pewnie nie wiesz ale
mam to po babuni -
gawiedziowstręt
źle się czuję w tłumie
i dlatego wolę kroczyć
wśród wysp granitowych
niepobielanych.
me serce tak wyciszone ciszą z wyboru
tak odbezpieczone bezpieczną samotnością
aż stało się
łagodne i miłosierne
nieskore do gniewu i bardzo łaskawe
dla tych współbraci i współsióstr martwych -
jak gospodarz witam nowo przybyłych
okrytych świeżą ziemią i całunem ostateczności
z życzliwą ciekawością sprawdzam jak długo i dlaczego;
ich miejsce we wszechświecie jest równie zimne, co stężałe ciała
i choć przeraża mnie ta bezsilność
dla siebie nie widzę nadziei
bo żyję.
powieki przykrywają me oczy
ale pod spodem pozostają otwarte
nieznośnie otwarte i oczekujące -
wytrzeszczone bielma neurotyzmu.
we wrzosowych półmrokach
przetykanych świetlikami dwudobowej pamięci
granica siatki zlewa się z zielenią kukurydzianych, letnich pół -
chciałabym, by moja dusza była równie ślepa
gdy w mrocznych chwilach widzi jedynie
ścianę, bez drogi ucieczki.
jak pielgrzym dążę do krainy odkupienia -
tylko nagie stopy i piaszczyste ciało matki ziemi.
w czerni północy zgłębiałam tajemnice upodlenia i łaskawości
z Judaszem podążałam ku zachodowi -
złoci się jeszcze i rumieni
po śmierci najwyższej jasności.
czasami życie jest piękne, i wzniosłe,
i niemal pełne; chcę doświadczyć tego w człowieku
by posiąść kolejną kompetencję,
mieć dowód, że istniałam naprawdę.
w odcięciu jest jakaś metoda -
w mniszej kontemplacji skutków przemijalności
w cichej pracy i małych radościach
w milczeniu o planach
i w dbaniu o siebie, jak o dziecko
w perfekcjonistycznym szaleństwie
i rozpaczy bezsensu sukcesu
tej pustce, bez celu, do znudzenia -
by potem powrócić, gdy już się wykona
gdy się zmartwychwstanie.
4 sierpnia 2020