Rozdział 20

16 3 4
                                    

  Jacob mnie gdzieś zaprowadził, jednak mój wzrok nawet nie wiedział gdzie.

- Najpierw Cię trochę poprawimy. - powiedział i posadził mnie na jakimś krześle. Związał mi ręce, jakbym jeszcze wiedział gdzie mam uciekać. - Teraz wybierz sobie kolor. - powiedział, więc chyba coś mi pokazywał. Jednakże ja nie widziałem. Nic nie widziałem.

- N-nie widzę. - zacząłem się jąkać ze stresu. - Nic nie widzę. Wszystko jest jakieś mgliste. Napraw mi wzrok, a oddam Ci się. Tylko błagam, zwróć mi wzrok. - zacząłem płakać. Chciałem tylko widzieć. Chciałem zobaczyć ostatni raz tatę, Octaviana, Asher'a, Huntera... i Verę, ale to nie było możliwe.

- Odzyskasz wzrok po dniu, dwóch. Może po tygodniu. - powiedział spokojnie, po czym dodał. - Czarny czy brązowy?

- Czarny. - powiedziałem bez zastanowienia. To był mój ulubiony kolor, więc nie mogło być źle. Cokolwiek chciał we mnie zmienić.

  Po chwili poczułem jak łapie moje włosy, bardzo delikatnie, a zaraz potem usłyszałem.... maszynkę do golenia. O nie o nie o nie - powtarzałem w kółko w myślach. On chce ściąć i zafarbować moje piękne, rude włosy. Zacząłem się stresować, ale uznałem, że to i tak nic nie da.

  Po 5 minutach poczułem farbę na włosach. Potem jej zmywanie.  Aż w końcu... nagle odzyskałem wzrok. Nie rozumiałem co się stało. Zacząłem widzieć. Tak nagle zacząłem widzieć.

- Koniec roboty. Zobaczysz dopiero, jak odzyskasz wzrok. - powiedział zmęczonym głosem Jacob.

- Widzę. Już widzę. - powiedziałem cicho, wręcz szepnąłem. Nagle Jacob obrócił mnie na krześle tak, abym był na przeciwko lustra. Wtedy zobaczyłem. Kogoś innego. To nie byłem ja. Ale miał ten człowiek podobną twarz. Tylko tyle. Jego włosy były krótkie, a grzywka leciała mu na oczy. Były koloru czarnego. Na szyi miał zawieszony łańcuch ze srebra. Nie poczułem, jak Jacob mi go zakładał. Nie widziałem już siebie. Widziałem obcego gościa. Kogoś, kogo nie znałem. Na dodatek Jacob podawał mi właśnie soczewki do oczu.

- Tak zostawię Cię i twoją rodzinę w spokoju. Ale jest jeden warunek. Nie wrócisz do nich. Zamieszkasz sam. Nigdy nie wrócisz do nich. Zmienisz imię, a ja ukażę Cię, jako martwego. - mówił Jacob, a mi serce stanęło. Wiedziałem, że inaczej moja rodzina zginie. Skinąłem delikatnie głową. - Genialnie! Już myślałem, że będę musiał Cię zmusić. - powiedział uradowany.

  Jacob wyciągnął strzykawkę i wbił mi ją w ramię, po czym wstrzyknął mi jej zawartość. Nagle zaczęło robić mi się ciemno przed oczami i... zasnąłem.

***

  Obudziłem się w moim "nowym" domu. Rozejrzałem się wokół. Mój nowy pokój zawierał wszystko, czego bym potrzebował. Szafa była pełna ubrań, które były idealnie dopasowane. Spojrzałem na datę i zegarek. Wskazywały one wigilię. Wigilię samemu. Spojrzałem przez wielkie okno i usiadłem na parapecie. Za oknem był ten sam cmentarz, na którym został pochowany mój "ojciec". Wtedy uznałem, że rozkopię ten grób. Przecież widziałem tam ojca.

  Wyszedłem z domu i pobiegłem ze szpadlem do grobu. Zacząłem go rozkopywać, aż nagle pod szpadlem poczułem drewno. Jest i trumna. - pomyślałem. Zacząłem rozkopywać do końca dłońmi, a potem otworzyłem trumnę.... a tam zobaczyłem niezwykle żywego manekina. Manekina. Serce mi stanęło. Zobaczyłem wnet grób mojej matki. Podbiegłem i zrobiłem to samo, co z grobem mojego ojca. W trumnie także znajdował się manekin. W grobie Dylana - brata Hunter'a, Jacoba tak samo. Serce zaczęło mi coraz mocniej bić. Obiecał ich zostawić w spokoju, póki ty się nie pojawisz. - uspokajałem się w myślach.

***

2 lata później

  Kolejna wigilia samemu. Już trzecia. Jacob co rok udowadniał mi, że moja rodzina jest bezpieczna, wysyłając ich zdjęcia w domu. Wyglądali na... szczęśliwych. A mi serce pękało. Nie chodziłem do szkoły, a nawet 3 miesiące temu skończyłem osiemnaście lat. Nie miałem nikogo. Wnet usłyszałem jakichś ludzi na cmentarzu. Byli w czarnych strojach. Rozkopywali grób. Mój grób. Patrzyłem na to zza szyby. Patrzyłem, jak dowiadują się, że w moim grobie jest manekin.

  Ktoś po chwili zapukał mi do drzwi. Poszedłem je otworzyć i wnet zobaczyłem... mojego ojca. Wyglądał na zmęczonego. Jego włosy były dalej rude, ale były także siwe i zniszczone.

- Dzień dobry! Nie widział Pan tego chłopca? Wmówiono nam, że on nie żyje! Ale rozkopaliśmy grób i okazało się... - mówił tata cały czerwony z wstydu. Jednakże nie dałem mu skończyć.

- Spokojnie, spokojnie! - złapałem go za ramiona, ale lewa trzymała lżej, bo dalej była słabsza.

- Na dodatek jego oprawcy już zmarli i to naprawdę. W końcu. Bałem się o moich synów dzień w dzień. - mówił, aż w końcu się rozpłakał. U jego boku nagle pojawił się... Asher.

- Spokojnie, Finn. - uspokajał go. Gładził go po plecach i włosach. A ja się uśmiechnąłem. Spojrzałem na kamerę i faktycznie. Była wyłączona. Zrobiłem więc coś, przez co by mnie poznali. Mimo, że miałem już wiele tatuaży, miałem nadzieję, że zrozumieją przekaz. Ściągnąłem spodnie, ukazując blizny  zasłonięte tatuażami oraz ten jeden tatuaż. Tatuaż planet. Planet od mojego ojca. - Chodź stąd. To jakiś zboczeniec. - dodał Asher, a mnie pękło serce. Tata się odwrócił, nawet na mnie nie spoglądając.

Niedaleko od śmierci {1}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz