siebie? - już gdzieś słyszałem to pytanie.
- Odczep się z tym doszukiwaniem się kłamstwa. - wywróciłem oczami udając zirytowanego.
- Pieprzyłeś się z Zaynem? - popatrzył mi prosto w oczy wzrokiem domagającym się prawdy i tylko prawdy. Nie wytrzymałem i odwróciłem głowę.
- Tak. - odpowiedziałem cicho wpatrując się w krajobraz za oknem.
- Boli? - ten ksiądz-nie ksiądz jest bardziej irytujący niż dziecko płaczące za zabawkami w sklepie.
- Tak. Koniec? - spytałem denerwując się coraz bardziej.
- Tak. - czekałem, aż sobie pójdzie, albo chociaż zrobi coś.
- Zadowolony? - teraz ja zacząłem zadawać pytania.
- Tak. Herbaty?
- Tak. - skinął głową i uśmiechnął się widocznie zadowolony z uzyskanych odpowiedzi.
- Leż. - nakazał. Chwycił moją rękę i delikatne położył ją na mrożące. - Czuj się jak u siebie. - powiedział i zniknął za jedną z niebieskich ścian. Rozejrzałem się po mieszkaniu. Salon. Puchaty dywan, jasne panele, biały stolik, lazurowe ściany, wielka plazma, czerwone fotele oraz kanapa, na której leżę. Pokój był przestronny i jasny, dzięki ogromnym oknom. Jak to jest panie Tomlinson: w gabinecie syf, w aucie syf, a tu nieskazitelnie czysto? Zamyśliłem się.
- Yorkshire Tea dla ciebie. - położył na stoliku zielony kubek, z którego unosiła się para.
- To sponsor Doncaster Rovers, nie? Widziałem na koszulkach. - zagadałem. Louis zajął miejsce na fotelu i spojrzał na mnie z krzywym uśmiechem.
- Owszem. - odparł i zaczął dmuchać do napoju, a potem upił mały łyk.
- Mój tata jest fanem tych herbat. Kocha je tak jak nastolatka kocha swojego idola. - powiedziałem zgodnie z prawdą. Ojciec miał całe kartony różnych smaków. Ksiądzunio chyba się zadławił, bo zaczął gorączkowo kaszleć.
- Yorkshire Tea to moja firma. - wysapał z trudem. W jego oczach zebrały się łzy, ale wciąż się uśmiechał . O. Mój. Boże. Właśnie spokojnie sobie siedzę w domu człowieka, którego mój tata uważa za "herbacianego geniusza". Dowiem się jeszcze czegoś równie powalającego o niepozornym dwudziestoośmiolatku w czarnej sutannie i rozczochranych włosach? - Pozdrów tatę. - powiedział wreszcie normalnie.
- Czego jeszcze o tobie się dowiem? - mruknąłem pod nosem. Tomlinson odłożył swoją herbatę na stolik i podszedł do mnie. Uniósł lekko mrożonkę i popatrzył chwilę na ranę. Bez słowa opuścił salon. Wrócił po pięciu minutach z apteczką w ręce.
CZYTASZ
Ojciec Dyrektor
FanfictionOna - grzeczna, poukładana dziewczyna On - bezlitosny 'bad boy', który nie cofnie się przed niczym Co się stanie, gdy losy tak różnych osób się skrzyżują? Jak dalej potoczy się ich życie? Chcesz wiedzieć? PRZECZYTAJ! Oryginalne, nie? Ale 'bad...