Jeden z pozoru zwykły wieczór, jeden moment, jedno spojrzenie i jeden ruch wystarczył żeby całe moje zwykle, nudne życie szarej myszki zmieniło się o 180°.
Nazywam się Julka Clark, a o to moja historia jak zostałam porwana przez jednego z najlepszyc...
Po jakże emocjonującej wymianie wiadomości z Kapuchą, biegiem wróciłam do Neymara. Miałam lekkie wyrzuty sumienia przez moje zachowanie względem niego. Choć w sumie to nie widziałam w swoim zachowaniu żadnej winy. No bo jak niby miałam się zachować na wiadomość o zdradzie???! Było minęło, ale byłby przypał jakby coś mu się stało po moich ciosach Pudziana. A co jeśli od uderzenia w jaja stracił płodność?? Nie będziemy mogli mieć dzieci??
Zaraz co? Jakie dzieci?! Nie, nie Julka. Nie możesz tak myśleć. Ale i tak muszę go jakoś udobruchać.
Pogrążona w swoich mrocznych myślach, nie zauważyłam iż wpadłam na kogoś, prawie spadając ze schodów i skręcając sobie kark. Nie był to nikt inny jak Neymar.
-Uważaj jak chodzisz piłeczko. Nie jestem nekrofilem - zaśmiał się jak hiena uprzednio łapiąc mnie w pasie. -Haha ale śmieszne - prychnęłam mu prosto w twarz i dźgnęłam w bok. - Dobra już dobra. Zabieram cię dzisiaj na romantyczną kolację - uśmiechnął się łobuzersko. -No ok. Na którą mam być gotowa? -17? Do tego czasu możesz jechać na jakieś zakupy czy co tam chcesz. Ja muszę ogarnąć parę spraw i odpocząć po podróży.
Na słowo zakupy aż mi serce szybciej zabiło. -Dobra to lecę. Paaaa! - rzekłam i w locie cmoknęłam jeszcze brazylijczyka w policzek.
Szybko pokopytkowałam do kuchni po coś do jedzenia, bo nie jadłam dzisiaj jeszcze nic. Postawiłam typowo na krosanta. Będąc już przy wyjściu złapałam pierwszą lepszą bluzę, którą narzuciłam na swój imponujący strój i z krosantem w ręku pognałam na podjazd przed dom.
Czekał tam na mnie już czarny Bugatti Chiron, a w nim szofer Robert.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
-Dzisiaj ja prowadzę - powiedziałam władczo. -Nie wiem czy to najlepszy pomysł - usłyszałam gdzieś za plecami głos ochroniarza Michała. -Ale czy ja cię kurwa pytałam o zdanie? Nie? To wypierdalasz - wysyczałam i otworzyłam drzwi pojazdu od strony kierowcy, chcąc już złapać typa za łachy i wyprowadzić. On jednak był szybszy i sam wysiadł. Ale cienias z niego.
Po chwili odjeżdżałam już z piskiem opon spod posiadłości. Jadą koty. Mknęłam przez ulice Paryża ze zdecydowanie niedozwoloną prędkością, od czasu do czasu robiąc drifty. Ale chuj w to. Nie pierwszy raz łamię prawo, dla mnie to jak bułka masłem. W lusterku wstecznym widziałam wręcz przerażony wzrok Łysego, więc przyspieszyłam jeszcze bardziej. Ale z was pizdy.
Tak o to w 5 minut dotarłam do centrum miasta i udałam się w wir shoppingu.
Jakiś czas później.
Do willi wróciłam obładowana torbami ciuchów, a właściwie to moi tragarze byli nimi obładowani. Myślałam, że kupię tylko jedną sukienkę na dzisiejszy wieczór, ale niestety to złota karta Neymara sama się na mnie rzuciła...
Do naszego niesamowitego wyjścia została jakaś godzina. Wykonałam swoją oczyszczająco pielęgnacyjną rutynę, a następnie przywdziałam mój spektakularny outfit: