Następne kilka sekund po przytuleniu Veronici było bardzo szybkie i nagłe. A przede wszystkim - niespodziewane. Nagle Veronica uderzyła mnie z całej siły w twarz i wybiegła z płaczem. To jak mnie uderzyła było tak słychać, że Asher się obudził i wybiegł z nią, posyłając mi tylko pełne mordu spojrzenie.
Nie rozumiałem co się wydarzyło, ale poczułem ukłucie w sercu. Nie wiedziałem, dlaczego Veronica tak zareagowała. Jedyne co zrobiłem, to ją przytuliłem i głaskałem ją po plecach, aby się uspokoiła. Przysięgałem sobie, że nic złego nie zrobiłem, ale nie mogłem w to sobie uwierzyć.***
Po tygodniu, Veronica się nie odzywała. Zauważyłem także, że Asher zaczął mnie unikać. Nie wiedziałem gdzie się podziać, więc tylko leżałem w łóżku w swoim pokoju. DOSŁOWNIE tylko leżałem. Ode chciało mi się z niego wstawać, aby przykładowo zjeść obiad. Asher tylko raz był u mnie, aby zapytać czy wszystko w porządku. Zbyłem go, mówiąc, że tak, choć wcale nie było w porządku. Moje życie nigdy nie zaznało porządku i wątpiłem, aby tego zaznało. Po tym tygodniu zacząłem rozumieć, dlaczego moje życie się tak potoczyło. Los chciał się zemścić za moją przeszłość. Za moje najokrutniejsze błędy. Po tym tygodniu uznałem, że jestem po prostu potworem. Zwykłym potworem.
***
Po dwóch tygodniach znów zapukał do mnie Asher. Tym razem miał do mnie jakąś sprawę i nie chciał się odczepić. Jak mógł nie wiedzieć, że nie mam ochoty z nim rozmawiać?
- Jest w porządku. Naprawdę. Nie masz o co się martwić. - Wydukałem zmęczony z zaschniętym gardłem, bo od 2 dni nie miałem siły nawet, aby wstać po wodę. Ale on nie dawał za wygraną i usiadł na rogu łóżka. Spojrzał na mnie zmartwiony. Złapał delikatnie moją dłoń.
- Musisz coś zjeść, bo się wykończysz. - powiedział niemal szeptem, ale ja nie zamierzałem się nad nim teraz litować. Ignorował mnie przez cały jebany tydzień i myślał, że nagle o wszystkim zapomnę, bo zrobił mi jedzenie? - Rozmawiałem z Veronicą. Wiem, dlaczego się tak zachowała, ale prosiła, abym na razie Tobie tego nie mówił. Dlatego Cię unikałem. Przepraszam, ja... - urwał i zaczął płakać. Nie wiedziałem jak mam się zachować, więc próbowałem wstać, planując go przytulić. Ale, gdy tylko spróbowałem wstać, zakręciło mi się mega w głowie i opadłem z powrotem na poduszkę, co od razu zauważył Asher. W ciągu sekundy znalazł się obok mnie i zaczął głaskać mnie po głowie. Robił to z taką czułością. Poczułem się wtedy bezpieczny. Pierwszy raz od dawna. Wtuliłem się w niego i zacząłem płakać.
Długo rozmawialiśmy. Wyjaśnialiśmy sobie wszystko, przytulaliśmy. Nakarmił mnie, a ja zjadłem, choć na siłę. Nawet wyszliśmy na spacer. Usiedliśmy gdzieś po drodze na ławce. Wszystko wydawało się wkraczać na dobrą drogę. Wydawało. No właśnie. Ja praktycznie już nie wierzyłem, że mogłoby być lepiej. Dlaczego miałoby być dobrze? Byłem zwykłym, biednym dzieciakiem, który nagle się wzbogacił, poprzez małżeństwo swojej matki z bogatym facetem.Gdy w końcu wyszedłem z rozmyślań, zadzwonił telefon Asher' a. Na wyświetlaczu dostrzegłem napis "Tata". Wciągnął ze świstem powietrze i odebrał telefon roztrzęsioną ręką. Rozmawiał tak, a ja tylko liczyłem sekundy, licząc do końca. Rozmawiał dokładnie 36 sekund. To nawet nie minuta - pomyślałem przykro. Asher spojrzał na mnie i powiedział cicho:
- Tata dzwonił. Powiedział, że przepisał Cię do mojej szkoły. - uśmiechnął się blado, a potem wstał z ławki, na której aktualnie siedzieliśmy i zaczął iść w stronę przeciwną, aniżeli w stronę naszego domu.
