W ciągu ostatnich dni wydarzyło się wiele rzeczy, o których wolałabym zapomnieć.
Ta, w ciągu tych ostatnich kilku książek też.
Zwiadowcy Królewski Zwiadowca: Wilki Arazan. To już nawet nie jest dno dna, to jest jakaś czeluść piekieł. Dosłownie.
W ramach Dnia Haltowej Nienawiści zapytano mnie kiedyś o to, co bym dodał do "Zwiadowców" - i odpowiedziałem wtedy: "Więcej faktycznej fantastyki. Ale nie na zasadzie niemożliwych bezsensów. Chciałbym po prostu zobaczyć trochę wargalów". No, wielkie dzięki, panie Flanagan XDDD
Ja tu wszystkich czytelników, którzy faktycznie czekali na ten rozdział, muszę przeprosić. Miał się pojawić w miarę szybko, ale w połowie książki tak się nad nią załamałam, że przez dwa miesiące nie mogłam tego czytać. Matko, co tu się dzieje. Początek przypomina połączenie "Płonącego Mostu" i "Bestii z Innego Czasu" - ktoś się skarży na jakieś mityczne stwory, więc musimy wyruszyć do Celtii. A później nasi zwiadowcy zostają wiedźminami.
To tylko czubek góry lodowej. Całość jest tragiczna, Oksymoronka będzie zrzędzić. Dużo.
Pomijając to, że zapowiedź książki była skokiem na kasę i nijak się miała do faktycznej fabuły - Flanagan wspomniał, że będziemy wskrzeszać Morgaratha, co oczywiście wzbudziło ciekawość, bo Morguś jest legendarny i nostalgiczny - zaserwowano nam jedynie absolutną destrukcję uniwersum. Już tłumaczę.
Wargalowie są na plus, też bardzo nostalgiczni. O to prosiliśmy. O wilki olbrzymie nikt nie prosił, ale są do zniesienia. Nie wiem, dlaczego ktoś miałby być w stanie je jakkolwiek kontrolować, ale niech se będzie, wesoła twórczość Flanagana. Pierwszy kobiecy złodupiec? Co najmniej interesujące, wiem, że niektórzy tego oczekiwali.
Ale magii nie zniosę.
W uniwersum "Zwiadowców" magii nigdy nie było. Seria została sklasyfikowana jako fantastyka przez wargalów, pojawiających się w dwóch pierwszych częściach. No i kalkary. Później całość była jedynie przygodówką. Jedyny element magiczny, pojawiający się raz na jakiś czas, wiązał się zawsze w pewien sposób z kontrolą umysłu - czy to właśnie przy wargalach, kalkarach, czy niebieskim kamyczku Kerena. Ale nikt nigdy nie rzucał tu żadnych zaklęć.
I wiecie, to działało. Cały sens tkwił w tym, że zwiadowcy nie potrzebowali czarów. Ich domeną była dociekliwość, sceptycyzm i logika, zawsze polegali na wiedzy i swoich umiejętnościach. I już samo to wystarczało, żeby ludzie posądzali ich o czarnoksięstwo, a całemu Korpusowi towarzyszyła otoczka tajemnicy i mroku! Właśnie dlatego ich przygody śledziło się z taką ciekawością - żeby razem z nimi rozwiązywać zagadki i problemy.
A tutaj dostaliśmy zwiadowców, którzy na wiadomość o istnieniu magii reagują: "No ok. Jest sobie magia. Nie wiemy jak działa, ale zignorujmy to". Pomijając już fakt, że w ogóle wprowadzanie magii jest ruchem tragicznie nieodpowiedzialnym - nie można jej znikąd dodawać, w dodatku bez żadnych zasad! Skutkiem jest nie tylko zachwianie zasad uniwersum, które znaliśmy do tej pory, ale sama magia jest w takim wypadku skrajnie niebezpieczna - przecież to znaczy, że w losowym momencie może się teraz pojawić jakiś realny czarnoksiężnik, albo w ogóle najlepiej cały zakon czarnoksiężników i wiedźm, a zwiadowcy jak będą musieli z tym walczyć? Magią? Nauczą się czarować? To się mija z celem, z samą istotą Korpusu Zwiadowców.
CZYTASZ
Znienawidzić Halta
HumorPragnę powitać wszystkich fanów "Zwiadowców"! Zapewne jesteś jednym z nich i po przeczytaniu serii po raz dziesiąty (a może jedenasty, hmm?) szukasz czegoś do zaspokojenia swojej żądzy Willów, Gilanów i innych Haltów? Przedstawmy więc sobie wszystko...