Rozdział 11

28 5 6
                                    

  W ciągu kilku zacząłem lubić Finna. Był miły, robił wszystko, aby każdy był szczęśliwy, ale, gdy na mnie patrzył, widziałem, że jest jakiś przybity. Patrzył na mnie, jakby chciał mi coś powiedzieć. Jakby chciał mi coś pokazać, a najlepiej już mnie z całych sił uściskać.

  Jakoś dwa tygodnie po zamieszkaniu tu, Finn przyszedł do salonu, gdy my akurat zaczynaliśmy partyjkę w chińczyka. To porwanie zbliżyło mnie także do Asher' a. To akurat mi bardzo pasowało. Nie chciałem go stracić. Kochałem go. Najbardziej na świecie.

- Musimy jechać. - powiedział poważnie, lekko zdenerwowany. Odrazu odłożyliśmy grę i poszliśmy z nim. 

  Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Jechaliśmy tak z pół godziny, aż wysiedliśmy w pobliżu jakiegoś cmentarza. I wtedy poczułem, że staje mi serce. Tu leżał mój ojciec - ciągle latało mi to w głowie. Gdy tylko Finn stanął na poboczu, wybiegłem z auta i zacząłem biec w stronę cmentarza. Przez łzy wszystko mi się rozmazywało, ale nie obchodziło mnie to. Biegłem ile sił w nogach i jedyne co słyszałem, to krzyk Finna i Asher' a za mną, jednakże nie obchodzili mnie w tym momencie. W tym momencie liczył się tylko on. Mój tata.

  Gdy tylko dobiegłem do grobu ojca, padłem na kolana i zacząłem szlochać tak, jak nigdy wcześniej. Nie było mnie tam tyle lat. Matka nigdy nie chciała mnie tu zabrać. Tuż obok zobaczyłem grób Jacoba. Były one trochę dalej niż normalne groby. Nie rozumiałem, dlaczego. Uznałem, że nie jest to coś, czym powinienem się był martwić. Nagle poczułem mocne szarpnięcie. Ktoś pociągnął mnie w krzaki i poczułem jak przyłożył mi pistolet do głowy.

- Tylko słowo, a Cię zabiję. - powiedział kobiecy głos. Serce mi się wtedy zatrzymało. Veronica. Co ona tu robiła? Co ona MI robiła? - Zabiłeś Jacoba, prawda? - syczała chamsko, a ja nie rozumiałem o co chodzi.

- Veronica. Co się dzieje? - zapytałem wystraszony i zmartwiony. - Ktoś Ci groził? Kto ci każe to robić?

- Jesteś naiwny. William mnie wynajął, abym Cię śledziła. Wiedział, że go zabiłeś. William to brat Jacoba. - mówiła dosyć chamskim tonem, ale także, jakby z wyrzutem. - A uderzyłam Cię wtedy, bo nie mogłam już wytrzymać twojego obrzydliwego dotyku. - powiedziała jeszcze bardziej chamsko, niż wcześniej.

  Ścisnęła mnie jeszcze mocniej i odbezpieczyła pistolet. Jednakże mnie to już nie obchodziło. Chciałem umrzeć. Roztrzaskała mi serce na kawałki. Czułem się zraniony. Miałem z nią tyle dobrych i złych chwil, tylko po to, aby znalazła na mnie dowody. Dowody mojej zbrodni z dzieciństwa.

  Nagle usłyszałem strzał. To już? - pomyślałem. - Już umarłem? Jednakże dalej coś czułem, czułem jak opadam, ale nie czułem żadnego bólu. Wtedy poczułem kogoś dotyk.

- Już dobrze. Już jesteś bezpieczny. - słyszałem głos Finna, ale dalej bałem się otworzyć. Przeżyłem. Z jednej strony się cieszyłem, ale z drugiej strony.... chciałem umrzeć. - Tak Cię przepraszam. - Finn zaczął płakać. Nie rozumiałem dlaczego. Nie byłem nikim ważnym.

  Poczułem ciepło krwi na moim policzku. Ale nie była to moja krew. Odwróciłem się delikatnie, wciąż klęcząc i zobaczyłem JĄ. Veronica leżała w kałuży ciemnoczerwonej krwi z dziurą, umieszczoną w głowie. Wydałem z siebie głośny pisk. Podbiegłem do jej zimnego i białego jak śnieg ciała. Umierała.
 
  Trzymając ją za rękę, krzyczałem. Zdzierałem sobie gardło, krzycząc, aby nie odchodziła. Lecz to nie działało. Czułem jej zimną jak lód dłoń, widziałem jej bladą jak śnieg cerę. Wiedziałem, że umiera. Dlaczego ja? Przecież byłem tylko dzieckiem. Ledwo ukończyłem szesnaście lat. Dlaczego i ona musiała umrzeć? Krzyczałem, przeklinałem Boga, aż w końcu straciłem świadomość.

Niedaleko od śmierci {1}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz