Tydzień później
Ostatni tydzień był przepełniony dziwnymi uczuciami. Rodzice przepisali mnie do szkoły Asher'a, który - jak się okazało - chodził do równoległej klasy, więc mogłem się przepisać do jego klasy. Poznałem ciekawych kolegów i uzyskałem sympatię i zaufanie Asher'a. Pogodziłem się również z Veronicą i najczęściej spędzaliśmy czas w trójkę. To było miłe uczucie. Czułem się dla kogoś ważny, choć i tak nie chciałem im do końca zaufać. Bałem się, że mnie zranią. Bałem się, że będą odchodzić i wracać, aż w końcu się załamię i się poddam. Nie mogłem im powiedzieć o Jacobie, ani o innych, ale czułem, że mogłem im zaufać. Mama powoli wyglądała na szczęśliwszą przez William'a, a mój brat zaczął pomagać w domu. Wszystko wskazywało, że moje życie wkracza na nową drogę. Dopóki nie pojawił się następny tydzień....
***
- Wyjeżdżamy. Znaleźliśmy lekarzy dla twojej matki, a dla twojego młodszego brata to ogromna szansa. Nauczy się trzeciego języka. - powiedział William stojąc przede mną i Asherem. Był dosyć poważny. Widać było, że nie chce nas zostawiać samych. Nie ufał mi. To było zrozumiałe. Byłem tu intruzem. Dla każdego. - Poradzicie sobie? - zapytał z lekką troską. To było wszystko dziwne. Lekarze tak nagle się nie pojawiali. Wydawało mi się, że coś tu śmierdzi, ale nie odzywałem się. Nie chciałem im niszczyć wspólnej przyszłości.- Jasne Tato. - powiedział dosyć wesoło, ale poważnie Asher. - Trzymajcie się. - dodał cicho i poszedł szybko do swojego pokoju.
Co to do cholery było?! Nigdy nie uciekał. Nigdy nie chował się tak z nienacka. Poszedłem za nim, ale drzwi miał zamknięte. Zapukałem kilka razy, ale kazał mi odejść. Mimo próśb nie otworzył. Poczułem się natrętny. Jakbym mu przeszkadzał. Tak było jednak zawsze.
Cicho poszedłem do siebie i opadłem na krzesło. Słyszałem, jak mama z Williamem i Zack'iem odjeżdżają. Zacząłem się dygotać z wstrzymywanego szlochu. Wybuchłem płaczem i zamknąłem drzwi od pokoju na klucz. Chciałem się do kogoś przytulić. Potrzebowałem kogokolwiek. Moje rany zdążyły się wygoić, ale i tak czułem w nich ból. Jakby raniły mnie teraz od środka. Rozcinały moje narządy od środka, bo dałem się podpuścić i zagoić się im. Usłyszałem głos Veronici, która szła aktualnie do Asher'a. Otworzył jej. A mi nie. Moje serce roztrzaskało się na kawałki. Już kompletnie nie wiedziałem co mam robić. Podbiegłem do szafy szukając czegokolwiek, co przyniosło by mi ulgę, ponieważ w minionym tygodniu niebezpieczne przedmioty zostały mi odebrane przez Asher'a. Znalazłem jakiś długi pasek od spodni. Moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Biło tak mocno, że huczało mi w głowie. Zakręciło mi się właściwie w głowie. Wiedziałem, że tego właśnie chciałem. Moje życie było czarno-białe. Szare. Chciałem już tylko odejść. Spojrzałem w górę. Zobaczyłem miejsce na huśtawkę, którą miałem dziś zamontować w pokoju. Był to dosyć spory hak. Wziąłem krzesło, które stało przy biurku i zacząłem zaczepiać pasek do haka oraz do swojej szyi. Szumiało mi w głowie, ale wiedziałem, że właśnie tego chcę. Chciałem zniknąć. Nie ważne gdzie, kiedy. Chciałem już odlecieć w nicość. Jeśli Bóg istniał to i tak trafiłbym do piekła. Nikt nie chciałby mnie w niebie. Chciałem już poprostu umrzeć, nie zważając na to, gdzie trafię.
Delikatnie podważyłem krzesło nogą, które upadając na ziemię wywołało duży huk. Pasek zacisnął się wokół mojej szyi na tyle mocno, abym nie mógł złapać oddechu. Uśmiechnąłem się do siebie słabo i powoli czułem jak odpływam. Po chwili odpłynąłem w otchłań wierzeń.
***
Obudziłem się. Nie chciałem otwierać oczu, ale czułem, że przeżyłem, choć szczerze wolałbym już nie żyć. Słyszałem wokół mnie ciche pochrapywanie Asher'a i szloch Veronici. Byli przy mnie. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Powoli otworzyłem oczy, co przysporzyło mi wiele trudu, bo czułem się mega osłabiony. Poczułem ból na szyi oraz uścisk mojej dłoni z dłonią Veronici. Delikatnie podniosłem się do siadu i uścisnąłem dłoń Very troszkę mocniej, aby zobaczyła, że żyję. Gdy ona zauważyła, że się wybudziłem, przytuliła mnie z całych swych sił i wycałowała całą moją twarz. Uśmiechnąłem się delikatnie, choć szczerze nie miałem na to ochoty.
Czułem się okropnie. Jakby ktoś wbił mi miliony noży w plecy i serce. I wcale nie chodziło o tą sytuację z ucieczką Asher'a. Pogodziłem się, że nikt mnie w życiu nie chce. Po prostu byłem już tym wszystkim zmęczony. Chciałem, aby ktoś się mną zainteresował. Chciałem być kimś dla kogoś. Kimś ważnym. Chciałem opieki, zaufania, miłości. A dostawałem tylko kosę pod żebra.
Delikatnie otuliłem Veronicę kocem i położyłem obok siebie. Chciałem, aby tu była, choć ja nie chciałem tu być. I wtedy przyszła mi na myśl sprawa, o której zapomniałem. Co ja tu robię? Kto mnie znalazł? I co najważniejsze. Ile tu leżałem i czy rodzice wiedzą? Veronica zaczynała już powoli budzić Asher'a, a ja zamknąłem oczy i się w nią wtuliłem. Chciałem, aby zabrała trochę ciężaru ze mnie. Wiedziałem jednak, że to się nie wydarzy. Każdy miał własne problemy. Ja także byłem tylko ich problemem.
Asher, gdy tylko mnie zobaczył wybuchnął głośnym płaczem. Wszystko to było dla mnie nowe, dziwne. Próbowali mi pomóc, ale dlaczego? Przecież byłem nie byłem ważnym człowiekiem.
***- Nie, nie dzwoniłem do rodziców. Wiedziałem, że nie chciałbyś tego. Starałem się chronić Cię, ale wtedy gorzej się poczułem i zostawiłem Cię samego i.. - Rozmowa z Asher'em była dosyć skomplikowana. Ciągle się obwiniał i jak tylko próbował skończyć jakieś zdanie, zaczynał płakać. Z Veronicą wcale nie było łatwiej. Oboje uważali, że schrzanili, choć próbowałem im wyjaśnić, że tak nie było. Kochałem ich. Byli dla mnie całym światem. Przez ten niedługi czas stali się dla mnie wszystkim co miałem.
Przytuliłem Asher'a i zacząłem głaskać go po plecach. Przez ten czas, w którym zdążyłem go poznać, zauważyłem, że był bardzo wrażliwy. Praktycznie wszystko brał do siebie i o wszystko się obwiniał. Wtedy poczułem lekkie mrowienie w brzuchu. Było ono przyjemne, ale nie wiedziałem o co chodzi. Popatrzyłem na Asher'a i złapałem delikatnie jego twarz, po czym otarłem łzy kciukami. Wtuliłem go w siebie i zacząłem śpiewać mu kołysankę, tak samo jak mój tata, kiedy byłem młody. Chciałem, aby choć trochę się uspokoił, a najlepiej zasnął. Mi sen pomagał, może by i jemu pomógł.
Po jakiś 5 minutach zasnął, więc ułożyłem go na kanapie, na której aktualnie leżeliśmy w trójkę i wstałem. Spojrzałem na zegarek. Wskazywał dwudziestą pierwszą godzinę. Spojrzałem na Victorię, która wyglądała kiepsko.
- Wszystko w porządku? - zapytałem, podchodząc do niej. Widziałem w jej oczach smutek, ale i strach. Martwiłem się, że coś było we mnie nie tak.
- Nie chcę wracać do domu. - powiedziała bardzo cicho, a głos jej się łamał. Zmartwiłem się jeszcze bardziej. Przytuliłem się do niej i pocałowałem ją w czoło. Chciałem, aby wiedziała, że może tutaj czuć się bezpieczna. Chciałem, aby wiedziała, że może na mnie liczyć.
CZYTASZ
Niedaleko od śmierci {1}
RomancePierwszy tom tetralogii "Niedaleko" ("Niedaleko od śmierci", "Niedaleko od życia", "Niedaleko od cierpienia", [...]) Młody Jean mieszkał w małym miasteczku w Stanach Zjednoczonych. Pracował, zajmował się bratem Zackiem i matką Lisą, która chorowała...