Mijały dni, tydzień, dwa, a Asher ani tata mnie nie odwiedzili. Dzwoniłem, pisałem, ale nic. Jednakże miałem ciągle rehabilitację, musiałem tu zostać. Rehabilitacja miała potrwać około 2 miesięcy, a ja już odchodziłem od zmysłów.
Siedziałem sam na sali i przeglądałem komórkę, gdy nagle ktoś wszedł do sali. Tata. Wstałem i odrazu podbiegłem, aby go przytulić. Jednakże zauważyłem, że jest ranny. Chciałem zawołać lekarza, lecz tata mnie powstrzymał mówiąc:
- Spokojnie, nic mi nie będzie. Nikogo nie wołaj. - wyglądał na zmęczonego i zdenerwowanego. - Musisz odpuścić rehabilitację. Chociaż na jakiś czas. Proszę. - spojrzał na mnie błagająco.
- Dlaczego? Przecież nie będę mógł ruszać prawą dłonią! - krzyknąłem przerażony na samą myśl, że faktycznie mogłoby się tak stać.
- Jean, posłuchaj. Jeśli chcesz dobra Asher'a, musisz mnie posłuchać. Asher'a porwali. William i Jacob. Nie wiem gdzie oni są. Kompletnie nie mam pojęcia. Poprostu mi pomóż, dobra? Nie jesteś już małym dzieckiem do cholery! - widać było, że emocje nim targały. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Jednakże ja także się przeraziłem, że mogę stracić osobę, którą kocham nad życie. I nawet jeśli nie bylibyśmy razem, ja dalej chcę być przy nim. Jako przyjaciel, kolega czy ktokolwiek inny. Oddałbym za niego życie.
- Dobra. - powiedziałem po chwili zastanowienia. Na moje słowa ojciec automatycznie się uśmiechnął. Podszedł do mnie i mnie z całej siły przytulił.
- Przepraszam Cię Jean. Tak strasznie Cię przepraszam! - powiedział, a po dosłownie sekundzie wybuchł płaczem. Ale nie takim płaczem, jakim płakał wcześniej. On płakał o wiele mocniej. Musiało się to w nim zbierać przez wiele, wiele lat. Przestraszyłem się, że znów mnie zostawi, za to, że go tak ranię. Przytuliłem go z całych sił i zacząłem głaskać po plecach. Dalej wnet nie wiedziałem, jak mam pocieszać ludzi. - Przeze mnie Jacob robił Ci krzywdę. Przeze mnie Asher jest w niebiezpieczeństwie. Przeze mnie robisz sobie krzywdę. Przeze mnie będziesz miał niesprawną rękę. Wszystko przeze mnie. - ciągle mówił, a ja próbowałem się wplątać w słowa, aby powiedzieć mu, że to wcale nie jego wina. Nikogo wina. Najwidoczniej taki był nasz los.
***
Po dwudziestu minutach jechaliśmy już szukać Asher'a. Powiadomiliśmy także ciocię Romilly, ale ona akurat zajmowała się Zackiem i nie miała czasu nam pomóc. Spojrzałem na minę taty. Był zestresowany. Wnet zdecydowałem się mu coś wyznać. Wtedy pierwszy raz powiedziałem komuś, co naprawdę czuję.
- Kocham go. - odezwałem się, a tata nie odrywając wzroku od jezdni skinął głową, dając mi jednocześnie znak, że nic z tego nie rozumie. - Kocham Asher'a. Chciałbym, aby był moich chłopakiem. Mężem, abyśmy mieli razem dzieci. Nie wiem. - zasłoniłem rękami twarz i poczułem wstyd. Poczułem, że nie powinienem tego mówić. Byłem gotowy na krzyk, a nawet uderzenie, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego poczułem, jak tata stawał na poboczu i nagle poczułem, jak zabrał moje ręce z twarzy.
- Kochanie. Możesz kochać kogo tylko zachcesz. A jestem pewien, że Asher czuje do ciebie dokładnie to samo. Tylko musisz mu to powiedzieć. - powiedział cicho i mocno mnie przytulił. Poczułem ciepło w sercu. Chciałem, aby tak było już zawsze. Chciałem wsparcia od taty, nawet w tych najgorszych chwilach. Kochałem go nad życie. Tak samo jak Asher'a. Dopiero wtedy poczułem, że może być lepiej.
***
Po trzech godzinach jazdy i szukania Asher'a pojechaliśmy do domu. Ale nie naszego domu. Tata uznał, że muszę kogoś poznać. Podjechaliśmy pod jakąś starą, zapuszczoną już trochę kamieniczkę. Wysiedliśmy z auta i tata zaprowadził mnie na najwyższe piętro. Zapukaliśmy do drzwi o otworzył nam, nie kto inny, jak George.
- Cześć. My do Octaviana. Jeszcze troszkę z tobą zostanie, dobrze? - powiedział ojciec, a ja nie rozumiałem nawet, kim był ten Octavian.
Weszliśmy jednakże do mieszkania. Przedpokój był ładnie przyozdobiony. Skromnie, ale wszystko się ładnie komponowało. Ściany były oliwkowe, a komoda na buty ciemnobrązowa. Na komodzie stały wazon z różami oraz przepiękne lustro. Weszliśmy potem do salonu, na którym był rozłożony pięknie ozdobiony, czerwony dywan z wzorami. Natomiast ściany także były tutaj oliwkowe. Stała tu także kanapa oraz szafka, na której stał już dosyć starej daty telewizor. A tuż przed telewizorem stał niemowlak i klikał sobie różne przyciski.
- A o to twój najmłodszy brat Octavian. - powiedział tata i podniósł Octaviana. Pozwolił mi go potrzymać, a ja wręcz bałem się, że coś mu zrobię. - Niedawno skończył rok. - tata się uśmiechnął.
***
Nie mogłem oderwać się od tego dziecka. On był tak słodki i kochany. Bawiłem się z nim cały czas, karmiłem go i nawet przewijałem, co co jak co, ale nie było akurat zbytnio przyjemne. Ale odrazu go pokochałem. Od razu pokochałem tego brzdąca, zwanego moim bratem. Octaviana.
CZYTASZ
Niedaleko od śmierci {1}
RomancePierwszy tom tetralogii "Niedaleko" ("Niedaleko od śmierci", "Niedaleko od życia", "Niedaleko od cierpienia", [...]) Młody Jean mieszkał w małym miasteczku w Stanach Zjednoczonych. Pracował, zajmował się bratem Zackiem i matką Lisą, która chorowała...