Spałem tej nocy z Asher'em w szpitalu. Oczywiście wcześniej informując tatę. Nie chciałem go martwić. Asher starał się mi opowiedzieć co czuł, słyszał i inne takie. A ja kochałem go słuchać. Kochałem wszystko, co można było z nim związać.
- Myślałem, że jestem już niedaleko od śmierci. Ale ciągle walczyłem. Dla ciebie karaluszku. - mówiąc to ciągle się uśmiechał, a potem ugryzł mnie delikatnie w nos. Był mega słodki i starał się, żebym był szczęśliwy.
Chwilę tak siedzieliśmy w ciszy, ale ja miałem w planach się go o coś zapytać. Ale najpierw musiał mi coś obiecać.
- Obiecasz mi coś? - powiedziałem cicho.
- Zawsze.
- Zapiszesz się na terapię. Nie chcę, abyś ćpał. - powiedziałem jeszcze ciszej, co trochę zbiło mnie z tropu.
- Obiecuję. Dla ciebie wszystko. Karaluszku. - uśmiechnął się wypowiadając ostatnie słowo. Uwielbiał mnie tak nagle nazywać, a dla mnie to wcale nie było obraźliwe. Kochałem, jak tak na mnie mówił. Czułem się ważny. - Teraz ty musisz mi coś obiecać. - dodał z trochę większym uśmiechem.
- Obiecuję. Nie ważne co mam obiecać, obiecuję. - powiedziałem z pełną powagą.
- Ty także pójdziesz na terapię. Nie chcę, abyś zrobił sobie znów krzywdę. - powiedział i spojrzał w bok. Obróciłem jego głowę w moją stronę i go pocałowałem.
- Obiecuję.
- Chwilka. - powiedział Asher i wstał. Dziś czuł się trochę lepiej. Poszukał czegoś w swoich ciuchach, a jak to znalazł, przeszedł koło łóżka i klęknął przede mną. - Zostaniesz moim chłopakiem, karaluszku? - powiedział z uśmiechem, a w dłoni trzymał jakiś pierścionek.
- Tak! - krzyknąłem z podekscytowania i podałem mu swoją dłoń. Gdy nałożył mi na palec pierścionek, wstał i zaczął całować moją twarz omijając usta, potem szyję, a potem obojczyki.
Nagle się ode mnie oderwał i podszedł do szafeczki. Wyciągnął z niej pisaka i podszedł do mnie.
- Podwiń rękawy. Proszę. - powiedział i się uśmiechnął, dodając mi tym otuchy. Powoli, trzęsącymi się dłońmi, odsunąłem rękawy bluzy, co ukazało moje ręce całe z blizn i nowych ran.
Wnet on zaczął delikatnie rysować na moich ranach i bliznach serduszka i gwiazdki. Raz na jakiś czas zdarzały się nawet kwiatki. Rysował mi po rękach, potem nogach, brzuchu. Całe moje ciało okrył swoimi rysunkami, a mi zrobiło się miło. Spojrzałem w lustro. Wyglądałem lepiej. I wtedy zrozumiałem, co zamierzam zrobić. Jednakże on pochylił się, odkładając mazaka i zaczął składać buziaki na każdej ranie, każdej bliźnie, która była na moim ciele. A w moich oczach stanęły łzy. Kochałem go z całego serca. Był najlepszym, co mnie spotkało.
- Kocham Cię. - powiedziałem ze łzami w oczach. Podniosłem jego twarz na chwilę od moich ran i pocałowałem go. Najbardziej na świecie to właśnie on dawał mi szczęście.
***
Kiedy wróciłem do domu, od razu poszedłem do swojego pokoju. Jednakże po chwili uznałem, że pójdę do taty. Zapukałem więc do niego do biura, a gdy usłyszałem "proszę", wszedłem.
- Tato? - zapytałem cicho. Dalej nie byłem bardzo związany z tatą. Kochałem go nad życie, ale dalej nie znaleźliśmy wspólnej więzi.
- Tak, słońce? - odpowiedział pytaniem tata. Od razu się uśmiechnął i podszedł do mnie. Nie obchodziło go, że akurat miał klienta. Jednakże odkąd zmienił branżę, pracował trochę mniej, aby poświęcać mi więcej czasu. Octavian miał opiekunkę. Tata nie dawałby rady z niemowlakiem i pracą. Wyszedł z biura i zamknął drzwi.
- Narysowałbyś mi coś? - podałem mu kartkę papieru i długopis. On jeszcze nie wiedział. Miałem nadzieję, że nie będzie na mnie zły.
- Jasne. - uśmiechnął się i narysował mi planety w układzie słonecznym. Tata kiedyś mi wyznał, że jak był w moim wieku, kochał malować. Dlatego teraz wychodziło mu to tak pięknie. Uśmiechnął się jeszcze szerzej oddając mi rysunek, ucałował mnie w czoło. - Muszę wracać do pracy, ale jak coś to zawsze przyjdź skarbie. - powiedział cicho i wrócił do biura.
Wróciłem do swojego pokoju i wyciągnąłem zestaw do tatuaży, który kiedyś dał mi tata. Jak narazie używałem go tylko na sztucznej skórze, jednakże dziś, mam w planach wytatuować coś SOBIE.
Złapałem za maszynkę, której końcówkę zamoczyłem w tuszu i zacząłem tatuować, wcześniej oczywiście odbijając już kalkę. Bałem się, że będzie mnie to boleć lub będzie to bardzo krwawić, ale było naprawdę okej. Wytatuowałem sobie gwiazdkę, serduszko i kwiatka od Asher'a na lewym nadgarstku, a planety od taty wytatuowałem na prawym udzie. Starałem się znaleźć miejsce, w którym nie ma już ran. Moje ciało było już bardzo oszpecone z ran i blizn, więc postanowiłem je stopniowo naprawiać tatuażami.
Owinąłem specjalną folią tatuaże. Wstałem i spojrzałem na godzinę. Była osiemnasta trzydzieści siedem. Tata skończył już pracę. A mi tatuowanie zajęło cztery godziny. Wyszedłem z pokoju i ruszyłem do kuchni, gdzie zobaczyłem tatę karmiącego Octaviana. Uśmiechnąłem się na jego widok i mocno go przytuliłem.
- Mogę Ci coś pokazać? - zapytałem trochę zdenerwowany. Stresowałem się jego reakcją. On sam nie miał żadnych tatuaży.
- Jasne, kochanie. - powiedział i mnie mocno przytulił. Jednakże ja odsunąłem się od niego i podwinąłem pierw lewy rękaw bluzy. Tata złapał mnie delikatnie za nadgarstek i przypatrzył się tatuażami. Jak już zobaczył i chciał coś powiedzieć, ja zsunąłem troszkę spodnie i pokazałem mu planety na prawym udzie. Tata nie ukrywał zdziwienia. - Sam to zrobiłeś? - powiedział cicho, a w jego oku zakręciła się łza. Przytulił mnie z całej siły, jak już ubrałem spowrotem spodnie. - Jesteś taki zdolny. Tak Cię kocham Jean. - mówił i płakał, ale jednakże nie były to łzy smutku. Były to łzy szczęścia. Było to widać.
CZYTASZ
Niedaleko od śmierci {1}
RomancePierwszy tom tetralogii "Niedaleko" ("Niedaleko od śmierci", "Niedaleko od życia", "Niedaleko od cierpienia", [...]) Młody Jean mieszkał w małym miasteczku w Stanach Zjednoczonych. Pracował, zajmował się bratem Zackiem i matką Lisą, która chorowała...