- Asher! - krzyknąłem za nim. - Gdzie idziesz?! - zacząłem do niego biec, ale w połowie drogi zakręciło mi się w głowie, więc upadłem. Poczułem okrutny ból w czaszce, a na swojej dłoni - zaraz po otarciu obolałego miejsca - zobaczyłem ciemnoczerwoną krew. Po kilku sekundach zaczęła mnie ogarniać ciemność. Nic więcej nie pamiętałem.
***
Gdy się obudziłem, poczułem, że nie mogłem się ruszyć. Miałem przywiązane ręce oraz nogi do jakiegoś krzesła. Na dodatek na oczach miałem opaskę. Usta miałem zaklejone taśmą. Chciałem krzyczeć, spróbować się wyrwać, ale byłem zbyt osłabiony. Zacząłem panikować. Postanowiłem znów liczyć sekundy. Sekundy od przebudzenia.
***
Gdy doliczyłem do 11893 sekundy, usłyszałem otwierane - najprawdopodobniej żelazne - drzwi. Zaraz po tym słyszałem tylko ciężkie kroki i ciche oddechy mojego porywacza. 5 sekund później wszedł kolejny człowiek. Tym razem kroki były lżejsze, jakby kobiece. Zaczęli między sobą szeptać.
Sekunda 12176. Oprawca ściąga mi opaskę i wnet ukazuje mi się człowiek w czarnym kombinezonie i kominiarce na twarzy. W ciągu kolejnej sekundy oplotłem pomieszczenie, w jakim się znajdowałem wzrokiem. Była to piwnica, na oko metr na metr, choć wysokości jej nie brakowało - dałbym nawet pięć metrów. Drugiego oprawcy już nie było. Mężczyzna, który stał przede mną złapał mnie za policzki i mocno je ścisnął.
- Pamiętasz tego człowieka? - zapytał ostrym głosem, pokazując mi zdjęcie. To był mój były ojczym. O nie, o nie, o nie. - powtarzałem sobie w myślach.
Chciałem zaprzeczyć, ale nie mogłem się ruszyć, ani wydać z siebie dźwięku. Byłem coraz bardziej przerażony. Wnet poczułem mocne uderzenie w twarz. Mój oprawca uderzył mnie w twarz z pięści. Wtedy poczułem, że chciałbym, aby mnie zabił. Chciałem umrzeć. Wszystko chrzaniłem. Wtedy uświadomiłem sobie, że to czas ponieść konsekwencje swojej przeszłości. Przeszłości, której nie chciałem pamiętać, choć mnie prześladowała. Ponieważ to byłem ja. To ja zrobiłem coś, czego nikt nie wiedział. Zabiłem go. A oni to wiedzieli. Wiedzieli, że nie poniosłem żadnej kary, bo nikt nie wiedział, że go zabiłem. Jacob zmarł przeze mnie. To ja go popchnąłem na tę komodę. Ja go zabiłem. JA. Nikt inny. Dopiero wtedy zrozumiałem, że to nie koniec. To był dopiero początek. Romilly mnie odnalazła...
CZYTASZ
Niedaleko od śmierci {1}
RomancePierwszy tom tetralogii "Niedaleko" ("Niedaleko od śmierci", "Niedaleko od życia", "Niedaleko od cierpienia", [...]) Młody Jean mieszkał w małym miasteczku w Stanach Zjednoczonych. Pracował, zajmował się bratem Zackiem i matką Lisą, która chorowała...