Rozdział 4

76 5 16
                                    

    Gdy się obudziłem, zdałem sobie sprawę, że zasnęliśmy. Akurat wybijała godzina jedenasta rano. Postanowiłem wstać i zrobić śniadanie. Wziąłem telefon do ręki i spojrzałem na wyświetlacz. Dwadzieścia dwa nieodebrane połączenia od mamy. Świetnie. – pomyślałem. Okryłem Veronicę kocem i wyszedłem z pokoju najciszej jak mogłem. Poszedłem w stronę kuchni i postanowiłem oddzwonić do mamy. Odebrała dosłownie po sekundzie.

- Jean do cholery jasnej! Bałam się o ciebie! Czemu nie odbierasz telefonu? I gdzie ty do diabła jesteś?! – od razu wykrzyczała w słuchawkę mama, a ja poczułem się winny. Nie poinformowałem jej, gdzie szedłem ani co planuję.

- Przepraszam. Pojechałem do Hunter' a i zapomniałem zadzwonić. – powiedziałem, broniąc się.

- No dobrze, ale bądź przed obiadem. – powiedziała trochę smutnym głosem.

- Jasne. – odpowiedziałem i rozłączyłem się.

Gdy tylko mój mózg przetrawił to co się wydarzyło wczoraj w nocy, zacząłem robić śniadanie. Postawiłem na omlet ze szczypiorkiem. Zacząłem także parzyć kawę. W całej kuchni pięknie pachniało robionym omletem i kawą. Włączyłem cichą muzykę i zacząłem podśpiewywać. Zacząłem pokazywać sam sobie, że potrafię być szczęśliwy i się uśmiechać. W końcu zaczynałem mieć wiarę w lepsze jutro.

Jak zrobiłem omlet i zaparzyłem kawę, wziąłem je na tacę i zaniosłem Veronicę do łóżka. Ona akurat otwierała powoli oczy. Te piękne, błękitne oczy.

- Dzień dobry. – przywitałem ją z uśmiechem. Spojrzała na mnie, a potem na omlet. – To dla ciebie śniadanie. – Sprostowałem i postawiłem tacę na łóżku w nadziei, że nie upadnie.

- Cześć. – odpowiedziała lekko zdezorientowana. Jednak po chwili zaczęła jeść to, co dla niej przygotowałem. Gdy już wszystko zjadła, uśmiechnęła się z czułością. – A ty już coś jadłeś? – zapytała, a w jej oczach widziałem, że się martwi. Mój uśmiech zniknął. Wydawało mi się to dziwne. Od lat nikt się mnie nie pytał o to, czy jadłem śniadanie. Wręcz przeciwnie. Ja musiałem pytać. – Cholera, przepraszam! Nie chciałam Cię urazić. – powiedziała widząc moją minę. Przejęła się? Przytuliłem ją i wciągnąłem jej zapach do płuc. Uśmiechnąłem się znów, szczerze.

- Spokojnie. Pytaj o cokolwiek byś chciała. – powiedziałem spokojnym głosem. – Nie jestem przyzwyczajony do śniadań. – dodałem odpowiadając jej na pytanie.

- Rozumiem. – powiedziała cicho i mnie przytuliła z całej siły.

- Uważaj, bo mnie udusisz. – zaśmiałem się, a ona śmiała się razem ze mną. To było dla mnie nowe uczucie. Nigdy nie czułem się tak dobrze w kogoś obecności. Mimo, że poznałem ją wczoraj, czułem jakbym znał ją już długo.

Po chwili zdałem sobie sprawę, że powinienem wracać do domu. Domu. Nie znałem już swojego domu. Miałem iść do nowego domu, w którym miało rozpocząć się moje nowe życie. Nowe życie zaczynałem również tutaj, planowałem zostać przy Veronicę. Postanowiłem częściej czuć się dobrze.

***

Stałem przed budynkiem, który miał być od wtedy moim domem. Nowym domem. Spoglądałem na ten dom. To nawet nie był dom, to była jakaś willa. Nigdy nie widziałem takiego domu. Miał białe ściany i kremowy dach. Wielkie okna były teraz zasłonięte ciemnoszarymi zasłonami. Złota brama, która zagradzała mi wejście do wielkiego ogrodu, była bardzo szeroka i wysoka. Trawa w ogrodzie za bramą była idealnie przystrzyżona, w samym ogrodzie znajdował się ogromny basen i fontanna, w której znajdował się posąg nagiej kobiety, która zasłaniała sobie piersi jedną ręką, a między nogami miała liść. Drugą rękę miała uniesioną w górę, zaś z jej ust wypływała woda. W basenie bawił się Zack i William. Na jednym z leżaków obok basenu leżała zaś moja mama. Wyglądali na szczęśliwych. No tak. Nie byłem im potrzebny. Byłem tylko od zarabiania pieniędzy i pomocy bratu w szkole czy matce przy jej chorobie. Nikt mnie tu nie kochał, nie szanował.

Niedaleko od śmierci {1}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz