X

366 25 9
                                    

Wzięłam dość głęboki wdech, przez całe moje ciało przechodziło uczucie strachu. To była tak skomplikowana sytuacja, myślałam zawsze, że takie rzeczy dzieją się tylko w książkach. W końcu stałam się główną postacią swojego życia.

Debra chciała grać, więc zagram w jej grę. Tylko ja będę łowcą a ona ofiarą. Wiedziałam jak walczyć o swoje. Na nikogo nie mogłam liczyć, Ares mi nie wierzył, Apollo to jeszcze dzieciak i narobiłby więcej szkód niż pożytku.

Bastan jest kąpany w gorącej wodzie, a jego wybuchowość wcale by nie pomogła. Został mi tylko Hermes, który jako jedyny wziął moją stronę. Uwierzył mi i nie stanowił żadnych problemów, chociaż jemu też do końca nie mogłam ufać.

Kobieta miała wielu sojuszników, nawet wśród lekarza, który stwierdził, iż nie było szans na powrót do zdrowia. Ściema śmierdziała na kilometr, jednak tylko ja i jeden z braci ją wyczuwaliśmy.

Czułam na sobie wzrok Apolla, wkładałam powoli swoje rzeczy z powrotem na półki. Wolałam nie odkładać tego na później, skoro miałam inne problemy na głowie. Zerknęłam na niego, opierał się o framugę drzwi od garderoby. W swoich dłoniach trzymał miskę z płatkami, jego dresowe spodnie osunęły się na sam skraj bioder.

Jego widoczne żyły przeciągały się aż do brzucha. Nie był umięśniony, ale jego sylwetka i tak robiła wrażenie. Badał mnie swoim czujnym wzrokiem, nie spuszczając go ani na sekundę z moich rąk, tak jakby pilnował abym czegoś nie ukradła.

W końcu to nie jest normalne, że znów wróciłam do posiadłości po mojej awanturze i upieraniu się, iż ich matka jest niebezpieczna i grozi nam niebezpieczeństwo. Nie ufał mi tak samo, jak ja nie ufałam im.

Tym bardziej nie spodobało mu się to, że na progu drzwi zobaczył mojego brata. Nie spodziewał się tego a jego obecność działa mu na nerwy. Tym razem mój brat nie upierał się, że chce zostać w domu rodziców. Sam spakował swoje rzeczy i stwierdził, iż jedzie ze mną.

Chciał mieć na wszystko oko, na mnie, a tym bardziej braci Bastos.

- Czuję się niekomfortowo jak tak się patrzysz. - odłożyłam walizkę na górną półkę, która była przeznaczona do różnych toreb i walizek.

- A co mam robić? Wolę patrzeć na ciebie niż Bastana - odburknął - zajął mi kuchnię.

Czyli dlatego zawdzięczam jego obecność. Ta dwójka zdecydowanie się nie polubi, moja nadzieja, że kiedykolwiek się polubią odleciała z wiatrem.

- Ale mógłbyś nie zgniatać mnie tak bardzo tym oceniającym wzrokiem.

- Oceniającym? - spojrzał na mnie w delikatnym szoku. - w życiu, mówiłaś Aresowi, że wracasz?

- Po co? Nasza obecność zbytnio nie wpływa na niego.

- Ares ma nierówno pod kopułą, wiadomo kto dostał te najgorsze geny po rodzicach. Ja jestem tym zajebistym bratem, wyglądam jak grecki bóg, Hermes też najgorszy nie jest, a Ares to Ares. Nie za bardzo odczuwam jego obecność, jedynie wtedy gdy zrobię coś co jemu się nie spodoba.

- Ares was wychował, nie powinieneś tak go oceniać.

Apollo zmarszczył swoje ciemne brwi i spojrzał na mnie jak na idiotkę, oni serio tego nie zauważają. Nie wiedzą co on przeżył i starał się ich chronić, co mu się zresztą udało. Nie wiedzieli tego, co ja wiem i może tak było lepiej?

- Rany, nie wiem co bierzesz, ale też chcę.

Otwierałam już usta w odpowiedzi, lecz za plecami młodszego wyłapałam ruch. Atmosfera stała się napięta a same barki Apollo nieco się spięły. Znalazł się za moimi plecami, abym w razie czego go uratowała.

Diabelska Gra.  |Zawieszone|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz