Rozdział 33.

351 35 37
                                    

Mój upragniony, wymarzony dzień nadszedł bardzo szybko.
To już dziś.
Dokładnie za 30 minut rozpocznie się finał Ligii Mistrzów... Legia Warszawa vs Real Madryt...
Czekałam na to wydarzenie od dnia mojego zapłodnienia.

Byliśmy już w potężnej Bydgoszczy, na potężnym stadionie Zawiszy Bydgoszcz.
Razem z Neymarem mieliśmy na sobie dojebany matching couple outfit:

Jako iż miałam dzisiaj urodziny brazylijczyk obiecał mi, że spotka mnie dzisiaj jeszcze nie jedna niespodzianka

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jako iż miałam dzisiaj urodziny brazylijczyk obiecał mi, że spotka mnie dzisiaj jeszcze nie jedna niespodzianka.
Nie mogłam się już doczekać.

Wybiła godzina 20:00.
Wszyscy zawodnicy wyszli na boisko.
Hymn Ligii Mistrzów został odsiepwany.
Pierwszy gwizdek rozbrzmiał w uszach wszystkich zebranych.
Igrzyska Śmierci rozpoczęte.

Legioniści radzili radzili sobie wyśmienicie już od pierwszych sekund. Byli jak termistorzy - nie do zniszczenia, nie do zgładzenia.
Jednak to Vini Jr strzelił jako pierwszy bramkę dla swojej drużyny...
Chciałam powiedzieć już jakiś rasistowski żart, ale to nie to towarzystwo.

Cały czas nie traciłam jednak nadzieji.
Nawet kiedy w 40 minucie Modric dobił nas do 2:0.
Załamana zalałam się łzami i zaczęłam kopać w krzesełko przede mną, nie zważając nawet na to, że ktoś na nim siedzi.
Są rzeczy ważne i ważniejsze.

Neymar próbował mnie pocieszyć trzymając w czułym uścisku.
-Shhh spokojnie piłeczko.
Jego słowa rozjuszyły mnie jeszcze bardziej.
-Spokojnie?! Jakie kurwa spokojnie??!! Wsadź chuja w buta i nie szczekaj - wyskrzeczałam, zepchnęłam z siebie jego gangsterskie łapy i poszłam usiąść gdzieś indziej
Essa.

70 minuta.
Z nerwów już dawno obgryzłam paznokcie, nawet te u stóp.
Wynik dalej był ten sam.
2:0 dla Realu.
Madryciarze co chwilę faulowali naszych, oczywiście ze wzajemnością.
Vinicius doigrał się w końcu czerwonego kartonika. No i łatwiutko z nimi.

Pojebie mnie no. Zaraz wskoczę tam i sama pykne 5 bramek w 9 minut.

W 85 minucie czas jakby stanął w miejscu.
Niespodziewanie bramkę na 2:1 strzela... Bartosz Kapustka?
Zaraz co? Zupełnie zapomniałam już, że on tu gra.
Ale chuj w niego, ważne że jesteśmy bliżej niż dalej zwycięstwa.
Rozkład jazdy: jazda z kurwami.
Od darcia się zdarłam sobie chyba całe gardło, ale ktoś musiał pokazać tym ciotom jak się kibicuje.

Nagle w Legionistów jakby strzelił jakiś piorun i kopnął ich w dupę, bo deszcz goli z ich strony posypał się machinalnie.
Na 2:2 wyrównuje Rosołek.
Hat tricka zalicza Jędrzejczyk i Kapustka.

Spotkanie dobiega końca.
90 +10 minuta.
Końcowy gwizdek.
O kurwa.
Wygrywamy 7:2.
Legia zdobywa po raz 10 wgraną w Lidze Mistrzów...
Szok i niedowierzanie.
Zaczynam drzeć się, piszczeć, skakać, płakać i gryźć jakiegoś typa obok mnie w ramię jak pierdolnięta. Teraz to wyszedł ze mnie prawdziwy demon.
Padam na kolana.
Czuję się jak w jakimś śnie, ale to prawda.
Popłakałam się jak nigdy. Cała się trzęsę.

Porwana przez piłkarzyka ~Neymar Jr~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz