- Kurwa mać! - wielki wrzask rozszedł się po całej posiadłości.
Nie musiałam się zastanawiać, do kogo należał ten głos. Wyjrzałam z kuchni, natrafiając na młodego który podskakiwał w jednym miejscu z uniesioną do góry nogą. Wydawało się, że wszystko trafiło do normy. Jednakże tak nie było.
Ares robił dobrą minę, do złej gry. Nie rozmawiał ze mną od wypadku, który mógł kosztować mnie życie. Tak na prawdę, nie widziałam go od dwóch dni. Zaginął bez śladu a jego bracia nawet nie próbują się z nim kontaktować.
Jakbym ja tak zrobiła, moi rodzice i Bastan postawili by na nogi cały kraj. Czasami się zastanawiałam, czy w tej rodzinie w ogóle jest takie coś jak miłość, może Ares chciał wychować swoich braci, ale oni tego nie zauważali.
A teraz uważają go za gbura, który ma kija w dupie. Poniekąd mają rację, musiał wcześniej dorosnąć i wziąć na swoje barki wychowanie swoich młodszych braci, bo na rodziców nie mógł liczyć.
- Zadzwoń po pogotowie, chyba umieram - usiadł na płytkach, które przypominały szachownice. Złapał swoją stopę i runął na ziemię wyjąc z bólu.
- Zaraz ci przejdzie, nie dramatyzuj. Lepiej mi powiedz, gdzie jest twój brat. - chłopak rzucił mi karcące spojrzenie, a jego ból przemienił się w lekkie zirytowanie.
- Przejmujesz się tym ignorantem? Pewnie zaraz wróci jak skończy mu się żarcie.
- Nie podoba mi się twój ton, to twój brat i powinieneś się o niego martwić. Może macie relacje jakie macie, ale dalej to twój starszy brat. Nie ma go od dwóch dni a wy macie to kompletnie gdzieś!
Nie podobało mi się, jak oni traktują siebie nawzajem. Tak jakby, byli zupełnie obcymi ludźmi dla siebie i wsadziło się ich do jednego budynku. To nie jest normalne, gołym okiem było to widać, że brakowało im wychowania. Wychowania przez rodziców.
Tej miłości, którą oni nam dają. Ten dom bardziej przypomina muzeum niż ten, gdzie mieszka kochająca się rodzina. W moim czuć to ciepło, które bije od dwójki kochających się ludzi. A tutaj nie, panuje wielka pustka, którą nikt nie umie uzupełnić.
Może byli kochającą się rodziną, ale na pokaz. Aby ludzie myśleli o nich same dobre rzeczy. Jednak za murami tego domu rodziło się coś innego. Nienawiść do drugiego człowieka, tak wielka, że sam budynek nią przesiąkł.
Piękne wnętrze nawet tego uczucia nie uleczy. A ja sama nie dam sobie rady, nie naprawię czegoś co od lat jest już nie żywe.
- A tobie co jest? - zielonooki wpatrywał się we mnie w lekkim szoku - on wróci, robi tak od jakiegoś długiego czasu. Wychodzi z domu i wraca po kilku dniach, gdy sytuacja się uspokoi.
- Wy nie umiecie normalnie rozmawiać? Waszą jedyną opcją, jest ucieczka? - Apollo przytaknął tylko ruchem głowy.
Czyli muszę to zmienić, przede wszystkim muszę usunąć stąd ich matkę. Nie jestem psem, który skuli ogon pod siebie i ucieknie. Wybrała sobie do gry, nie właściwego gracza. Chociaż teraz ona zbiła mojego pionka i czeka na mój ruch.
Z postrzeloną nogą nigdzie daleko nie zajdę, jej zdaniem. Nie przestraszyła mnie, a wręcz przekonała do działania. Teraz czas na mój ruch, którego się nie spodziewa.
- Jak myślisz, gdzie może być twój brat? - chłopak zastanowił się dłuższą chwilę, a raczej przemyślał wszystkie za i przeciw, aby powiedzieć mi prawdę - Apollo - powiedziałam dość przesłodzonym głosem, zmniejszając naszą odległość. Przykucnęłam przy nim, a ten znacząco odsunął się ode mnie. - powiesz mi gdzie jest twój zasrany brat, albo złamię ci tego samego palca w którego przywaliłeś.
CZYTASZ
Diabelska Gra. |Zawieszone|
Teen FictionKobieta z trójką synów, to nie wróży niczego dobrego. Nawet po naszych najlepszych znajomych, możemy spodziewać się zdrady. Bluebell zaufała nie tym osobą, podjęła się gry, która odbije się na jej życiu.