1. O miłości ci opowiem, drogi przyjacielu —
o niej jednej warto śpiewać, każdy mi to przyzna.
O tym skarbie upragnionym, który ma niewielu,
a pożąda go tu każdy, choć złotem nie błyska.
2. Do niej tęskno woła biedak, król, mąż, białogłowa,
choć swą mocą rwie na strzępy, odziera z honoru.
Dla niej człowiek wszystko rzuci, pohańbić się zdoła,
dla tej siły śmiercionośnej, groźniejszej od moru.
3. Dziś wyśpiewam ci historię o władcy potężnym,
co w iluzji żył miłości i stał się nędzarzem.
I o takim, co przez zawiść ludzką stał się nagle biednym,
lecz zaskarbił sobie wierność, więc stał się bogaczem.
4. Kiedy Noc, tajemnic pani, bierze świat w władanie,
i na niebie dłonią srebrną gwiazdy w krąg rozsiewa,
gdy połacie czerni strasznej kruszcem jej zasłane,
żeby pięknem serce wzruszyć podłego człowieka.
5. Widzę go! — kochanek spieszy w asyście księżyca,
wzrok go ludzki nie dosięga, ni niczyja wiedza.
Spieszy chyżo do swej lubej, wśród cienia przemyka,
świadkiem mu jedynie złote, czuje oko zwierza.
6. I już mu w ramiona pada jego ukochana,
usta w usta szepczą słowa które są odwieczne —
że na zawsze, że do grobu, że jest mu oddana,
że sekretne ich wyznania w sercu jej bezpieczne.
7. A królową, owa pani, była najprawdziwszą —
wszak nie tylko usta jego tak ją nazywały,
gdy w miłosnych uniesieniach jej oddawał wszystko,
a ich łzy, żałości wyraz, w bólu się mieszały.
8. I on także nie był takim, jakim go widziano,
bowiem zazdrość się zrodziła w sercach niegodziwych —
łachmanami musiał zakryć swe szlachetne miano,
okradziony i złamany spiskiem nieżyczliwych.
9. I tak czyste serca dwa w niedoli się złączyły —
niekochana męża żona, pani najjaśniejsza,
i zdradzony przez przyjaciół, nieszczęśnik bez winy,
odnaleźli w sobie czułość, chwilę ukojenia.
10. Lecz niedługo szczęście trwało, jak to zwykle bywa —
król ich odkrył i pod topór oddał, wielce gniewny.
Szła królowa dumnie na śmierć, nie czuła się winna,
z szczęściem w oczach zaś umierał kochanek jej wierny.
11. Żebrak był przez chwilę królem, bo królowę posiadł,
lecz nie tylko ciało piękne, a przed wszystkim serce.
Król zaś, zazdrość w ustach żując, rogaczem się ostał,
choć lud orzekł, że okazać mógł im miłosierdzie.
12. Jak świat światem — król nędzarzem, nędzarz królem bywa,
a i tak na końcu każdy w zimnym spocznie grobie.
Próżno człowiek klnie i woła: "Jakaż jest przyczyna"?!... —
prawdę znają, chociaż milczą, jedynie Bogowie.
13. I choć jednym garść rzucają zboża, miodu słodycz,
a drugiemu wiatrem dmuchną — wszyscyśmy jednacy.
Zawszeć to ich kaprys tylko, chichot prosto w oczy —
jedni mają wszystko, reszta to żebracy.
____________________
Wiersz napisany na potrzeby fanfiction z Rodu smoka, link obok --->