VII.

1.1K 60 13
                                    

Wzięli mnie za wariatkę. 

Zawodziłam samą siebie i innych. Ares nie spał przeze mnie przez resztę nocy. Próbowałam mu przegadać do rozumu, to co zobaczyłam w kuchni. Z samego rana przyjechał lekarz i obalił moją teorię. 

Jego zdaniem Debra nie ma szans, aby normalnie zacząć chodzić. Wiem, że to co zobaczyłam nie było snem. A oni uważali inaczej. Jedynie Bastan uwierzył w moją teorię. I nie do końca wierzył doktorowi. 

Ale przecież on się nie mógł pomylić, prawda? Znał braci Bastos od dziecka i jest to najlepszy lekarz w całej Brazylii. Stałam ze spuszczoną głową, wpatrując się w czarno - białą podłogę. Bastan siedział na schodach z Apollo w delikatnych odstępach, aby przypadkiem się nie dotknęli. 

Bo jeszcze ich głupota się wymieni. Hermes nie powiedział ani słowa w tym temacie. Miał kamienną twarz, z której ciężko było cokolwiek wyczytać. Dzisiejszej nocy wydawało się, że miał nieco lepszy humor. A po usłyszeniu mojej teorii jego humor diametralnie się zmienił. 

- I co? - Wszyscy oprócz mnie, podnieśli głowę na Aresa. - zadowolona jesteś z siebie? Martin ma dużo pracy, a ja ściągałem go specjalnie dla twojego widzi mi sia. 

- Wiem co widziałam - twardo stałam przy swoim. Nie zamierzałam zmieniać nagle zdania, potrafiłam odróżnić prawdziwe życie od jawy. 

- Gówno widziałaś - wycedził przez zęby.-  Sama go słyszałaś a i tak stoisz przy swoim. Nie pozwolę aby moje dziecko wychowywała wariatka. Na całe szczęście Alfie jest w szkole i nie był świadkiem tego, że jego matka zwariowała. 

- Hamuj typie - Bastan zerwał się na równe nogi i stanął pomiędzy mną a Aresem. - nie pozwolę, abyś zwracał się tak do mojej siostry. Może ciężko jest wam w to uwierzyć, a co jeśli doktorek ma jakiś układ z waszą matką? Pomyśleliście w ogóle o tym? 

- Najebany kurwa jesteś? Słyszysz o czym ty pierdolisz? Martin? I układy? Ma wielką karierę, nie pozwolił by sobie na to. Jakby to wyszło na światło dzienne był by skończony. 

- O jakoś twoja popierdolona rodzinka też miała wielką karierę i kłamstwa twoich rodziców nigdzie nie wyszło. 

- Powiedziałeś mu? - Ares zerknął za ramienia Bastana na najmłodszego brata. 

- Tak jakoś wyszło. - Apollo wzruszył tylko ramionami.

- Tak jakoś kurwa wyszło - Ares wzniósł swoje ręce do góry, a później wplótł je w swoje ciemne włosy. - jesteście wszyscy poważni? Wystarczy powiedzieć tylko jednej osobie, aby to się rozniosło. 

- Pan wielka zasada się odezwał. Spierdol wszystkich od góry do dołu za to, że oddychają jeszcze twoim powietrzem. 

- Od kiedy ty go bronisz? Jeszcze wczoraj, prawie się pozabijaliście. 

- Nie bronię go, po prostu ty wszystko utrudniasz. Nie wierzysz Bluebell, Apollo dostaje spierdol na każdym kroku. A wobec Hermesa nie wiem jak się zachowujesz, bo go pierwszy raz na oczy widzę. A ty niby idealny? Nie widzisz swoich błędów. Postanowiłeś zapłodnić Bluebell dla jebanego spadku, gdzie ona wychowywała waszego syna  przez sześć lat. 

Podniosłam głowę, że co? Furia oblała całe moje ciało. Skurwysyn zrobił to specjalnie? Zielone oczy Aresa nagle pociemniały. A Bastan zacisnął dłonie w pięść, jednak to była sprawa tylko i wyłącznie moja  i tego idioty. 

- Tego mu akurat nie powiedziałem. - wtrącił Apollo. 

- Jasne, że nie powiedziałeś. Czaisz, że mamy wspólnego znajomego który wszystko mi wyśpiewał? Wystarczyło mu kilka głębszych i gadał jak najęty. - Bastan zmierzył w kierunku Aresa. 

Diabelska Gra.  |Zawieszone|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz