IX

344 20 4
                                    

  Sztuczny uśmiech widniał na mojej twarzy, delikatny dyskomfort wdał się w moje plecy od siedzenia na podłodze. Brzeg kanapy wbijał się prosto w mój kręgosłup. Czego nie robi się dla syna. Alfie cały czas wypytuje, kiedy wrócimy do taty.

A ja nie wiem co mu powiedzieć, Ares zasypał mój telefon wiadomościami i nieodebranymi połączeniami. Po prostu się bałam, bałam się o swoją rodzinę. Chociaż o braci Bastos też. 

Taka była prawda, że Hermes mi tylko wierzył. Apollo nie był do końca przekonany, chociaż po nim spodziewałam się większego wsparcia. A o najstarszym nawet nie będę wspominać. Ostatnia paczka, jaką dostałam zapadła mi w pamięci. 

Zaszyła się w zakamarkach mojego mózgu i za nic nie chce stamtąd wyjść. 

- To nie sprawiedliwe! - Alfie rzucił w końcu kredkę na podłogę. Uniosłam na niego wzrok, jednak  chłopiec patrzył wszędzie tylko nie na mnie. - nie jestem taki głupi, wszyscy coś przede mną ukrywacie. 

- Nic nie ukrywamy, po prostu ja i twój tata się delikatnie pokłóciliśmy, sprawa dorosłych. 

- Pewnie - wywrócił swoimi zielonymi tęczówkami. - jak dwie dorosłe osoby wyprowadzają się od siebie, to nie wróży nic dobrego. Will mi mówił, że jego rodzice też się wyprowadzili od siebie, i już ze sobą nie rozmawiają, jedynie jak Will przyjeżdża na weekendy do swojego taty. 

- Po prostu, musimy dojść z twoim tatą do porozumienia, to jest ważne w związku.

- Tak? A kiedy ostatnio z nim rozmawiałaś? Twój telefon leży wyciszony w pokoju i nawet z niego nie korzystasz. 

Był mądrzejszy niż mi się wydawało. Zdecydowanie inteligencje odziedziczył po mnie, Ares jest zbyt lekko myślny. A sprawa z jego matką tego dowodzi. Ostatnim czasu nie byłam sobą, byłam nie obecna a rozmowa z kimkolwiek a w szczególności z moim dzieckiem, sprawiała mi w jakiś sposób ból. 

Nie mogłam mu powiedzieć prawdy, może to złe, że trzymam go w żelaznej klatce w której wszystko jest różowe. On sam zdaje sobie sprawę, że tak nie jest. Dowodzą to jego słowa i czyny. Wyrasta z niego serio dobry chłopak. 

Powinnam być z tego dumna, ale nie jestem. Nie spędzałam z nim czasu, tyle ile było by trzeba. Większą robotę odwalili tutaj moi rodzice i rodzeństwo. Martina której praktycznie nie ma w domu, siedziała z nim więcej niż ja. 

- Babcia upiekła babeczki. - do pokoju wpadł Bastan, a Alfie od razu się rozchmurzył. Kompletnie zapomniał o naszej rozmowie. 

- Babeczki! - wykrzyczał i pędem pobiegł do kuchni. 

Brunet rozejrzał się po pokoju rodziców i usiadł obok mnie. Zgarnął mnie w swoje ramiona, składając delikatne pocałunki na mojej skroni. Wyczuł napięcie, które unosiło się w pomieszczeniu. Brat był dla mnie w pewnym sensie oparciem, chociaż i tak nie których rzeczy, wolałam mu po prostu nie mówić. 

- Co jest? - potarł moje plecy - dajesz, możesz się popłakać. 

Jak na zawołanie łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Może tego potrzebowałam?

- Nie myślałaś nad pomocą? 

- Jaką pomocą?

- Z rodzicami widzimy, jak się zachowujesz. Nie dajesz sobie z tym wszystkim rady. Ta rodzina i to wszystko. 

- Ze mną wszystko jest okej, to chwilowy kryzys. 

- Czyżby? - wyczułam drwinę w jego głosie. - nie wydaje mi się, to wszystko też wpływa na młodego. Dopiero co odzyskał ojca a już go stracił. 

Diabelska Gra.  |Zawieszone|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz