Patrzyłam na zapłakaną twarz syna, zjedzenie jego słodyczy było dla niego, jak wyrok śmierci. I Bastan o tym dobrze wiedział, ile razy musiałam tą dwójkę odciągać od siebie, bo Bastan coś mu zjadł.
Spojrzałam na mojego brata, który szedł w ramie w ramie z Aresem. I nie było po nim widać, że miał jakieś wyrzuty sumienia ze swojego właśnie zrobionego przestępstwa. Alfie wyrzucał zapłakany ręce ku górze, robiąc awanturę na cały ogród jak i nie dom.
A mnie zaczynała od tego już głowa boleć. I jak taka osoba mogła mieć w przyszłości rodzinę? Jak on sam był dużym dzieckiem. Już w sumie dawno dorosłym, chociaż jego zachowanie wcale na to nie wskazywało.
- Dobra już nie rycz. - przykucnął przy swoim siostrzeńcu. - przecież ci go odkupie, chciałem sprawdzić czy nie jest zatruty.
- Zatruty? - Ares przeniósł na niego wzrok, wyglądał na mocno zirytowanego, ale nie tym, że właśnie mój tępy brat zjadł lizaka jego synowi. Tylko tym, bo rozmawiałam z jego matką.
- A co myślałeś? - Bastan odwrócił w jego kierunku głowę, cały czas klęcząc na ziemi. - Kij cię wie, czy nie dodałeś tam niczego, ale jednak żyję więc chyba nie. Jak się rano nie obudzę, to wiecie kto mnie zabił.
Wtedy Alfie uniósł dłoń i rzucił patyczkiem od lizaka, Bastana prosto w twarz. O mój Boże i się zaczyna.
- Masz pięć sekund, aby stąd uciec. I twoja matka ani niby ojciec ci nie pomogą. - brat stanął na równe nogi, a Alfie od razu uciekł w głąb ogrodu. Bastan rzucił się za nim w pogoń.
- Nic mu nie zrobi? - Debra spojrzała za nimi, upewniając się czy jej wnuk nie jest w zasięgu dłoni Bastana.
- Nie udawaj, że cię to obchodzi. - Ares prychnął śmiechem łapiąc mnie za rękę, abym wstała z krzesła. - co jej mówiłaś?
- O co ci chodzi? - spuściła wzrok na dzbanek z herbatą. - my tylko rozmawiałyśmy.
- Nie obchodzi mnie to - rzucił pośpiesznie - nie masz prawa rozmawiać z nią.
- Nie mam czego? Słyszysz sam siebie? - wyrwałam mu swoją dłoń z jego uścisku, gdy znaleźliśmy się w środku rezydencji. Teraz dostrzegałam jaki błąd popełniłam przyjeżdżając tutaj - to ty nie masz prawa tak mnie traktować, tym bardziej swojej matki. Wygląda na schorowaną kobietę.
- Bo taka jest, przekabaci każdego na swoją stronę. Nie znasz jej, nie wiesz jaka ona jest na prawdę. - wyglądał na mocno wkurwionego, jego tęczówki znacznie przyciemniały a sam wyglądał jakby nie panował nad sobą.
- To po cholerę to wszystko? Chcesz udawać szczęśliwą rodzinkę przed mediami? Tak jak twoi rodzice?
- Chciałem zapewnić godne życie swojemu synowi, czego ty nie rozumiesz? Alfie zasługuje na szczęście. Z twoją rodziną nie mógłby tak żyć.
- Błagam cię, pieniądze to nie wszystko. Nie wciągaj dziecka w to wszystko, on jest nieświadomy tego co się dzieje.
- Jemu potrzebny też jest ojciec. Bastan nie zająłby mojego miejsca, tak samo jak inny facet, w jego żyłach płynie krew Bastosów. Nie dałabyś rady go wychować sama. - jego oddech owiał moją skórę na szyj, poczułam jego dłonie na swoich biodrach.
Od razu je odtrąciłam, sprawiały mi ból a wspomnienia cały czas wracały przy jego obecności. Wszystko było dobrze, aż do momenty gdy on się nie pojawił. Alfie nie wypytywał aż tak bardzo o ojca bo mu nie był potrzebny. Zapewniałam mu wszystko, co tylko chciał.
- Poza tym, sama się zgodziłaś. Czyli coś jest na rzeczy, nie dawaliście sobie rady z wykarmieniem dziecka.
- Zgodziłam się, bo mnie zaszantażowałeś. - wyrzuciłam w jego kierunku palec, który dotknął jego torsu i sprawił, iż się odsunął - dobrze wiesz, jaką władzą dysponujesz a mi zależy tylko na swoim dziecku.
- Mogłaś zawsze odmówić, może jakoś doszlibyśmy do porozumienia.
Nie wierzyłam, że on to powiedział. Nie słyszałam tego, ten człowiek był chodzącą płachtą na byka. Odrzuciłam swoje czarne włosy do tyłu i spojrzałam w stronę przeszklonych drzwi, które prowadziły na taras. Jednak nie było tam ani śladu kobiety.
Współczułam jej, dużo przeżyła a nie dostawała żadnego wsparcia ze strony swoich dzieci. Nie chciałam dawać mu tej satysfakcji z gnębienia mnie, traktował mnie jakbym była rzeczą, którą można bez problemu ustawiać z konta w kąt. Jest przyzwyczajony, że na ogół dziewczyny uginały się przed nim.
A ja się od nich wcale nie różniłam, powodował we mnie różne uczucia, ale i tak przeważały te złe. On był idealnym przykładem, jak pieniądze zmieniają ludzi. Wątpię, że byłby taki gdyby urodził się w zwykłej rodzinie.
A nie, tam gdzie przeważają pieniądze i sława. Mogli z łatwością wykupić całe miasto, a nikt nawet by się nie przeciwstawił.
- Teraz zamierzasz mnie ignorować? - jego sam głos jest irytujący, wkurwiała mnie sama jego postawa do całego świata.
- A co mam innego zrobić? Nie reagujesz na nic innego, żyjesz sobie w tym swoim idealnym świecie nie reagując na krzywdę na innych.
- Krzywdę innych? - jego jedna brew wystrzeliła ku górze - masz na myśli moją matkę? Ona nie zasługuje na pomoc, spotkała ją karma. Próbowaliśmy jej pomóc, ale ona jej nie chciała. Nie chciała nas, ta kobieta nienawidzi każdego człowieka płci męskiej.
- Wcale się jej nie dziwię, wasz ojciec zgotował jej piekło.
Coś w jego oczach się zmieniło, jakbym nie świadomie trafiła w jakiś jego czuły punkt. Zamyślił się na chwilę, a gdy zauważył jak na niego zerkam od razu się wyprostował i wbił swój wzrok ponad mnie.
- Nie obwiniaj tylko jego, obydwoje są siebie warci. Nie znasz całej historii.
- To mi ją powiedz, w końcu mam tutaj mieszkać.
- Nie mam takiego zamiaru, nie jesteś nikim ważnym dla tej rodziny. Dałaś mi tylko syna, nie pozwalaj sobie na zbyt wiele. Nikt nie będzie ciebie ani twojego brata traktował jak swoich. Ponieważ nie jesteś jedną z nas. - zamarłam na jego słowa.
Poczułam jak jedna warga zaczęła drżeć a w moich oczach pojawiły się łzy, pomrugałam dość szybko aby je odpędzić i nie pozwolić, żeby on to zauważył. Nie chciałam aby widział, że jego słowa faktycznie mnie zabolały.
Powiedział tylko prawdę, więc czemu to tak bardzo boli? Jestem tylko kobietą, która dała mu syna. Nie ma mowy o jakiejkolwiek miłości, albo chociażby przyjaźni. Kreują wszystko pod media, aby nikt nie narobił im skandalu.
Ta część życia jest wręcz przesiąknięta kłamstwem i manipulacją. I co najgorsze, oni nie widzą żadnego problemu.
Spojrzeliśmy w stronę drzwi, które dość szybko się zamknęły. Na hol wkroczył dość młody chłopak, jego zielone tęczówki od razu spoczęły na mnie. Posłał mi delikatny uśmiech, jednak gdy zauważył obok mnie swojego starszego brata jego uśmiech przypominał bardziej grymas.
- Spóźniłeś się - skrzyżował swoje dłonie na torsie, wbijając w ciało nastolatka karcące spojrzenie.
- A ty nie baw się w ojca, bo coś ci nie wychodzi - chłopak wyciągnął ku mnie swoją dłoń - jestem Apollo, najmłodszy.
- Bluebell, miło cię poznać - kątem oka zauważyłam, że nie koniecznie Aresowi spodobały się słowa jego brata.
- A gdzie Hermes? - młodszy na jego pytanie wzruszył tylko ramionami.
- Nie wiem, ty powinieneś to wiedzieć. W końcu jesteś przykładnym starszym bratem, czyż tak nie jest?
- Apollo - warknął, ich zachowanie nie przypominało normalnej relacji pomiędzy braćmi. Wyglądali jakby mieli się zaraz rzucić sobie do gardeł.
- Nie mówię po imbecylsku - Apollo chwycił mnie za dłoń i poprowadził ku schodom zanim jego starszy brat zdążył by zareagować na jego słowa - idziemy się lepiej zapoznać, nie musisz się o nią bać!
Ig: medusaxdf
Twitter: Antecjone
CZYTASZ
Diabelska Gra. |Zawieszone|
Teen FictionKobieta z trójką synów, to nie wróży niczego dobrego. Nawet po naszych najlepszych znajomych, możemy spodziewać się zdrady. Bluebell zaufała nie tym osobą, podjęła się gry, która odbije się na jej życiu.